literatura piękna

Powrót po latach – “Idź, postaw wartownika”

Potrzebny mi wartownik, który powie: ten człowiek mówi to, ale ma na myśli tamto. Który nakreśli linię przez środek spraw i powie: tu jest taka sprawiedliwość, a tam inna. Który sprawi, że dostrzegę różnicę. Potrzebny mi wartownik, który będzie kroczył przede mną i głosił wszystkim prawdę: dwadzieścia sześć lat to zdecydowanie za długo, by czymś kosztem ciągnąć ten sam żart, choćby nie wiem jak śmieszny.

 

Powszechnie wiadomo, że Harper Lee napisała jedną książkę, w dodatku dostała za nią Pulitzera. Harper Lee to zatem wybitna i zaangażowana społecznie autorka… jednej powieści. Aż tu nagle okazuje się, że jeden przekształca się w dwa. I to wcale nie dlatego, że po 55 latach autorka zapragnęła wzbogacić się na nowo-napisanej powieści, a dlatego, że tę starą-nową powieść wyciągnięto właśnie z przepastnej szuflady. I tak oto oczy świata literatury skierowały się na “Idź, postaw wartownika”. Co ciekawe, choć powstała chronologicznie wcześniej, opowiada o późniejszych losach bohaterów swej sławnej poprzedniczki.

Gdy Jean Louise po dłuższym czasie nieobecności i życia w Nowym Jorku wraca do rodzinnego Maycomb, spodziewa się zastać wszystko po staremu. Spodziewa się spotkać uczciwego ukochanego (przyjaciela z dzieciństwa), sprawiedliwego ojca, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, ale też wścibską ciotkę i mądrego wuja. Spodziewa się wrócić do domu, tak po prostu. Tymczasem coś jest nie tak. Kraj dyskutuje nad poprawką do konstytucji w sprawie obywatelskiego równouprawnienia. Narzeczony i ojciec pozornie niezmienieni, pojawiają się na spotkaniu rady miasta i w wypowiedziach coraz dalej odbiegają od własnych ideałów równości człowieka. Wujek zamienia się w Szalonego Kapelusznika rodem z “Alicji w Krainie Czarów”. I tylko ciotka wydaje się być taka sama ze swym zaściankowym myśleniem i plotkarską naturą.

“Idź, postaw wartownika” to doskonały portret małomiasteczkowej społeczności. To także historia “przepoczwarzania się” Jean Louise z młodziutkiej gąsienicy w dojrzałego motyla. To również literacki dowód na to, że czasem nasze wyobrażenia nijak mają się do rzeczywistości, a upadek z wysokości wyobrażeń boli okrutnie i zaburza percepcję. To bowiem, co widać na wierzchu, nie zawsze wygląda tak samo od środka. Ale żeby dostrzec różnicę i nie odrzucić świata zostawiając wszystko za sobą, trzeba dojrzeć i zmyć z oczu naiwną dziecięcą mgiełkę.

Trzeba przyznać, że powieść “Idź, postaw wartownika” nie trzyma poziomu “Zabić drozda”, który robi jednak większe wrażenie (choć z drugiej strony czytałam ją sto lat temu i być może ja również miałam wtedy na oczach tę mgiełkę). Nowa-stara książka Harper Lee, choć cudnie (nie umiem znaleźć bardziej profesjonalnego pojęcia) napisana, jest dość nierówna. Ma nieco szarpaną fabułę i nieproporcjonalną konstrukcję. Części, które powinny zajmować w klasycznej powieści (przynajmniej według teorii literatury) dużo miejsca, są tu zaledwie enigmatycznie wspomniane, te zaś, które powinny stanowić wątki poboczne – nadmiernie rozdmuchane. Ponadto, w zasadzie nic tu się nie dzieje, czytelnik śledzi raczej zmianę sposobu myślenia bohaterki niż wydarzenia fabuły, a punkt kulminacyjny stanowią dwie długie rozmowy z nieco szalonym wujem.

Podsumowując – można przeczytać “Idź, postaw wartownika”, ba, nawet sprawi to czytelnikowi niemałą frajdę. Ale niech tenże czytelnik odłoży nieco na bok oczekiwania. Książka Harper Lee to porządna powieść obyczajowa, a nie arcydzieło literatury światowej. I oczywiście nie ma w tym nic złego. Co najwyżej mały smuteczek, zawodzik ledwie.

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla miłośników (a raczej miłośniczek) powieści obyczajowych osadzonych w Ameryce lat 50. i 60. XX wieku (np. “Sekretnego życia pszczół”, “Służących”, czy “W słusznej sprawie“); także dla tych, którzy chcą sprawdzić, co też siedziało w głowie Harper Lee zanim napisała swoje kultowe już “Zabić drozda”.

Kto powinien unikać: czytelnicy, którzy oczekują kolejnej powieści na miarę Pulitzera, zawiłej fabuły, zwrotów akcji albo literackich wzruszeń i uniesień (chyba, że to tylko moje wrażenie).

Attachment-1

Harper Lee

Wydawnictwo Filia

Liczba stron: 365

Ocena: 4/6

3 komentarze

  • Diana Chmiel

    Dobrze, że nie czytam innych recenzji przed napisaniem własnej, bo nigdy w życiu bym nic nie napisała, skoro ktoś już napisał wszystko, co chciałam powiedzieć 😀

  • A.

    W końcu natrafiłam na recenzję, która w pełni oddaje to, co czuję po przeczytaniu “Idź, postaw wartownika”! Na początku najbardziej zdziwiła mnie zmiana z narracji jednoosobowej na trzecioosobowa (chyba ze cos mi sie pomylilo, przyznaje, “Zabic drozda” czytałam już jakis czas temu), potem stwierdziłam, ze może to kwestia tłumaczenia, ze jest ono po prostu beznadziejne, ale teraz myślę, ze chyba mialam zbyt duze oczekiwania. Chciałam na powrót znalezc sie w leniwej Alabamie, w Maycomb, gdzie zawsze dobrą radą służy ci Atticus, a zimną lemoniadą – Calpurnia. Ale o ile zderzenie z prawdziwym obliczem ukochanego bochatera mogę znieść, tak zdzierżyc nie potrafię zupełnej zmiany stylu Harper Lee. Tak jak napisałaś – mieszająca w głowie kompozycja, niepotrzebne wątki i zawiłości, retrospekcje, które rozczarowują (i momentami są zdecydowanie za długie). Gdzie w tym wszystkim podziała się Lee? Chociaż, biorąc pod uwagę fakt, ze “Idź…” została napisana przed “Zabić drozda”, lepiej byłoby zapytać – jaką autorką naprawdę jest Lee? Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale skoro wydanie “Wartownika” budziło takie kontrowersje, może coś jest na rzeczy…? 🙂 w każdym razie na pewno moje oczekiwania co do nowej-starej powieści tak uhonorowanej autorki nie zostały spełnione. Pozdrawiam ;D

  • kotnakrecacz

    Oj, tak dużo legend i kontrowersji wobec Lee narosło. Może nie publikowała przez tak długi czas, bo wiedziała “kiedy ze sceny zejść”, a potem zapomniała? Ech, nie ma co mnożyć bytów, jest jak jest. Ale polecać nie ma czego 😉