literatura faktu,  Murakami,  varia okołoliteracka

Zawód: powieściopisarz

Być może taki sposób myślenia i życia nie pasuje do obrazu powieściopisarza, jaki ma większość ludzi. Kiedy to piszę, ogarnia mnie coraz większy niepokój. Literat prowadzący niemoralne życie, nieprzejmujący się rodziną, zastawiający suknie żony w lombardzie (może to jednak za bardzo staroświeckie?), czasami upojony alkoholem (…), antyspołeczny literat z (…) chaosu tworzący literaturę — być może społeczeństwo nadal w skrytości ducha życzy sobie takiego klasycznego obrazu pisarza. (…) Chyba nikt nie pragnie takiego, który mieszka w spokojnej podmiejskiej dzielnicy, wcześnie chodzi spać i wcześnie wstaje, prowadzi zdrowy tryb życia, nigdy nie zapomina o codziennym joggingu, lubi robić sałatki i codziennie pracuje w swoim gabinecie w określonych godzinach?

Niemoc twórczą (i czytelniczą) przełamałam książką autora, od którego wiele się dla mnie jako czytelnika zaczęło. Bo oto na polskim rynku wydawniczym pojawiła się nowa książka chodzącej ikony i kontrowersji. 

Haruki Murakami. Powieściopisarz najmniej i najbardziej japoński we współczesnym światku literatury. Wiecznie wygrywający u bukmacherów i przegrywający u Szwedzkiej Akademii. Sportowiec i literat. Pisarz, którego nie widać, choć jego książki goszczą na półkach większości księgarni świata wschodniego, zachodniego, północnego i południowego. Człowiek, którego powieści kocha się lub nienawidzi. Tertium non datur. 

Zawód: powieściopisarz to zbiór jedenastu esejów, a właściwie zapisów niewygłoszonych odczytów (stąd apostrofy i poufały, gawędziarski styl) niedoszłego (przyszłego?) Noblisty, którego tytuł nie pozostawia wyobraźni pola do popisu — książka jest tym, czego się po niej spodziewacie. No cóż, przynajmniej z dużą dozą prawdopodobieństwa. Czytelnik znajdzie tu więc mniej lub bardziej praktyczne (bo przecież wciąż zależne od indywidualnych preferencji i personalnych decyzji) wskazówki zawodowe, osobiste przemyślenia Murakamiego na temat własnej pracy — trudnych początków, drogi kariery, zwyczajów pisarskich oraz ogólne uwagi dotyczące rynku wydawniczego — tłumaczeń, nagród, kontaktów z czytelnikami.

Stylem Murakami nie zaskakuje — proste, krótkie, wycyzelowane zdania trafiające w sedno nieco lepiej jednak sprawdzają się w literaturze pięknej niż tekstach eseistycznych, ale tylko potwierdzają rysy charakterystyczne dla twórczości autora. Murakami nie czaruje, nie bawi się słowem, ale przekazuje czarno na białym to, co zamierza przekazać. Bardzo po japońsku często przeprasza czytelnika i bardzo po amerykańsku pokazuje jak czarną jest owcą japońskiego rynku wydawniczego — w rozkroku między zachodem a wschodem.

Nie mogę zgodzić się ze wszystkim, o czym przeczytałam w Zawodzie, ale lektura niewątpliwie ułożyła mi w głowie wiele rzeczy, wyjaśniła to, czego wcześniej nie umiałam nazwać, a co czułam, czytając jego powieści. Mam mieszane uczucia szczególnie wobec eseju o nagrodach literackich, ale akceptuję, z dużą dozą zaufania, jakim znacznie ponad dekadę temu obdarzyłam pisarza, jego zdanie na ten i inne tematy. Pozostaję też w zawieszeniu pomiędzy nieco perwersyjną chęcią poznania bliżej podziwianego autora i zajrzenia za grubą zasłonę pilnie dotąd strzeżonej prywatności a pragnieniem pozostania po tej stronie i ostrzenia wyobraźni. Z zadowoleniem więc stwierdziłam, że czytelnik Zawodu nie może liczyć na pikantne kąski prywatności pisarza.

Murakami jako pisarz jest trochę kalką własnych bohaterów (w rzeczywistości zapewne na odwrót) — everymanem niewyróżniającym się z tłumu. Ale to niecała prawda. Wszystko co robi, zawodowo czy nie, to wypadkowa wytrwałości, pracy i systematyczności. Jeśli osiągnął sukces (mierzony liczbą czytelników i liczbą języków, na jakie przetłumaczono jego powieści), to nie dzięki przebłyskom boskiego geniuszu i ekscentrycznym zwyczajom, z jakimi kojarzy się przedstawicieli literackiego światka, ale dzięki konsekwentnej realizacji podjętych postanowień. A więc dzięki codziennym ćwiczeniom ciała i umysłu, zapełnianiu określonej liczby stron maszynopisu, wnikliwej autokorekcie i… dyskusjom (a nawet kłótniom) redakcyjnym z żoną, która jest dla niego jak dźwięk wzorcowy w muzyce.

Murakami deklaruje, że swoimi książkami chciałby otworzyć nowe okna w duszach czytelników i wpuścić przez nie świeże powietrze. Pojawią się głosy i recenzje krytyczne, taki powiew świeżości nie wszystkim odpowiada. Ale powieściopisarz to nie złota rybka — nie musi spełniać życzeń każdego czytelnika. Taki zawód.

FullSizeRender (3)

NIE NAPISZĘ O TYM, ŻE… (Oh, wait!)

… Murakami oskarża o Fukushimę… japoński system edukacji (warto sprawdzić dlaczego);

…. autor twierdzi, że jest bardziej kotowaty niż psowaty czy owcowaty (sic!);

… zdaniem Japończyka każdy szanujący się literat powinien być… sprawny fizycznie.

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla miłośników powieści japońskiego autora, dla wielbicieli książek o książkach (a właściwie o ich tworzeniu), pisanych stylem nieoficjalnym, wręcz poufałym; także dla początkujących (a może i doświadczonych?) powieściopisarzy. 

Kto powinien unikać: czytelnicy, którzy spodziewają się standardowych esejów z historii literatury, literackiego języka i powagi twórczej, a także ci, którzy życzyliby sobie informacji rodem z kulturalnego „Pudelka”.

Image-1

Haruki Murakami

Liczba stron: 288

Wydawnictwo Muza

Ocena: 5/6

Jeden komentarz

  • Pożeracz

    Murakamiego lubię bardzo – nie rozczarowałem się żadną z jego powieści, ale z kolei po tę nie mam zupełnie ochoty sięgać. Zostawię Murakamiego w całości za tą zasłoną.