“Sońka” czyli Ignacy Karpowicz po raz pierwszy – w wydaniu teatralnym
Dawno, dawno temu – tak Sonia zaczynała szczególne zdania, w których nie pojawiały się krowy, kury i świnie, święta i chleb i podatki, sianokosy, wykopki i gradobicia (…) Niekiedy słowa pokonywały opór (…): przez uszy wędrowały do mózgu, tam szukały miejsca, tam czekały aż sen rozluźni zdarzenia, aż poluzuje problemy – wtedy, który to już raz, słowa śniły się jako historie, i dobre, i złe, zależy którędy patrzeć, kiedy się obudzić i dokąd nie dotrzeć.
Minęło już dziesięć, trzydzieści lub pięćdziesiąt lat, lecz dla Soni od dwudziestu, czterdziestu lub sześćdziesięciu lat to było równie dawne dawno temu. A po tym “dawno” i tamtym “temu”, po nich zawsze odżywał akuratnie ten sam, toczka w toczkę, czas, gdy Sonia bardzo młoda, nażyła się i naczuła tyle, że potem już ani żyła ani czuła.
PROLOG
Nie umiem powiedzieć, o czym jest Sońka. Sońka nie jest o czymś, Sońka jest czymś. Czymś, co wchodzi gdzieś w trzewia, boli od środka i zapada w pamięć. W tej książce jest wszystko. Wszystko o niczym, a nic i zwyczajność jest wszystkim. Nie potrafię określić tego lepiej, nie potrafię opowiedzieć o książce, która sama w sobie jest opowieścią, którą trzeba wypróbować na sobie.
DIDASCALIA
Sońka opowiada historię, historia opowiada Sońkę. Igor zaś uwiecznia je – i historię i Sońkę – w sztuce teatralnej, której sam jest jednym z bohaterów. Opowieść jest achronologiczna, bo tylko tak można ją wytłumaczyć, przekazać. Nie należy bowiem do przeszłości. Przyszłość, teraźniejszość i przeszłość to jedno – splecione cierpieniem i przelewem krwi – jak świat, który mógł opierać się na fotosyntezie. Gdyby opowiedzieć historię po bożemu – od początku do końca, byłaby po prostu piękna, może wzruszająca. Ale w aranżacji, bo o aranżację przecież chodzi, Karpowicza, jest jedyna w swoim rodzaju i ten nowy rodzaj wyznacza.Sońka jest też powieścią o tym, że często teatralność i filmowość są codziennością i rzeczywistością, może nawet naturalnością; że, to nie kontinuum, ale miszmasz.
Sonia westchnęła. Powiedziała więcej niż myślała, a myślała mniej niż czuła. W istocie te wszystkie oceny własnego losu niezbyt Sonię obchodziły: słowa słowami, a zabici pozostają zabitymi.
Być może teatralność powieści i barokowy język Karpowicza to zarzut uzasadniony. Dla mnie jednak, to jej niezaprzeczalny walor. To satyra na współczesność i tęsknota za prostotą, bo w gruncie rzeczy przecież wszyscy jesteśmy mało skomplikowani. Jak ten królewicz z Warszawy.
EPILOG
A Sońka?
Sońka opowiadała swoje zwyczajne życie z miejsca, gdzie ludzie za krótko żyli, bo wplątała ich w szprychy historia, a ona zawsze jest przeciwko ludziom (…), a najbardziej – kobietom.
A teraz zbliża się do końca własnego życia. Zbliża się do końca opowieści.
Że nie wspomnę o minimalistycznym wydaniu, najpiękniejszym z możliwych.
2 komentarze
Book Trapper
Czułam, że Ci się spodoba 🙂 Recenzja mistrzowska 🙂 Stoję i klaszczę.
Natalia Szumska
Dziękuję. Czytałaś "Sońkę"?
Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii.