literatura faktu,  varia okołoliteracka

„Ekspedycja” i wywiad z Beą Uusmą

W maju  tego roku na rynek wydawniczy trafiła cudowna i przepięknie wydana książka polarna — „Ekspedycja” Bei Uusmy (Wydawnictwo Marginesy). Dotyczy tragicznie zakończonej szwedzkiej wyprawy balonowej na biegun północny z 1897 roku pod dowództwem Augusta Salomona Andrée. Trójka jej uczestników zniknęła, dosłownie rozpłynęła się w powietrzu, na ponad 30 lat, kiedy znaleziono ich szczątki na bezludnej Wyspie Białej. Bea Uusma, pisząc „Ekspedycję”, przeanalizowała bogate materiały źródłowe (materialne i niematerialne) i stworzyła książkę, która jest raczej fascynującym raportem z badań nad możliwymi przyczynami śmierci uczestników niż historią samej wyprawy. I to tylko jedna z jej wielu zalet. 

Razem z Dianą z Bardziej lubię książki niż ludzi miałyśmy okazję wypytać autorkę o jej pracę nad książką, o polskie wydanie i o…przekonajcie się sami 🙂

unnamed (3)

***

Czy wyprawa z 1897 roku jest w Szwecji znana? Czy Twoja książka zmieniła coś w tej kwestii?

Szwedzi raczej zupełnie nie interesowali się tą ekspedycją. Wszystko, co na jej temat zdawali się wiedzieć to to, że trzech facetów próbowało dotrzeć do bieguna i umarło z powodu włośnicy (choroby wywołanej przez pasożyta, który gnieździ się w niedogotowanym mięsie niedźwiedzia polarnego; według teorii mieli umierać jeden po drugim po zjedzeniu dużych ilości skażonego pożywienia). I tak, moja książka zupełnie to zmieniła. Trochę zajęło mi obalenie teorii włośnicy (śmiech) — żaden z nich nie zginął z tego powodu (sama zresztą włosienica ma współczynnik śmiertelności na poziomie zaledwie 0,2%).

Jak sądzisz, czy uczestnicy wyprawy byli romantycznymi fanatykami? (Prawie) dobrze przygotowanymi badaczami? A może nie mieszczą się w żadnej z tych kategorii?

Wszystko, czego pragnął Andrée, to lecieć balonem. Tak naprawdę planował przelecieć nim przez Ocean Atlantycki, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie sfinansuje mu podobnej podróży. Dlatego zdecydował się na biegun. Próby dotarcia balonem wodorowym na Biegun Północy wydają się nam, ludziom XXI wieku, szalone, ale trzeba spojrzeć na to z odpowiedniej historycznej perspektywy. To działo się w 1897 roku, w czasie rewolucji przemysłowej, kiedy ludzie pokładali w technologii ogromne nadzieje. Ale to nie zmienia faktu, że mogli przygotować się znacznie lepiej. I winię za to samego Andrée. To on był autorem całego pomysłu, był również przynajmniej 20 lat starszy od pozostałych uczestników, Strindberga i Frænkela.

Jakie, wobec tego, uczucia żywisz wobec członków wyprawy Andréego?

To może zabrzmieć dziwnie, ale zupełnie nie interesują członkowie tej ekspedycji. Oni, ale też cała wyprawa, są tylko okrętami, które zabierają mnie do miejsca, w którym chcę się znaleźć. To zupełnie jakbym stworzyła sobie równoległy świat, w którym to ja rządzę, nad którym to ja mam pełną kontrolę. Uwielbiam się tam wybierać. Co chwilę zyskuję nowe kwestie, nad którymi mogę pracować, listy do przejrzenia, pudła archiwów do przeczytania, nowe materiały do analizy. To się nigdy nie kończy.

Ekspedycja nie jest Twoją pierwszą książką…

To prawda. Napisałam także „Człowieka, który dotarł na dalszą stronę Księżyca” (szw. Astronauten som inte fick landa). To książka o Michaelu Collinsie, astronaucie z Apollo 11, który nigdy nie stanął na Księżycu. Podczas gdy na żywo transmitowano wyczyn Neila Armstronga i Buzza Aldringa jako pierwszych ludzi na Księżycu, Michael Collins musiał zostać na pokładzie statku, który w tym czasie okrążył ziemskiego satelitę czternaście razy. Ta książka jest jak młodsza siostra „Ekspedycji”, ma podobny wybór zdjęć, rysunków, kartek z pamiętników i tekstów. Wygląda na to, że mam słabość do mężczyzn podróżujących samotnie do miejsc bardzo odległych.

Czy masz w sobie nadal potrzebę pisania? Czy fascynuje Cię jakaś inna historia, czy ekspedycja Andrée była tą jedyną? Jest przecież mnóstwo historii, także polarnych, które tylko czekają na opisanie. Masz jakiś plan na kolejną książkę? A może będzie to powieść?

Wciąż pracuję nad badaniem historii wyprawy Andrée, nad znalezieniem nowych poszlak. Możliwe nawet, że napiszę kontynuację „Ekspedycji” za dziesięć czy piętnaście lat. Zaczęłam też nowy literacki projekt, ale jest jeszcze za wcześnie, by o nim mówić. I nie — nigdy nie napisałabym powieści, nie jestem tym typem autorki. Po prostu zupełnie nie mam wyobraźni i zdecydowanie wolę prawdę od fikcji.

