literatura faktu,  Wydawnictwo Czarne

Miedzianka – historia wracania na mapę

 

Podróże kształcą, a czytanie poszerza horyzonty. Być może. Ale dla mnie najpiękniejszy jest ten dreszcz, kiedy to, co w literaturze zlewa się z tym prawdziwym, rzeczywistym. O podróży do Miedzianki myślałam już bardzo długo, ale 700 km to jednak nie lada wyzwanie. Udało się. I było to przeżycie zupełnie surrealistyczne.Historia pojawiła się w miasteczku już w XVI wieku i wałęsa się po okolicy do dziś. Miejscowość na zmianę powstawała i była równana z ziemią. Wykończyły ją zawirowania polityczne, ale przede wszystkim radziecka kopalnia uranu i ślepo drążone szyby, które zaczęły miasto wchłaniać – dosłownie i w przenośni. Springer napisał Historię znikania, a ja przekonałam się, że Miedzianka wraca na mapę.

(niemiecki atlas geograficzny, 1915)

Miedzianka istnieje. Drogę do niej otwiera i zamyka tabliczka z nazwą miejscowości. Miejscowości o czterech zamieszkanych domach, ale przecież nikomu i niczemu nie wolno odmówić istnienia, nawet jeśli wszystko inne zniknęło.

Droga od strony Mniszkowa prowadzi w dół Miedzianki. Otwiera ją budynek byłej Gospody Pod Czarnym Orłem, w której mieszkańcy miasteczka przy złotym lokalnym piwie wychylali, niestety zbyt głośno, toasty za Mikołajczyka. Dziś budynek stoi, jest zamieszkany, ale po gospodzie ani śladu. Ale łatwo ją sobie wyobrazić.

Poniżej gospody pozostałości, bo trudno to nawet nazwać ruiną, pałacu, który rozpadać zaczął się już w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, zapadać – trochę później. Jedyne co zostało, to fragment bramy parkowej, ogromna, zarośnięta kupa gruzu i częściowo zawalone wejścia do piwnic.

Tuż obok, może 50 metrów niżej, stoi kościół, pod którym jeszcze nic się nie zawaliło, choć niektórzy twierdzą, że to tylko kwestia czasu. Nabożeństwa nadal odbywają się tu w niedzielne przedpołudnia, ktoś kosi trawę i utrzymuje dookoła porządek. Po starym cmentarzu nie ma ani śladu. Przynajmniej tego widocznego.

Po drugiej stronie ulicy miejsce, które kiedyś było kwintesencją miedziankowości – rynek i okoliczne budynki, których od dawna już nie ma. Zostały leje w ziemi, wyschnięte studnie, fundamenty kilku domów, trochę gruzu i las, którego tu przecież wcześniej nie było. Widać (prawdopodobnie) progi domów i układ budynków. Ale wszystko tylko być może i widoczne dzięki porównaniom ze zdjęciami, które zostały.

I ten przerażający wiatr przypominający o bestii uśpionej w górach, która nie od dziś ma chrapkę na zniszczenie Miedzianki.

Wyobraźnia w miasteczku pracuje aż do jego drugiego końca, który wyznaczają ruiny starego browaru, budynku tak mocnego, że nie poradził mu dynamit ani bestia z gór. Tutaj też wiatr wygina porastające go niestety drzewa (sic! – w samym browarze także rosną).

Krzyża pokutnego nie ma, lub nie potrafiłam go znaleźć w trawie i pokrzywach, które przewyższyły moje 165 cm. Wracałam dwa razy, do samochodu weszłam z bąblami na nogach, ale nie znalazłam. Znalazła za to w maju Ania z Buk nocą. Udzieliła mi najdokładniejszych z możliwych wskazówek, ale krzyża MEMENTO nie było. Może dlatego, żebym miała po co wracać?

To właśnie ta Miedzianka, która zniknęła. Ale jest też ta, która zaczyna żyć własnym życiem, prawdopodobnie w dużej mierze dzięki reportażowi Springera. Pojawiły się tablice informacyjne i stare zdjęcia miasteczka.

Nowy browar działa i ma się świetnie. Ma numer 57B, choć przecież domów jest tu zaledwie kilka. Można tu smacznie zjeść, wypić i przenocować w pokoju z widokiem na góry. Można też wyjść na spacer i kierować się udostępnioną przez właścicieli mapą Miedzianki.

W niedalekiej Jeleniej Górze Teatr Norwida wystawia adaptację Miedzianki w reżyserii Łukasza Fijała (kolejny powód, żeby tu wrócić). Pod koniec sierpnia sztuka wróci do samego miasteczka i będzie połączona ze zwiedzaniem ważnych z punktu widzenia treści miejsc (wszystkie informacje TUTAJ).

http://teatrnorwida.pl/miedzianka/#!/miedzianka/

Nadal istnieją i funkcjonują także miejsca powołane lub przywrócone do życia przez rodzinę Spiżów, właścicieli starego browaru – restauracja na wrocławskim rynku, pałac w Miłkowie. Stefana i Heleny już nie ma, ale coś po nich przecież zostało.

Wygląda więc na to, że Miedzianka ostatecznie nie zniknie. Springer w epilogu do nowego wydania stwierdził, że napisał ją po to, by stojąc na tej łące coś poczuć. Ja też poczułam. Poczułam bestię drzemiącą w górze. Wieki istnienia i lata znikania. I nadzieję powrotu.

 

12 komentarzy