varia okołoliteracka

I ja tam byłam, miód i wino piłam, czyli o Targach Książki w Krakowie i optymizmie blogowym

Przybyłam, zobaczyłam i… wróciłam zadowolona – jak chyba mało kto po Targach, sądząc po wpisach pełnych goryczy, których już czytać nie będę, bo po co psuć sobie humor?

Z powodu zawodowych obowiązków mogłam przyjechać do Grodu Kraka tylko na kilka godzin. Wstałam więc nawet nie świtem bladym, bo do świtania przed zmianą czasu było jeszcze daleko, ale grubo przed pierwszym tramwajem (jako że kogutów brak). Dotoczyłam się na dworzec o 6, a w pociągu zaskoczenie – w bezprzedziałowym wagonie złapała mnie Kasia z Mojej Pasieki. Podróż miałyśmy więc wspólną i owocną w dyskusje – targowe i literackie. Bezcenne.

 

Kraków to moje miasto studenckie, więc każda wizyta jest dla mnie podróżą sentymentalną. Tramwajami dotarłyśmy więc a Nowohucką, skąd spory kawałek, w krajobrazie księżycowym pokonałyśmy spacerem, by dojść do terenu Expo. Być może ktoś poczuł się zniesmaczony otoczeniem, ale przecież ma to w sobie pewien urok 🙂

Kolejki udało się ominąć dzięki okienku o cudownie brzmiącej nazwie Punkt rejestracji gości branżowych i po ominięciu kolejnej kolejki – tym razem do szatni – można było ruszyć w półki, stoiska i… tłum. Ale nic to, bo to wydarzenie warte tych wszystkich niedogodności, szczególnie, że na miejscu czekała już na mnie Karolina i Zosia – czytelniczki i autorki Biblioteczki Malucha, a prywatnie moje najlepsze książkowe (i nie tylko) przyjaciółki. Czy to ma jakieś znaczenie, że jedna ma dopiero 3 lata? 🙂

Mimo wszechogarniającego tłoku i tłumu odwiedziłam w zasadzie wszystkich autorów, z którymi rozmowy (z konieczności krótkie) zaplanowałam. Borisowi Akuninowi podziękowałam za genialne i najlepsze z możliwych Historie cmentarne (spojrzenie znad drucianych okularów i słowa: Wasn’t it too scary for you?), od Jacka Dehnela dostałam piękną dedykację (Dla Młodszej Księgowej od Młodszego Księgowego), rozmawiałam też chwilę z Markiem Harnym o czytelnikach powieści historycznych.

Byłam też przez chwilę na spotkaniu blogerów, które wzbudziło tak wielkie emocje, że fala niezadowolenia przetoczyła się przez internet, ale szybko pobiegłam dalej buszować po halach targowych – wszak przyjechałam tu dla książek! Tylko krótka rozmowa w przelocie z Ann RK, na której widok zawsze serce się cieszy, i z powrotem w szał papieru, okładek i autorów. Żyć nie umierać! Na szczęście mój portfel bardzo nie ucierpiał – zakupy w większości planowane, a w całości przemyślane, czyli…

  • Matka Makryna Jacka Dehnela, bo o miłości do autora wspominałam już niejednokrotnie
  • Biała Maria Hanny Krall – tak pięknie wydana, że grzechem było nie kupić
  • Bralczykowo-Miodkowo-Markowsko-Sosnowskie Wszystko zależy od przyimka, choć mam wydanie ebook’owe, postanowiłam skorzystać z okazji

Tu na tle wejścia do Expo i powiększającej się kolejki:

I wydawałoby mi się, że emocje czytelniczo-literackie dobiegły już końca, aż tu nagle, w drodze powrotnej pociągiem, dane mi było rzucić się w wir kolejnych przygód. Po pierwsze niespodziewane spotkanie z Jackiem Skowrońskim i Marią Ulatowską i autograf na bilecie. Po drugie zaś godzinna herbata w Warsie z Ałbeną Grabowską. Cytując klasyka – surreal but nice 🙂

***

To jeszcze moje trzy grosze w sprawie naszej kochanej blogosfery książkowej i kontrowersji, jakie ostatnio wzbudziła… W zasadzie nigdy tematu nie poruszam, ale jak słusznie zauważył Janek, podróżujący przez blogosferę Tramwajem nr 4, trochę już wstyd. Pewnie wypada jednak na wstępie zaznaczyć, że to tylko moje subiektywne odczucia, moja odpowiedź na kontrowersje, a przede wszystkim opowieść o podejściu do tematu.