Co w takim razie pragnęłabyś osiągnąć w kolejnych etapach swoich badań nad ekspedycją?

Znalazłam kurtkę, którą Frænkel miał na sobie, kiedy umarł. Jest pozbawiona jednego rękawa, a drugi po wewnętrznej stronie ma czerwonawą plamę. To naprawdę ekscytujące. Czy to krew? A jeśli tak, to czyja? Ludzka czy niedźwiedzia? Muszę to zbadać. Pracuję także nad interpretacją wyników badań nad paznokciem Andrée. Co prawda wykonano je już w latach 90., ale teraz dysponujemy znacznie doskonalszymi technikami.

Jesteś graficzką, pisarką i lekarką. Dowiedziałyśmy się także, że zostałaś lekarzem właśnie z powodu książki. Czy to prawda?

Tak, to prawda. To główny powód. Miałam 36 lat, kiedy zaczęłam studia medyczne.

A co sądzisz o polskim wydaniu Twojej książki? Prawdopodobnie bardzo różni się od szwedzkiego, prawda?

Uwielbiam je! Wygląda podobnie, ale jest nieco mniejsze niż wydanie szwedzkie. W przeciwieństwie do niego ma też miękką okładkę, która pozwala lepiej wczuć się w klimat lektury raportu z podróży. Jest też nieco lżejsza od oryginału. To jak dotąd moje ulubione zagraniczne wydanie!

Czy możesz opowiedzieć co nieco o tym, jak wygląda Twój dzień, kiedy piszesz książkę? Czy masz jakieś szczególne zwyczaje, przesądy, czy słuchasz muzyki (jakiej?), a może wolisz pracować w ciszy? Czy masz jedno wybrane miejsce pracy, czy nie ma to dla Ciebie znaczenia?

Lubię pisać w pociągach, kawiarniach, gdziekolwiek. Czasem podczas spacerów nagrywam się także na dyktafonie w telefonie. Ale mam także w domu własną przestrzeń pracy, miejsce, gdzie mogę poprzyczepiać różne rzeczy do ścian, czy rozłożyć wszystkie notatki. Muszę otaczać się faktami. Kiedy pisałam „Ekspedycję”, zabudowałam się we własnym ogromnym świecie map, tabelek, list, zdjęć itd.

unnamed (2)

Jesteśmy bardzo ciekawe, jakie książki czytujesz w wolnym czasie?

Czytam mnóstwo książek naukowych, literatury faktu. I trochę poezji.

A może mogłabyś polecić nam jakieś pozycje?

Szczególnie lubię „The Nutshell Studies of Unexplained Death” Corinne May Botz oraz „Atlas wysp odległych” Judith Schalansky.

Dziękujemy za rozmowę 🙂

unnamed (4)

(Fotografie udostępnione przez Wydawnictwo Marginesy oraz autorkę)

6 komentarzy

  • Blair Czyta

    Bardzo ciekawy wywiad. Widziałam już informacje o “Ekspedycji” i jest to książka, która na pewno zagości na mojej półce. Sama autorka też zaskakuje, aż bym z chęcią przeczytała jeszcze więcej, np. p studiach medycznych, jak jej pomagają w badaniach (domyślam się, ale z przyjemnością poznałabym szczegóły). Jestem ciekawa również, jak narodził się pomysł napisania “Ekspedycji”, skąd tak silna fascynacja, w jaki sposób autorka dociera do przedmiotów, jak np.l do kurtki. Ale podejrzewam, że o samej autorce i jej przygotowaniach można by książkę napisać 😉 Super pomysł i wykonanie dziewczyny!

    • kotnakrecacz

      Dzięki 🙂
      Na część swoich pytań znajdziesz odpowiedzi w „Ekspedycji”, a część zapewne pojawi się w kolejnej książce (oby!)

      Cudna kobieta, niesamowita historia. A na zachętę powiem Ci, że pamiętniki Andree wydano w Polsce i można je kupić za grosze na allegro. Tytuł to „Tragedia wśród lodów”.

      • blannche

        Niestety nie można, przynajmniej teraz 🙂 Fajny wywiad, po przeczytaniu Ekspedycji nurtowało mnie zwłaszcza jedno pytanie co dalej z tą wyprawą, czy to już koniec dla autorki itp. (książka wydawała mi się jakby nieskończona). A odpowiedzi, że członkowie ekspedycji nie interesują w ogóle autorki nie rozumiem wcale i kłóci mi się to z tym, co przeczytałam w książce. Ciekawe pytania, fajne zdjęcia zwłaszcza pracownia/gabinet, fajna babka – bratnia dusza 🙂
        PS. A o tej wyprawie jest jeszcze jedna wydane w PL książki “Napowietrzna podróż pana inżyniera Andree”

        • kotnakrecacz

          Ja też tego nie rozumiem, ale przyjmuję do wiadomości. To może być mechanizm działający na tej samej zasadzie, co mój, który powoduje, że zupełnie nie interesują mnie techniczne szczegóły budowy statków, którymi docierano w regiony polarne, a przecież bez tego ani rusz 😉

          Racja, jest jeszcze „Napowietrzna podróż…” 🙂 Mam w koszyku na allegro i wciąż zapominam kupić 😀

  • Józef S.

    Prawdziwy bohater tej książki, to gościu, który w ogóle nie poleciał tym balonem, ponieważ kapnął się, że wyprawa jest źle przygotowana, a powłoka balonu do kitu.