literatura faktu

O tym, dlaczego książki historyczne mogą wzruszać i o tym, jak “Zabić arcyksięcia”

 

Stary, pieczołowicie porządkowany świat  ulegał przeobrażeniu: pojawiły się w nim samochody i odkurzacze, ragtime i art noveau, Isadora Duncan i śmiałe pary tańczące tango. Damy w eleganckich sukniach wciąż tańczyły walca z oficerami w szykownych mundurach, a wielcy książęta trwonili fortuny w pozłacanych kasynach Monte Carlo, lecz (…) wcześniej zatonięcie Titanica zachwiało bezkrytycznym podejściem do klasowych przywilejów.

Tu zaczyna się i kończy opowieść, baśń prawie. W niedzielny poranek 28 czerwca 1914 roku słońce w Sarajewie wzeszło wcześnie. Zza otaczających miasto gór wyzierał świt, promienie delikatnie rozświetlały miasto budzące się ze snu. Stada ptaków wzbijały się z topól ku niebu, gdy biły kościelne dzwony, a echo niosło dobywające się ze strzelistych minaretów nawoływania do modlitwy. Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii – może poza osobistymi odczuciami arcyksięcia i dziwacznymi decyzjami gubernatora Bośni i Hercegowiny. Ale nawet jeśli przypuszczano by, że tego dnia zginą przebywający z wizytą w Sarajewie, arcyksiążę Franciszek Ferdynand, następca cesarskiego tronu Austro-Węgier, oraz jego żona Zofia von Chotkow, czy ktokolwiek mógł przypuszczać, że to wydarzenie otworzy europejską puszkę Pandory? Że doprowadzi to do największego, wbrew powszechnym sądom, kotła XX-wiecznego świata – I wojny światowej? Że spowoduje upadek najważniejszych europejskich monarchii, a nawet sprawi, że większość kontynentu zupełnie odejdzie od idei ustroju monarchicznego? Gdybanie w historii nie ma większego sensu, nie zmienimy tego, co się wydarzyło, ale jeśli chcemy poznać fakty i ich tło, lepiej to rozbić dzięki takim lekturom, jak Zabić arcyksięcia Grega Kinga i Sue Woolmans.

Nieczęsto zdarza mi się wzruszać podczas lektury, nigdy natomiast nie zdarzają mi się wzruszenia podczas lektury książek historycznych, do których z racji zawodowych i naukowych obowiązków, muszę zaglądać często. Jednak autorom Zabić arcyksięcia udało się doprowadzić mnie do łez i kompulsywnego prawie myślenia o rodzinach (nie rodach – sic!) Habsburgów, von Chotków, Hohenbergów… Przedstawili baśń, baśń o miłości austriackiego następcy tronu do morganatycznej małżonki, której odmówiono wszystkich przywilejów z racji zbyt niskiego urodzenia. Baśń ta ma swojego Kopciuszka, księcia, złą macochę i dobrą wróżkę, ale nie kończy się dobrze, choć mogłaby, gdyby nie konserwatyzm wiedeńskiego dworu i sztywne konwenanse epoki, ale też zwykła ludzka zawiść. 

Konserwatywny cesarz pochłonięty biurokratycznymi rządami, samotnicza i melancholijna cesarzowa oraz niezrównoważony, cieszący się złą sławą książę koronny – oni wszyscy tworzyli triumwirat, w którym pod przyjemną powierzchownością zdawała się bulgotać nieuchronna katastrofa.

Franciszek Ferdynand stał się spadkobiercą tronu niemal przez przypadek (z powodu spadku krewnego) i marzył o życiu, które pozwoli mu połączyć obowiązki monarsze ze spokojem należnym osobie prywatnej. Na swoje szczęście w nieszczęściu znalazł kobietę, która mogła mu to zapewnić, z którą miał potem spędzić ponad 15 lat życia. Ponieważ jednak jej nazwiska nie było na liście tych, które usprawniają do wejścia do rodziny królewskiej, poślubił ją jako małżonkę morganatyczną, która zrzeka się jakichkolwiek praw do tytułów, tronu, przywilejów – nawet tych, które zapewniają jej miejsce obok męża przy stole i w teatrze lub prawo do jazdy tym samym pojazdem. Małżeństwo było do tego stopnia niewygodne dla starego cesarza i mściwych doradców, że jego zawarcie nie było przez nikogo świętowane z powodu ogłoszonej z premedytacją żałoby po śmierci nikomu wcześniej nie znanej badeńskiej księżniczki. Mimo ciągłych problemów i upokorzeń, przetrwali razem wiele lat, stworzyli kochający dom dla trójki dzieci, nie ciesząc się dobrą opinią  publiczną, głównie z powodu celowych zabiegów wiedeńskiego dworu, choć podobno jedynym przewinieniem arcyksięcia był… brak osobistego uroku. Śmierć małżonków z rąk serbskich nacjonalistów w jednym z najbardziej znanych zamachów świata, rozpoczęła śmiertelny wojenny walc. Po śmierci, odmówiono im honorowego, należnego monarszej parze pogrzebu(z powodu pochodzenia Zofii), kosztem pogrzebu wspólnego. Dzieciom, jako potomkom związku morganatycznego, nie pozwolono na uczestnictwo w uroczystościach. Tych dwoje zrównała dopiero śmierć, identyczne sarkofagi z białego marmuru i napis na nich: Iuncti coniugo fatis iunguntur eisdem (Połączyło ich małżeństwo i ten sam los).

