literatura piękna

Niksy

Czasem tak bardzo przejmujemy się własnym życiem, że nie widzimy, iż jesteśmy drugoplanowymi postaciami w historii kogoś innego.

Chwila na wyznania. Mam swój skromny wkład w obecności tej książki na polskim rynku. Czytałam ją, być może jako pierwsza w Polsce i jako jedna z pierwszych na świecie, ponad rok przed amerykańską premierą. I przepadłam już w czasie lektury prologu. Teraz, za drugim razem, wrażenie jest podobne. To jedna z książek mojego czytelniczego życia. A o takich pisze się najtrudniej.

Niksy to historia Samuela, pisarza, który opuszczony przez matkę w dzieciństwie odzyskuje kontakt z nią po dwudziestu latach całkowitej ciszy. Ponowne spotkanie oraz biograficzna książka, jaką ma o niej napisać, stają się pretekstem do tego, by zbadać historię własnej rodziny. Wątki współczesne (koniec lata 2011 roku) przeplatają się z retrospekcjami od lat 40. XX wieku w Norwegii, przez USA podczas wojny w Wietnamie, potem po 11 września 2001 i w czasie wojny w Iraku oraz podczas protestów na Wall Street po ogłoszeniu światowego kryzysu gospodarczego w 2011 roku. Spotkanie z matką sprawia, że wspomnienia wracają. Samuel przypomina sobie dzieciństwo, opowieści matki o norweskich duchach, między innymi o tytułowych niksach, duchach przybierających postać białego konia, który zwykł porywać ciekawskie dzieci.

Powieść amerykańskiego autora to historia złożona i niebanalna. Każdy z wielu wątków, nawet tych pobocznych i pozornie bez znaczenia, jest istotny dla zrozumienia całości. Hill podjął się trudnego zadania przeanalizowania kilku bardzo ważnych zagadnień z punktu widzenia współczesności. Na warsztat wziął trudne relacje rodzinne, znaczenie wczesnych doświadczeń dzieciństwa dla późniejszego życia, rozliczenia z przeszłością, fobie społeczne, uzależnienia od gier komputerowych. Znalazł miejsce na analizę nie tylko jednostkowych doświadczeń człowieka współczesnego, ale także na ocenę zjawisk społecznych – patologię władzy, społeczne reakcje na trudności polityczne, medialne manipulacje, wartości w showbiznesie, poziom edukacji, pogoń za zyskiem. To także powieść o nowych początkach, o tym, że nie należy ufać rzeczom zbyt pięknym, by mogły być prawdziwe, bo ludzie mogą być dla siebie nawzajem niebezpiecznymi duchami, niksami.

Hill miał bardzo ciekawy pomysł na konstrukcję powieści – to w zasadzie trzy książki w jednej – książka napisana przez Samuela dziesięć lat wcześniej, książka o jego matce będąca efektem ich ponownego spotkania w 2011 roku oraz książka, jaką faktycznie są Niksy. Zabieg to ryzykowny, ale zrealizowany bezbłędnie i z wdziękiem godnym uznanych współczesnych autorów, nie zaś debiutanta. Autor posiada niebywałą umiejętność pokazania charakterystyki postaci poprzez opis jej gry komputerowej, korzystania z aplikacji w telefonie, nawet robienia zakupów. Hill zgrabnie pokazał przekrojowe ujęcie historii USA XX wieku przez pryzmat dziejów jednej rodziny, ale uniknął formy konwencjonalnej sagi.

Niksy to powieść pięknie napisana i skonstruowana w taki sposób, by czytelnik razem z bohaterem odkrywał tajemnice przeszłości. Ponadto trudno oprzeć się wrażeniu, że w dużej mierze, do czego autor przyznaje się w wywiadach, jest to powieść autobiograficzna, a to zawsze zaostrza czytelniczy apetyt. Odwołuje się do popularnego w literaturze motywu odkrywania przeszłości własnej rodziny, ale porusza również tematy bliskie także Polakom – pisze o rozliczeniach wojennych, trudnej polityce XX wieku, kryzysie gospodarczym 2011 roku, współczesnych zjawiskach społecznych. Rozmachem przypomina Szczygła Donny Tart, stylem zaś i poruszanymi tematami powieści Philipa Rotha, szczególnie „Trylogię amerykańską”. Opisy wpływu matki na pisarza są także podobne do Świata według Garpa Johna Irvinga. Brytyjski wydawca zaś porównuje Niksy do nietłumaczonej na język polski powieści Jonathana Coe, What a Carve Up!

Niksy to książka niełatwa w odbiorze, dość skomplikowana, nietuzinkowa. Jest w pewnym sensie grą z czytelnikiem, i to grą wysokich lotów. Literacką podróżą po czasie i przestrzeni, w którą warto się wybrać, i której nie chce się kończyć, mimo jej długości. 

NIE NAPISZĘ O TYM, ŻE… (Oh, wait!)

… kusi także fizjonomia autora 😉

… mam aż cztery wydania tej powieści — amerykańskie, polskie, szczotkę wydawniczą i ebook…

… wszystkie cztery razem ważą ponad 4 kilogramy! 

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla miłośników współczesnej amerykańskiej prozy z tak zwanej wyższej półki, wielbicieli między innymi Philipa Rotha, Johna Irvinga czy Paula Austera.

