Takie rzeczy tylko w Nowym Jorku i (nie tylko) u Winnickiej
Goście wylegiwali się na łóżkach i sączyli alkohol. Kobiety bez specjalnego skrępowania towarzyszyły mężczyznom, rozkoszując się zabawą. Następnego dnia pojawiały się plotki, że pani taka i taka znikła z przyjęcia o jedenastej, ponieważ wypiła za dużo koktajli i poszła chorować na balkon lub rzucała chlebem w tańczących na dancingu. I w latach dwudziestych nie były to plotki całkowicie rujnujące reputację.
Jedno jest pewne. To nie jest normalne miasto. Szczególnie w fazie wszechogarniającego buntu, niezgody na wszystko – na rzeczywistość i na nierzeczywistość, na alkohol i na prohibicję, na pieniądze i ich brak, na zatwardziałe obyczaje i wszędobylską wolność, jaka panoszy się po świeżo utwardzanych ulicach. Nowy Jork, ba, całe Stany Zjednoczone, to światowa stolica postępu i zacofania zarazem, zatem piękno i tragedia tego miasta mają tu najwięcej punktów stycznych.
O Nowym Jorku lat dwudziestych ubiegłego wieku opowiada Ewa Winnicka, znana czytelnikom autorka Angoli i Londyńczyków. Opowieść zaczyna się w czasach, gdy po pierwszej wojnie światowej w USA zaczynają się rodzić poglądy trzeźwościowe, a kończy w momencie pierwszej w historii poprawki amerykańskiej konstytucji, która została odwołana. Dotyczyła rzecz jasna prohibicji.
Jeśli będziemy oceniać ludzi nie tylko na podstawie tego, kim są, ale i na podstawie tego, kim chcieliby być, to połowa obywateli Stanów Zjednoczonych Ameryki zamieszkałaby w Nowym Jorku.
Podobno wszyscy jesteśmy nowojorczykami. Dlatego znalazło się tu miejsce dla setek tysięcy artystów, działaczy politycznych, społeczników, ludzi wiary (w Boga, pieniądze, prohibicję), ludzi biedy, gangsterów i… działaczek trzeźwościowych o wyglądzie królowej Wiktorii, które zwykły napadać na lokale z siekierą. Choćby Carrie Nation.
Nowy Jork zbuntowany nie jest książką idealną. Dobre wrażenie, jakie czytelnik zawdzięcza pięknemu wydaniu, pachnącemu papierowi i materiałowi ikonograficznemu świetnej jakości, psuje nieco podejście do tematu. Winnicka niewątpliwie przeczytała wiele i wiele widziała. Ale niczego przede mną nie odkryła. O znacznej większości faktów i historii wiedziałam już wcześniej, tym bardziej raziły mnie wieczne powołania na coś, o czym już czytałam. Dobór słów jest czasem niemal identyczny jak u Rittenhouse. Coś tu zgrzyta, niemniej jednak nie na tyle, by zepsuć ogólne dobre wrażenie.
Texas Guinan (pierwsza cowgirl) powiedziała kiedyś coś, czego ja bym piękniej nie wyraziła – Wolałabym mieć na własność centymetr kwadratowy Nowego Jorku niż całą resztę świata. Wolałabym. Mimo wszystko.
Ewa Winnicka
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: dla zwolenników pięknie wydanych, ilustrowanych, ale nie najtańszych książek; miłośników Miasta, którzy dopiero zaczynają przygodę z lekturami na jego temat; czytelników obdarzonych krzepą fizyczną lub wygodnym krzesłem przy biurku lub stole, bowiem wiedza waży 😉
Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy o Nowym Jorku przeczytali już niemal wszystko, ponieważ dla nich lektura nie będzie niczym odkrywczym; ci, którym pijackie wybryki cyganerii nie specjalnie leżą (na sercu i… żołądku)
2 komentarze
Book Trapper
Ja jestem nieco bardziej zielona w temacie prohibicji, więc powtórzenia mi nie grożą. Piękne wydanie.
Natalia Szumska
W takim razie – koniecznie 🙂