literatura piękna,  varia okołoliteracka

Zapytaj Conrada! O co zapytałabym Richarda Flanagana?

 

“You see, reason, gentlemen, is a fine thing, that is unquestionable, but reason is only reason and satisfies only man’s reasoning capacity, while wanting is a manifestation of the whole of life.”

Fiodor Dostojewski

Kiedy sir John Franklin wyruszał na wyprawę do Arktyki nie kierował nim rozum, nawet jeśli tak sądził. Kiedy jego towarzysze, umierając z głodu, posuwali się do aktów kanibalizmu na ciałach zmarłych kolegów, nie kierowali się rozumem, nawet jeśli tak im się wydawało. Kiedy małżeństwo Franklinów brało na wychowanie tasmańską dziewuszkę, nie kierował nimi rozum, choć taką mieli nadzieję. A kiedy Lady Jane Franklin błagała Dickensa, by oczyścił imię jej męża od odsądzających go od czci i wiary oskarżeń doktora Rae, nie kierowała się rozumem, choć tak jej się wydawało. Kiedy zaś sam Dickens zgadzał się na polemikę z naukowcem, a potem na współtworzenie i wystawianie „Frozen Deep”, sztuki opartej na tych wydarzeniach, to nie rozumowe postrzeganie przesłaniało mu rzeczywistość. Podobnie jak wtedy, gdy opuszczał wierną żonę dla młodziutkiej aktoreczki Nelly. Wszystkimi tymi bohaterami XIX-wiecznych salonów oraz powieści Richarda Flanagana pod tytułem „Wanting”, powodował niedostatek i pragnienie. Dlaczego? Bo pojemność słowa „wanting” w języku angielskim porwała Richarda Flanagana i mnie, jego wiernego czytelnika. Z jednej strony — niedobór, niedostatek, brak, z drugiej zaś — pragnienie, pożądanie. Każdy z bohaterów jego powieści miota się między jedną a drugą wartością i to one sterują dokonywaniem wyborów.

play_frozendeep

Po raz kolejny australijski (czy też raczej tasmański) autor podejmuje historyczne wątki swojej ojczyzny i po raz kolejny obala mit przewagi świata „cywilizowanego” nad „dzikim” i stereotyp dualizmu w świecie. W jego świecie przedstawionym (czy też raczej odtworzonym) dobro i zło nie istnieje, są tylko ludzie i warunki, w których się znajdują. Cała rzeczywistość jest produktem swoich czasów i wypadkową wpływów kulturowych. Franklina znamy dziś jako wielkiego odkrywcę, nie człowieka, który skrzywdził i porzucił dziecko, które potraktował jako nieudany eksperyment. Dickensa znamy jako wielkiego literata, nie porywczego awanturnika, który zostawił żonę. Za ich domniemaną wielkością może, bo przecież nie musi, kryć się o wiele więcej. To tylko literacka hipoteza, licentia poetica Flanagana. Ale dla mnie brzmi wiarygodnie, bo słowo i inne środki wyrazu australijskiego pisarza mają dla mnie ogromną moc.

Nie chcę pisać więcej. Łatwiej przeczytać niewydane jeszcze w Polsce „Wanting” i dać się wbić w fotel niż opisać to, co kłębi się w głowie. Ale…

fullsizerender-1

***

… ale bardzo możliwe, że będę mogła zadać Richardowi Flanaganowi pytanie. Dlaczego? Bo już za tydzień zawitam do Krakowa, by uczestniczyć w 8. edycji Festiwalu Conrada (KLIK), który gości w tym roku między innymi właśnie tego australijskiego pisarza.

O co zapytałabym mojego mistrza, jeśli miałabym tylko jedną szansę na zadanie pytania?

Powszechnie wiadomo, że Flanagan pisał „Ścieżki północy” (KLIK) 12 lat, bohaterowie (także ci, których historie zaczerpnął z relacji ojca lub innych opowieści uczestników wydarzeń) byli więc integralną częścią jego życia przez długi czas. Kilka lat po opublikowaniu pierwszego wydania „Wanting” zaś odkryto obydwa statki Johna Franklina przy kanadyjskich wybrzeżach (drugi z nich dosłownie kilka tygodni temu). Zapytałabym więc o to, czy długo żyje losami swoich bohaterów? Czy kiedy książka jest zakończona i wydana, stara się o nich nie myśleć? Czy może zdarza się, że oni wracają — w snach czy na jawie. A jeśli wracają, to jak się do nich odnosi? Innymi słowy — jak to jest powołać do życia literacką wersję żyjącego niegdyś człowieka, a następnie skonfrontować się z nowymi faktami na jego temat?

