„Genialna przyjaciółka” – spotkanie KK
PROTOKÓŁ ZE SPOTKANIA SABATU (CZAROWNIC)
vel KOŁA GOSPODYŃ
Sabatowo, 15.04.2016
vol. 38
Ach, co to był za wieczór! 😉 Od początku było bardzo po włosku — głośno, energicznie, śpiewnie i … w kuchni 🙂 Rozpoczęłyśmy od powitań rodem z Italii, nie obyło się więc bez licznych „Buongiorno principessa”, „Scusi Siniora”, „va bene”, „tutto chiaro”, „perfetto” etc. Bo oto na tapecie „Genialna przyjaciółka” Eleny Ferrante i klimaty mafijno-neapolitańskie. Próbowałyśmy sprawdzić, kim jest Elena Ferrante, bo jak twierdził w „Książkach” Juliusz Kurkiewicz, czasem więcej autora wychodzi z jego książek niż z biografii. No nie wiem…
Dawno nie było tak bogato i tak pysznie, bo raczyłyśmy się:
- bruschettą
- dwoma rodzajami pizzy (z salami i łososiem oraz rukolą)
- sałatką z roszponką, pomidorami, szyną parmeńską, mozarellą i ziarnami
- lodami w trzech smakach (czekoladowym, bakaliowym i truskawkowym
- włoskim białym winem
- ciasteczkami z amaretto (w mleku)
- standardowo: herbatą oraz wodą z cytryną.
Podczas ożywionej dyskusji wysunęłyśmy niemało wniosków:
— Kimkolwiek jest Ferrante, geniuszem nie jest, a doniesienia o jej genialności są jednak trochę na wyrost (co nie znaczy, że „Genialna przyjaciółka” to książka zła, bo przecież czyta się świetnie!)
— Cała powieść przypominała nam brazylijskie (tudzież ostatnio tureckie) telenowele — przedstawianie tych samych bohaterów po kilka razy (choć to w sumie również bardzo włoskie jest), wieczne czekanie czytelnika na to, żeby coś się wydarzyło, koligacje rodzinne, dramaty i zawiłości.
— Robili na nas wrażenie bohaterowie, zezujące oko matki, Don Achillo i jego wchłonięte przez pory tasaki, narracja niby pierwszoosobowa, a jednak całość nie o narratorce, szujowatość Lili…
— Długo (jak na nas) dyskutowałyśmy nad Lilą, nad tym, że wszystko musiała Elenie odebrać, we wszystkim być genialniejszą oraz nad tym, że ta relacja więcej obydwu przynosiła szkody niż pożytku.
— Każdej czegoś tu brakowało — tła historycznego (choć w pierwszej części ono jeszcze jednak jest), plastyczniejszego języka, mniej oklepanych motywów (wszak to już wszystko gdzieś było) etc.
— Język, hmm, może to tylko kwestia tłumaczenia, ale jednak przeciętny, choć zdarzają się zdania, które można nazwać prawdziwymi perłami. Niestety tylko pojedyncze zdania.
— Są wśród nas takie, które chętnie przeczytają pozostałe części (pisząca te słowa niestety do nich nie należy), a pozostałe chętnie usłyszą o dalszych wypadkach bohaterów, ale jednak bez lektury 😉
2 komentarze
Qbuś pożera książki
Przed chwilą czytałem recenzję pochwalną mocno, a teraz chłodzącą me zapędy. You’re tearing me apart!
kotnakrecacz
Jak dla mnie to to jednakowoż literatura dla kucharek 😉