 

Autorzy Zabić arcyksięcia stworzyli dzieło wyjątkowe, łącząc gatunki – rzetelne, opartą na źródłach pracę naukową oraz opowieść, którą czyta się jednym (w dodatku zapartym!) tchem. Styl autorów (w przeciwieństwie do bogactwa materiałów, z jakich korzystali) nie pretenduje do miana naukowego, co działa tylko na ich korzyść. Nie zaciemniają obrazu podawaniem tysiąca nazwisk historyków, ale odwołują czytelnika do przypisów – umieszczonych z resztą na końcu książki, zamiast zapełniać połowę każdej strony, co dodatkowo pogłębia przyjemność czytania. King i Woolmans zaprezentowali też ciekawą, choć dość ryzykowną tezę, że losy Europy potoczyłyby się inaczej, gdyby Franciszek Ferdynand miał okazję wcielić w życie plany sojuszu Habsburgowie – Hohenzollernowie – Romanowowie, co zupełnie zmieniłoby układ sił. Swoje badania, oparli na źródłach, a także na materiałach prywatnych żyjących potomków, z których nikt dotąd nie korzystał. Zrobili to w dodatku z wielkim wyczuciem i w sposób arcyciekawy.

Na uwagę zasługuje także wydanie książki – na pięknym, pachnącym dobrą literaturą papierze, bardzo elegancką czcionką. Tekst właściwy opatrzony jest obszernymi “didaskaliami”, służącymi opisowi tych teatralnych wydarzeń – krótkimi biogramami postaci, drzewami genealogicznymi, mapą, zdjęciami, obszernym epilogiem. Jako historyk, życzyłabym sobie więcej pozycji tak dobrze wyposażonych. Jeśliby zaś autorzy chcieli zapisać swym stylem całe dzieje europejskie, zapewne zainteresowano by się dziedzinami, które teraz traktowane są jako nieskończenie nudne.

Mogłabym napisać naukową recenzję tej popularnonaukowej książki, mogłabym przyczepić się do szafowania czasem odważnymi teoriami, do zbytniego wybielania postaci, poetyckiego stylu, może do korektorskich błędów (s. 28, 157, 236-7), ale nie widzę takiej potrzeby. Znak Literanova oddaje w nasze ręce prawdziwą perełkę literatury historycznej – książkę dobrą, mądrą, pięknie napisaną, opartą na bogatym materiale źródłowym, ukazującą znane wydarzenia w zupełnie innym świetle i z zupełnie innej perspektywy.

 

 

Pozostała już tylko Sophie. Urodziła się w epoce cesarstwa, była świadkiem ostatniego złotego lata wielkich europejskich dynastii, po którym nastąpiła tragedia. Rozpoczęła życie we wspaniałym barokowym pałacu strzeżonym przez eleganckich oficerów, przeżyła zamach na rodziców, wojny, rewolucję i stratę najbliższych, czasy gdy monarsze rody ustępowały Hitlerowi i komunizmowi, liniowce samolotom, a gramofony telewizorom.

 

Greg King, Sue Woolmans
Wydawnictwo ZNAK LITERANOVA
Liczba stron: 398

Ocena: 5,5/6

13 komentarzy

  • Magdalena Kijewska

    Z chęcią przeczytałabym tę książkę, historia XX wieku to mój konik, ale jak ją tu wcisnąć do napiętego grafiku? 😉

    P.S. Myślę, że spodoba Ci się też "Romanowowie: Ostatni rozdział".

    • Natalia Szumska

      Dziękuję, też zastanawiałam się nad nią parokrotnie, ale poziom książek historycznych wyd. AMBER zawsze mnie przerażał, dlatego w końcu się za nią nie wzięłam, ale może faktycznie warto spróbować. Mój konik, to raczej wiek XIX, ale 1917 jest chronologicznie w zasadzie w XIX-tce 🙂

      A 'Zabić arcyksięcia' bardzo Ci polecam, mimo objętości, to książka na dwa dni. Piękna w dodatku.

  • Monika Gagat

    Na początek napiszę, że jestem tu pierwszy raz i bardzo mi się spodobało. Chciałam dodać bloga do obserwowanych, ale blogger nie chce ze mną współpracować i mi na to nie pozwala. Dodałam do kręgów i będę się pilnować, ażeby nie przegapić nowych postów 🙂
    Początkowo nie byłam zainteresowana książką, ale kiedy kilka dni temu przeczytałam opis i ogarnęłam "że to ten, którego zabili i przez niego wybuchła I WŚ" wiedziałam, że muszę przeczytać! Książka do mnie wędruje i już nie mogę się doczekać lektury. Mam nadzieję, że również mi się spodoba 🙂
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!

    • Natalia Szumska

      Nie wiem, czemu blogger szwankuje, ale mi udało się dołączyć Twojego bloga do obserwowanych 🙂

      A skoro początkowo nie byłaś zainteresowana, to tym bardziej jestem zainteresowana Twoją recenzją!

      Moi uczniowie dostali nawet przeczytanie tej książki jako pracę domową w związku z rocznicą I WŚ 🙂