Każdy z nas pewnie pomysł na blogowanie ma inny – mniej lub bardziej innowacyjny, ale zawsze. Nie wiem tylko, po co nam wyścig, w którym wielu z nas uczestniczy. I o co? Sławę? Popularność? Statystyki? Patronaty? Współprace? Wreszcie – pieniądze? Co nam daje bycie pierwszym? Czy ostatni tak w ogólnym rozrachunku różni się od pierwszego? Zresztą w jakich skalach to mierzyć? Czasu? Ilości wyświetleń? Komentarzy? Rozpoznawalności? Wiele pytań, ale odpowiedzieć każdy z blogerów musi sobie sam, ja mam tylko swoją wersję.

Tworzę Kronikę dla siebie i tej garstki, która czyta moje recenzje, tudzież wynurzenia innej treści. Statystyki sprawdzam po to, żeby znaleźć frazy, po których Kota znaleziono (moim faworytem wciąż pozostaje samiec owcy :)) i sprawdzić, które z postów wydają się czytelnikom najciekawsze. Lubię ubierać myśli w spójną całość, lubię robić zdjęcia, które w mniej lub bardziej jasny sposób nawiązują do treści książki, lubię, kiedy ktoś docenia moją pracę i lubię o książkach rozmawiać. To mój przepis na sukces. Sukces wewnętrzny, objawiający się głównie zadowoleniem z wykonanej pracy, która na litość boską, w naszym wypadku ma być przecież przyjemnością, prawda?

Nie trawię natomiast marudzenia. Że powinniśmy zarabiać, że kultura upada, że na maile ktoś nie odpowie, że egzemplarz z naklejką, że czytelnik nie taki, a bloger jeszcze gorszy. Bla, bla, bla. Po co??? Czy to kiedykolwiek cokolwiek zmieniło? To MY odpowiadamy za jakość blogosfery, to od naszych preferencji i umiejętności zależy to, jacy czytelnicy zagłębią się w nasze wynurzenia. Wystarczy zapytać siebie – po co zakładam bloga? I jeśli spełniam założenia – robię swoje, zostaję na swoim poletku, a jeśli nie osiągam celu, to może pora się “przebranżowić”? 

Nie wiem jak Wam, drodzy Blogerzy i Czytelnicy, ale mnie się marzy taki raj, gdzie dane jest nam robić to, co sprawia nam przyjemność, co daje nieustanną radość. Niezależnie od sławy, pieniędzy i pierwszego miejsca na pudle.

 

 

Do widzenia MÓJ Krakowie.

Jak zwykle było mi przyjemnie.

 

 

 

26 komentarzy

  • Aine

    A ja przy Akuninie dostałam takiego zaćmienia umysłu, że w ogóle nie pomyślałam, żeby po angielsku porozmawiać! :0 Wydusiłam w zasadzie tylko спасибо..
    Mogłabym się podpisać pod Twoimi powodami, dla których prowadzę bloga. Wiem też jedno – u mnie największą (globalnie) liczbę wyświetleń maja wcale nie te posty, które, być może, są najciekawsze, tylko te, które w jakiś sposób dotyczą lektur szkolnych ;))

    • Natalia Szumska

      Ja z zamierzchłych czasów rosyjskiego prawie nie pamiętam, ale poszłam na żywioł. A Akunin prawdziwie akuninowy, prawda? Dokładnie tak go sobie wyobrażałam.

