literatura piękna

Miłość, baseball i literatura, czyli Sunset Park

 

“Proszę pomyśleć o tym w ten sposób. W dawnej fizyce trzy razy dwa równa się sześć jest tym samym, co dwa razy trzy równa się sześć. W fizyce kwantowej jest inaczej. Trzy razy dwa i dwa razy trzy to dwie odrębne kwestie, różne i oddzielne twierdzenia”. Na tym świecie masz wiele powodów do zmartwień, lecz miłość chłopca do tej dziewczyny do nich nie należy.

 

To szaleństwo mieszkać w Nowym Jorku, ale nie wiadomo, czy nie większym jest z tego miasta zrezygnować. Dlatego w zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu, w samym centrum Brooklinu z widokiem na cmentarz Greeen-Wood, a więc w tytułowym Sunset Park, zamieszkała czwórka młodych ludzi. Zagubiony i nieodnaleziony właściciel Szpitala Rzeczy Porzuconych, niespełniona i rozpamiętująca przeszłość niedoszła artystka-malarka, literatka, która niczego nie napisała (poza kawałkiem doktoratu) oraz centralna postać wydarzeń – Miles Heller, który powraca do miasta po wieloletniej nieobecności – powraca jako syn marnotrawny, dosłownie i w przenośni. Są też rodzice Milesa, biologiczni i przybrani. Łączy ich wszystkich zagubienie, zbyt późne dojrzewanie i trudne wersje miłości. A całość opiera się na cyklicznych obserwacjach nieuchronności przemijania poprzez odczytywanie doniesień o śmierci sławnych baseballistów. W końcu baseball jest wszechświatem, w który wpisane jest życie, dlatego wszystko w życiu, dobre czy złe, tragiczne czy komiczne, podlega jego regułom.

Bohaterowie Sunset Park wiecznie stoją na granicy pomiędzy nieuchronnym obumieraniem a możliwością pójścia dalej – aż dochodzą do punktu, w którym bliskość śmierci przywraca rzeczom proporcje. Wszyscy z sobie tylko znanych powodów mają jakieś poczucie krzywdy i winy (Miles szczególny jej rodzaj, nazwany winą ocalałego). Każdego z nich goni przeszłość i wszystkich w końcu dopada w najmniej oczekiwanych momentach.

Charakterystyczne dla tej książki jest szczególne ujęcie efektu motyla – Auster pokazuje, jak wiele w życiu człowieka może zmienić jedna rozmowa, pojedynczy przypływ emocji i jedna decyzja. W dodatku pokazuje to, niczego nie tłumacząc i nie nazywając. Sunset Park to powieść o dojrzewaniu, które nadchodzi, nawet jeśli dojrzewający nie zdaje sobie z niego sprawy, ale także o tym, że każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka, niezależnie od tego, z jaką zaciętością deklaruje chęć pozostania samotnym. Wreszcie czytelnik dowiaduje się czegoś o dochodzeniu do kwintesencji samego siebie oraz o tym, że czasem trzeba lat na wprowadzenie mikroskopijnych nawet zmian.

Paul Auster jest niewątpliwie mistrzem pióra – w treści, ale i w formie. Uwagę zwraca w Sunset Park ciekawa, spięta klamrą, lub nawet zamknięta w ramę, konstrukcja utworu. Ogromne wrażenie robi także nietypowa forma narracji – trzecioosobowa, ale bez narratora wszechwiedzącego, a w przypadku rozdziałów dotyczących Morrisa Hellera – zabawy narracją, których szczegółów nie ma co zdradzać, by nie psuć wrażenia. Nie ma tu także wyróżnionych dialogów, ale bez obaw, wszystko jest jasne.  Cudownie jaskrawe kreacje bohaterów (szczególnie Binga, którego nieprzystosowanie opierało się na założeniu, że nie należy przyjmować rzeczy, jakimi są, na wszystkich możliwych frontach podważać wszelki “status quo”) – oto prawdziwy kunszt mistrza.

Sunset Park pełny jest kruczków, smaczków, ślepych uliczek i nietypowych postaci – zupełnie jak dzielnica Nowego Jorku, w której toczy się większość wydarzeń. Mnóstwo tu odniesień do literatury, sztuk plastycznych, kinematografii, teatru i rzecz jasna baseballu, który też na potrzeby utworu staje się swego rodzaju sztuką. Jest jeszcze jedna sztuka, której arkana bohaterowie starają się sobie przyswoić – ta najtrudniejsza – sztuka życia.

 

 

 

 

Paul Auster

Wydawnictwo Znak

Liczba stron: 304

Ocena: 5/6

 

 

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla czytelników, którzy z przyjemnością zapoznali się z innymi książkami autora i lubią prozę wyższych lotów i niebanalne fabuły oraz bezsprzecznie ci, których fascynuje Nowy Jork.

Kto powinien omijać: wielbiciele prostszych historii od A do Z, które dotyczą głównie jednego, maksymalnie dwóch bohaterów oraz ci, którzy wolą raczej klasyczną formę narracji.

 

 

bonito.pl/?utm_source=blog&utm_medium=banner&utm_campaign=KotNakrecacz

 

 

 

 

2 komentarze

  • Dominika Fijał

    Oprócz "Sunset Park" czytałam "Dziennik zimowy" i tu jest jeszcze inna forma. W każdym razie bardzo mi się podoba sposób, w jaki Auster pisze o Nowym Jorku. Aż chciałoby się tam pojechać…

    • Natalia Szumska

      Dlatego właśnie właśnie staramy się o wizę i zbieramy na przyszłe wakacje – oto moje wielkie marzenie i jego realizacja 🙂 NY śladem Austera i Helprina <3

      Serdecznie polecam Ci też "Trylogię nowojorską", jest niesamowita. A "Dziennik…" czeka na półce na zimę 🙂