Zima zaskakuje, Levi Henriksen niekoniecznie, za to "Śnieg przykryje śnieg"
Potraficie stworzyć historię z obrazków przedstawionych na zakładkach? Kombinujcie! 🙂 Ja tymczasem zapraszam na recenzję powieści norweskiego pisarza Leviego Henriksena Śnieg przykryje śnieg, której premiera na polskim rynku wydawniczym właśnie dziś!
Odkąd stał się dorosły, przestał lubić zimno. Przed palącym słońcem i falą upałów zawsze można się gdzieś ukryć. Mróz odnajdzie cię wszędzie. Ukradnie oddech. Spowolni wszystko. Sprawi, że nic nie będzie działało. (…) Gdy Dan był mały, zimą miał wrażenie, że mieszka w kuli wodnej. W takiej kuli wodnej, wokół której mogą się nagle spleść kościste dłonie Boga i zacząć nią potrząsać. Dan wierzył, że mróz jest Duchem Świętym, o którym rodzice tak często rozmawiali. Tak. I że Bóg, tak jak jeden z siedmiu pomocników z baśni ma klatkę piersiową pełną zimy i wydmuchuje biały zimny puch na ludzi, żeby pamiętali, kto tu rządzi.
Jak trudno czasem zdecydować, gdzie tak naprawdę jest dom. Tam, gdzie nas nogi poniosą? Tam, gdzie wywieje naszych bliskich? W domu rodzinnym? W każdym miejscu, na jakim postawimy stopy? Nasze odpowiedzi różniłyby się od siebie, tak jak i my różnimy się od innych. Zapewne także różniłyby się w zależności od nastroju i momentu naszego życia. W zależności od tego, co przykryje śnieg – ten zimowy i ten metaforyczny. I właśnie o samookreśleniu, poszukiwaniach własnego miejsca i domu w momentach najtrudniejszych traktuje Śnieg przykryje śnieg.
Własnego ja, po tragicznej śmierci brata, Jakoba, poszukuje Dan, 37-letni Norweg, który właśnie wyszedł z więzienia po odbyciu 2-letniej kary. Ucieka z pogrzebu, w rzeczach brata, odgrzebanych w ich wspólnym rodzinnym domu, szuka jego śladów, szuka możliwych powodów samobójczej śmierci Jakoba, ale te ukryte są pod głęboką warstwą kurzu i śniegu. Skandynawska powieść nie obejdzie też bez przeszłości, która dopadnie bohatera w najmniej oczekiwanym momencie i przyszłości, która ukaże się za horyzontem ze strony, z której nigdy by się jej nie spodziewał. Pojawi się kobieta i… jeszcze ktoś, ale o tym na razie sza.
Nie wstrzymujcie oddechu, jeśli liczycie na wartką akcję. Nie sugerujcie się okładką, tajemniczym tytułem ani krajem pochodzenia autora. Śnieg przykryje śnieg nie jest skandynawskim kryminałem. Nie jest też thrillerem, nie trzyma w napięciu i nie zaskakuje zakończeniem. Jest za to poprawną, dobrze napisaną powieścią obyczajową, której nie brak wątków psychologicznych i ogólnych rozważań o życiu. Ta książka nie odmienia życia, nie uczy niczego nowego, co najwyżej potwierdza to, co statystyczny dorosły człowiek dawno już wie. Ale to przecież niekoniecznie musi być jej wada.
Wadą niezaprzeczalną są natomiast błędy redakcyjne i typograficzne, których sama znalazłam co najmniej sześć. To już nie powinno się zdarzyć, szczególnie w przypadku książki napisanej tak dobrze, jak Śnieg przykryje śnieg. Do zalet, poza przejrzystym i sugestywnym językiem należałoby także zaliczyć kreację bohaterów – charakterystycznych, niepozbawionych wad i nieprzeciętnych. Na szczególną uwagę zasługuje konstrukcja wątków dookoła wuja Reina. Momentami to kawałek naprawdę dobrej literatury.
Co tu dużo mówić, jeśli oczekujecie od lektury przyjemnie spędzonego czasu, jeśli nie spodziewacie się, że lektura ma pobudzać do myślenia lub zachwycać szczególnymi walorami fabuły, przedstawioną historią lub okolicznościami przyrody – Śnieg przykryje śnieg to idealna propozycja dla Was.
Levi Henriksen
Smak słowa
Liczba stron: 308
Ocena: 4/6