Gdybym mogła zadać dwa pytania, dopytałabym jeszcze o „intensywność”, która jest tematem tegorocznej odsłony Festiwalu. Jak sądzę, każdy czytelnik książek Flanagana, nawet ten, który nie został wielbicielem jego prozy, potrafi docenić intensywność i wyczerpującą emocjonalnie siłę tych powieści. Mało który autor kreuje tak intensywną wizję zła, tak trudną wersję człowieczeństwa, tak jaskrawych bohaterów i tak surowe warunki, w których przyszło im żyć — w każdej jego powieści przynajmniej jeden z bohaterów balansuje na krawędzi życia i śmierci. Czy ta intensywność nie wyczerpuje również autora? Skąd biorą się jej pokłady? Czy jest wynikiem koncepcji? A może prac redakcyjnych, a więc szlifowania tekstu, który już istnieje?

Czy nie byłoby ciekawie to wiedzieć? Zainteresowanych odpowiedziami odsyłam do Krakowa!

2_joseph-conrad-international-literature-festival

8 komentarzy

  • Aleksandra

    Pierwszy komentarz jaki mi się nasunął był wybitnie mało merytoryczny, a mianowicie : jak Ty ładnie piszesz 🙂
    A druga rzecz, nie wiem o co mi chodzi, serio sama się sobie dziwię, ale mam wewnętrzny OPÓR przed przeczytaniem czegokolwiek pana Flanagana. Mam na półce “Ścieżki północy” i nawet ich nie otworzyłam. Mam pewne podejrzenie, że powszechne uwielbienie dla jakiegoś twórcy, szczególnie pojawiające się nagle, budzi we mnie podejrzliwość i im bardziej media trąbią o genialności, tym bardziej ja opieram się przed czytaniem. Muszę to przełamać. Fabularnie “Wanting” zaciekawiło mnie ogromnie, choć mam nadzieję, że w perspektywie jest wydanie polskie (leniuszek to ja).

    • kotnakrecacz

      Bardzo dobrze Cię rozumiem (mimo wszystko)☺️ Ale zawsze staram się mieć zaufanych, których opinii ufam. Z Flanaganem jest tak, że albo Cię zachwyci albo zniesmaczy — tertium non datur. Ale warto dać mu szansę, bez wątpienia jest pisarzem, który ma dużo do powiedzenia i ma duże możliwości „techniczne“, by opowiadać. Spróbuj☺️
      I tak, Literackie chyba już wyda wszystkie jego książki, także i tę ☺️

  • Pożeracz

    Ależ mi literackie zęby zgrzytają na cytowanie Dostojewskiego po angielsku. Rozumiem intencję i me zgrzytanie mocno subiektywne, ale i tak jest. Skutecznie jednak wprowadziłaś “Wanting” w krąg (niekoniecznie polarny) mych zainteresowań. Zresztą Franklin i tak zawsze będzie mi się kojarzył z Sinead O’Connor.

    • kotnakrecacz

      Tych powodów jest więcej niż myślisz 😉 Oprócz oczywistych, które wynikają z charakteru moich rozważań, są i takie bardziej prozaiczne. Przede wszystkim fakt, że język rosyjski (mimo tego, że próbowałam go przyswoić przez 5 lat) całkowicie wyparłam z głowy, oryginalnego tłumaczenia polskiego nie umiałam znaleźć, a tłumaczenie na polski z tłumaczenia angielskiego jest bardziej niemoralne literacko niż pozostawienie w angielskiej wersji. Ergo — zostawiłam w formie, jaka jest mottem powieści Flanagana.
      Sinead! Właśnie! Dzięki za przypomnienie 🙂

  • pharlap

    Własnie przeczytałem Wanting i całkowicie zgadzam się z Twoim komentarzem: Z Flanaganem jest tak, że albo Cię zachwyci albo zniesmaczy — tertium non datur.
    Mnie zniesmaczył.
    Pierwsza część książki zrobiła na mnie wrażenie paszkwilu napisanego przez guru politycznej poprawności. A potem była już puuuuuuustka.