Kto powinien unikać: fizyczni słabeusze (no, chyba że posiadają czytniki ebooków), czytelnicy, których nudzi wielowątkowość i zmęczy eklektyzm form literackich w jednej książce.

Nathan Hill

Wydawnictwo Znak

Liczba stron: 862

Ocena: 5,5/6

 

10 komentarzy

  • Czepiam się książek

    Chyba już rozumiem skąd te sprzeczne opinie o książce… “Niksy” to coś jak literacka kumulacja 😉 multiopowieść, wszystkiego pełno, a to nie każdemu przypadnie do literackiego gustu i na dłuższa metę może zmęczyć. Po Twojej recenzji widzę, że to książka dedykowana czytelnikom zainteresowanym historią w kontekście jednostkowym i ogólnoludzkim. Jak czasy, w których żyjemy, dorastamy, nas kształtują? I ukazuje nie tylko współczesność, ale też kontekst, który wielu z nas jest znany właśnie tylko z literatury czy ustnych opowieści. Przeszłość naszych rodziców, dziadków, etc. Wydaje się, że to rzeczywiście monumentalna powieść, zdecydowanie warta uwagi. Trafia na szczyt mojej listy do przeczytania. Muszę przekoanać się na własnej skórze, do której grupy czytelników należę, tych którzy docenią, czy tych którzy się zmęczą 😉

    • kotnakrecacz

      Tak właśnie. Monumentalna, przegadana, zróżnicowana. Pokazuje, jak historia toczy się koncentrycznymi kręgami. I w dużej mierze jest satyrą na współczesnego homo sapiens, który przecież nie może być inny niż jest. Kultura instant tak nas zmienia, że zamiast walczyć, powinniśmy się przystosować. Tak myślę przynajmniej 🙂

  • Pożeracz

    Ech, trzeba będzie zakupić w oryginale. Twoja recenzja tylko mnie upewnia w zamiarze – nie dość, że nie zawiodłem się jeszcze na Twoich rekomendacjach, to jeszcze wspominasz tu Rotha i Tartt. Czego chcieć więcej?

    • kotnakrecacz

      Zupełnie zapomniałam jeszcze wspomnieć o tym, że najdłuższe zdanie tej książki ma 17 stron… To cały rozdział o wychodzeniu z nałogu — mistrzostwo literackie, a w przypadku naszego wydania — translatorskie. Tak, koniecznie kup!

  • bla

    A ja mam inne zdanie, choć szczerze uwielbiam Rotha, a Austera po jednej książce na razie “tylko” lubię 🙂 Dla mnie jedna z najgorszych książek, jakie ostatnio czytałam. Pod koniec zdążyłam jej szczerze znienawidzić, zapewne przez tą jej długość. Chyba nawet nie doczytałam do końca, w każdym razie już niewiele pamiętam. Ale faktycznie była jedna naprawdę dobra scena, “rozmowa” Laury z głównym bohaterem; wtedy jeszcze myślałam, że mam do czynienia z całkiem dobrą książką, a później się rozczarowałam. Jedno mnie zastanawiało jeszcze przed przeczytaniem; czemu ta książka nie dostała żadnych nominacji skoro jest taka dobra. Teraz już znam odpowiedź 🙂

    • kotnakrecacz

      Każda książka ma swoich zwolenników i przeciwników, taki los 🙂
      Moim zdaniem patologiczna relacja matki z synem, mechanizm uzależnienia od wirtualnej rzeczywistości, satyra na system edukacji i media jest genialna, podobnie jak 17-stronowe zdanie. Ale mam nadzieję, że przeczytasz więcej lepszych książek :*

      • bla

        Wiem, słyszałam o niej w radio, widziałam fantastyczne recenzje, a potem nie mogłam uwierzyć, że naprawdę czytałam tą samą książkę. Postanowiłam ją nawet oszczędzić i się nie wypowiadać w dłuższej formie, biorąc poprawkę na to, że niektóre książki faktycznie trafiają na złego odbiorcę (jak w tym wypadku), co w sumie nie przesądza jeszcze o ich wartości. No, ale dalej nie mogę uwierzyć jak to się stało 🙂

  • Ula

    Starasz się, nie wchodzisz, nie czytasz, jedynie z pazerności rzucasz czasem okiem, ale tylko przez sekundkę, żeby nie dać się wciągnąć… jakoś się udaje – mija kilka dni, czasem tygodniu (wiadomo, łatwo zgubić czas w zabieganiu) i nie jest źle. A później nagle niedziela. I to taka z godziną ekstra od losu. Myślisz, spokojnie, nic mi się nie stanie, wejdę tylko na chwilę na te zgromadzone linki “do przeczytania”. I kolejna książka wędruje do koszyka. Pewnie w czytaniu będzie dopiero za rok, bo to już nie stosik, a sterty do przeczytania, ale co tam. Dziękuję Ci bardzo. Jesteś niezwykle pomocna. Naprawdę. Musisz tak niesamowicie pisać o książkach? Musisz, prawda?
    Już sobie teraz nie wmówię, że racjonalniej będzie kupić tę książkę później, jak już nieco przeczytam tych, które zgromadziłem do tej pory. Bo przecież chcę przeczytać 17-stronicowe zdanie teraz. Po prostu. Z ciekawości.
    Nie wiem, leczyć to, czy się pogodzić?