      Lektur szkolnych? Interesujące. Pewnie na takiej samej zasadzie, jak u mnie wyszukiwania po frazie "samiec owcy" 😉

  • Kaś

    Targi targami, ja swoje ponarzekałam, ale usprawiedliwiam się zgrabnym stwierdzeniem kończącym – następnym razem po prostu pojedziemy tam na pierwszy dzień, a nie na tłumną z definicji sobotę. 😉 Co się jednak tyczy drugiej części posta, muszę się zgodzić. Nie widzę sensu w prowadzeniu bloga dla czegoś innego niż przyjemność, a największą radością jest dla mnie, gdy ktoś ze znajomych wspomina, że dzięki mnie odkrył ten czy inny tekst. Z resztą w życiu codziennym też optuję za szukaniem własnej drogi do szczęścia i robienia tego co kocham… A egzemplarz z naklejką za recenzję w zupełności mi wystarczy – ba, nawet nie musi go być, żeby powiedzieć o książce że jest dobra, jeśli rzeczywiście taka jest.

    • Natalia Szumska

      Oj tak pod względem tłumu i miejsca na tenże, faktycznie targi były niedopracowane, ale kto wie – może za rok? 🙂

      I właśnie – przypomniałaś mi o ważnej sprawie – naszym sukcesem jest przecież namówienie kogoś do sięgnięcia po lekturę – ot co!

  • Agata P

    Na Targach niestety nie byłam, ale średnio miło czytało się niektóre posty ich dotyczące. Tak radosne święto książki wywołało wiele negatywnych emocji, a szkoda…

    • Natalia Szumska

      Miałam nie wchodzić w polemikę, ale jednak potrzebowałam wyrzucić z siebie nagromadzone wątpliwości. mam nadzieję, że wszyscy wyciągniemy z tegorocznych targów jakieś wnioski.

  • Kasia Sawicka

    Bardzo mnie cieszy kolejny tekst pełen entuzjazmu 🙂 Ciesze się, że zdążyłaś zdobyć podpisy Akunina i Dehnela (zazdroszczę i gratuluję! Młodszej Księgowej ;D) W tak krótkim czasie tyle dobrego! 🙂

  • Asia Szarańska

    Ja również byłam i jedyną rzeczą, na jaką narzekam to po pierwsze primo, że nie odkładałam po 20 zł z każdej wypłaty, po drugie primo, że nie spotkałam znajomych blogerek. Na spotkanie blogerów nie poszłam, bo w tym czasie wymieniałam książki na stoisku II życie książki. Troszkę żałowałam, bo chciałabym zobaczyć blogerskie buzie na żywo, ale na targi pojechałam z mężem i też nie chciałam go rozstawiać po kątach. Cieszę się, że poznałam kilku autorów, zamieniłam parę słów z W. Cejrowskim, dla mnie wciąż Targi są świętem książki. A bloga piszę dlatego, że lubię to robić 🙂 I pisałabym nawet wciągając książki z biblioteki, na które nigdy nie mam czasu, a szkoda. 😛

  • Amatorka Cooltury

    Bloguję przede wszystkim dla własnej przyjemności. W dalszej kolejności: dla wymiany myśli, poglądów i doświadczeń. Nie chciałabym, by dla kogokolwiek blogowanie miało wydźwięk pejoratywno-obowiązkowy..
    Hannę Krall sama chętnie bym "schrupała" 😉

  • Biblio-teczka Malucha

    Do Twoich wielu cennych myśli dodałabym jeszcze i tę, że aby zrecenzować książkę czytamy ją dokładniej, poniekąd poznając przy tym ludzi dalekich i nieosiągalnych, a często doceniając pracę, jaką wkładają w stworzenie swojego dzieła. A w swojej potargowej relacji nie wspomniałaś jeszcze o literackim wortalu, który docenił wartość Twoich recenzji i zapragnął mieć ich więcej 🙂 Ale może to tajmnica? 😉 Gorące pozdrowienia od trzech przyjaciółek (Pan Much – cyt. za Zosią uczącą się właśnie rodzajów – jeszcze nieobecny)!

    • Natalia Szumska

      Amen.
      O Granicach nie wspomniałam z premedytacją, bo ja mało chwalipiętowa jestem, ale dziękuję – to dla mnie było jak wisienka na torcie tych Targów 🙂

      Ściskam wszystkie Muchy i wszelakich Muchów 😀