“Długie lato w Magnolii” czytane z upalnym początkiem lata
Życie to ciąg mniej lub bardziej przypadkowych zdarzeń. Z akcentem na bardziej.
Długie lato w Magnolii to nie pierwsza powieść Grażyny Jeromin-Gałuszki o tym urokliwym zakątku w Bieszczadach (wcześniej uzazała się Magnolia). Za to pierwsza, którą przeczytałam, zaciekawiona zdjęciem na okładce i zapowiedzią wydawniczą. Spędziłam urocze dwa dni z bohaterami tej powieści, która wywołała u mnie całą gamę pozytywnych emocji – od wzruszenia i zaciekawienia, poprzez zachwyt (szczególnie nad plastycznością języka) aż po szczery i niekontrolowany śmiech (także w środkach komunikacji miejskiej). Że nie wspomnę o zdziwieniu towarzyszącym zakończeniu fabuły. Ale o tym SZA.
Maurycy Murawski, autor dwóch poczytnych i kilku niezauważonych powieści kryminalnych, jest świadkiem morderstwa. Niedługo później, w zapomnianym przez Boga, bo nie przez ludzi, miejscu – pensjonacie Magnolia w Bieszczadach pojawia się mężczyzna. Przepytany na każdą okoliczność przez miejscową nastolatkę, wielbicielkę kryminałów (i gadania), Tuśkę, przedstawia się jako Murawski. Z początkowych planów krótkiego pobytu – nici. Nasz bohater wrasta w atmosferę, historię i społeczność okolicy. Staje się kolejnym okazem w kolekcji ludzkich osobowości. Chce odszukać zaginioną młodość, a tymczasem to jego odnajdują zaginione historie napotkanych osób. Jedną z najtragiczniejszych jest śmierć matki i dziecka, od trzynastu lat niewyjaśniona. Odpowiedzi na niezliczone pytania poszukuje emerytowany komendant policji, dzień w dzień stojący ze zdjęciem młodej dziewczyny pod miejscowym sklepem i nagabujący przechodniów. Być może, a nie mogę tego zdradzić, trud się opłaci, a morderca zyska imię i nazwisko, a przy okazji odkryte zostaną inne lokalne tajemnice?
Długie lato w Magnolii czyta się z prawdziwą przyjemnością. Styl autorki jest nieprzeźroczysty, a więc ISTNIEJE – co wcale nie jest takie oczywiste, gdyby zastanowić się nad “niestylem” autorów polskich kryminałów. W tym przypadku mamy do czynienia z kryminałem, nazwijmy to, obyczajowym, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Postacie przedstawione są sugestywnie, barwnie i wielowymiarowo – mają cechy (znaki?) szczególne, które sprawiają, że są żywe – nie tylko na papierze. Dialogi między nimi brzmią bardzo realistycznie i nieodmiennie powodowały u mnie wybuchy na przemian chichotu i gromkiego śmiechu. Jak tu się nie śmiać na myśl o tym gnieździe żmijek i domu wariatów, opisywanych przez Jeromin-Gałuszkę. Jak tu:
– Dzień dobry! – zawołał Maurycy, jak mu się wydawało nazbyt śpiewnie.– Absurd! – usłyszał w odpowiedzi.– Nie jest dobry? – zdziwił się lekko.– A nie! – Doris wybuchnęła perlistym śmiechem. – Ja do Absurda! Złaź z kanapy i nie przeginaj, bo się pogniewamy.
Albo:
Wyglądała młodziej niż zwykle – najwyżej na czterdzieści lat. A ma czterdzieści jeden, o czym każdy wie, i czego sama nigdy nie ukrywała.
Ale plastyczność języka autorki, to nie tylko zabawne określenia i dialogi, ale też nazywanie rzeczy po imieniu. Opisy tego, co jest dla nas intuicyjnie zrozumiałe, a jednak nienazywalne. Oto przykład:
Tym samym wrażenie złowrogiej tajemniczości tego miejsca znacznie osłabło. Nie uderzało już tak i nie uruchamiało wyobraźni, że jakieś zło, ukryte za drzewami, domem czy stara studnią, czeka na swoja drugą chwilę.
Dodatkową zaletą Długiego lata… jest splatanie historii w czasie. Już na początku wiadomo, że coś się wydarzy. A to “coś” fabuła w końcu ujawni, symultanicznie przedstawiając wydarzenia poboczne. A zakończenie… wbiłoby mnie w fotel, gdyby nie to, że czytałam stojąc w autobusie. Było zupełnym zaskoczeniem, zwłaszcza, że pod jedną, kryje się inna tajemnica. To już ostateczny przejaw kunsztu autorki. Odwróciła moją uwagę od kwestii kluczowej i złapała mnie na zaskoczeniu. A już spodziewałam się kolejnej historyjki, której zakończenie, nawet niespodziewane, będzie mi całkiem obojętne.
Dobrze czasami odmóżdżyć się w sposób inteligentny, nienachalny i pięknie podany. Zwłaszcza, jeśli przy odmóżdżaniu jest też jakiś morał.
Czasem wyruszamy w podróż, by poszukać siebie, a znajdujemy za dużo. O wiele za dużo. Bo w dziwnym świecie dziwne sprawy stają się ważne.
Grażyna Jeromin-Gałuszka
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Liczba stron: 500
Ocena: 4,5/6
6 komentarzy
Book Trapper
🙂 Cieszę się z Twojej pozytywnej oceny, skoro Tobie się spodobala, to mnie spodoba sie na pewno 😉 Pochmurne Bieszczady w połączeniu z drewnianym domem do złudzenia przypominają tutejszą przyrodę i drewniane hytter.
Natalia Szumska
Tak, tak bieszczadzki krajobraz jest faktycznie trochę… surowy 🙂
Tak sobie myślę, że to książka dla Ciebie – poczucie humoru autorki jest niezwykłe 😀
Book Trapper
Mam nadzieję, że nie aż tak jak moje…głupawe 😉
Natalia Szumska
Moim zdaniem dokładnie takie jak Twoje 😀
Moje ulubione 😉
Book Trapper
😀 to już sie cieszę, eże książka do mnie za jakiś czas dotrze 🙂 Będę miała okazję się przekonać, czy jestem w stanie znieść podobne poczucie humoru, czy jednak te same bieguny się odpychają 🙂
monalisap
Humorystyczne dialogi i tajemnice- o coś dla mnie. 🙂