literatura faktu,  literatura piękna

O godzinie W pomyśl o trudnych decyzjach

1 sierpnia.

70 lat.

Nowa Warszawa.

 

Długo zastanawiałam się nad zasadnością, a potem sposobem i terminem publikowania tych recenzji, całego wpisu. Zewsząd, do znudzenia, dociera do nas dyskusja o powstaniu – o jego zasadności, o stratach, o konsekwencjach. Gloryfikowanie tej z punktu widzenia politycznego (bo z wielu innych wręcz przeciwnie!) pewnie jednak błędnej decyzji, tłumaczenie, rehabilitowanie tych, których prześladowała władza ludowa. Słowem – dużo, głośno, kolorowo o tym, co było splamione hektolitrami krwi. Czy mam wpisać się w ten “trend”, powtarzać komunały? Czy zostawiać, nie wspominać? Żadna z tych wersji nie jest po mojej myśli, zrobię więc inaczej. Oto krótkie recenzje dwóch książek tematycznie związanych z powstaniem, dwóch zupełnie różnych. Przeczytałam je w ciągu dwóch ostatnich dni. Powiedzmy, że jest to mój wkład w Pamięć.

Nie opublikuję ich o 17. O godzinie W stanę, gdziekolwiek będę i pomyślę o niefortunnych decyzjach, o Polsce, którą mam za oknem klimatyzowanego tramwaju i o tym, czy potrafię wykorzystać to, co mam w kraju, w którym każdy z nas chce inaczej. Czasem trzeba więcej myśleć i robić niż głośno krzyczeć. Minutę po siedemnastej zostawiam więc i Wam. To za mało, ale od czegoś trzeba zacząć. Choćby od tej minuty.

 

powstanie+warszawskie

Anna Klejzerowicz, List z powstania

Niestety zawód. Po tak entuzjastycznych recenzjach spodziewałam się fabularno-językowego arcydzieła. Ale widocznie jednak lepiej nie robić sobie wielkich nadziei przed lekturą jakiejkolwiek książki i dać się ponieść podczas lektury.

List z powstania jest… poprawny. Klejzerowicz buduje napięcie, plecie wątki, kreuje niejednoznacznych bohaterów. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się zadziwiająco szybko. Tyle tylko, że mało tam listów, jeszcze mniej powstania, a już w ogóle listów z powstania. To w zasadzie powieść o poszukiwaniu korzeni, różnicach międzypokoleniowych, skomplikowanej powojennej rzeczywistości, rodzinnej obsesji i trudnym dziedzictwie. Trochę też chyba o drodze Polski do tego, co dziś jest codziennością, o naszym dojrzewaniu jako narodu. Językowo też poprawnie, ale jakoś bez polotu, bez znaków szczególnych i literackiego piękna.

Kiedy teraz o tym myślę, w zasadzie jedynym poważnym mankamentem Listu z powstania jest to, że… spodziewałam się czegoś lepszego. Zatem to moja, a nie książki wada. Przeczytacie więc jednym tchem, jeśli chcecie dobrze spędzić czas zamiast spodziewać się silnych wzruszeń lub nowatorskiego ujęcia.

 

Anna Klejzerowicz

Wydawnictwo FILIA

Liczba stron: 328

Ocena: 3,5/6

 

Anna Herbich, Dziewczyny z powstania

 

Pamiętam, jak z oddali patrzyłam na stolicę. Olbrzymie miasto, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie widziałam. Widać było światła wielkiej metropolii. To było niesamowite – zobaczyć stolicę Rzeczypospolitej, o której tyle się słyszało i czytało. Stolicę swojego kraju. A jednocześnie w powietrzu czuło się swoiste napięcie, jakby nad miastem wisiało jakieś wielkie zagrożenie. Nie wiedziałam, że patrzę na Warszawę w przededniu jej zagłady.

 

Dziewczyny z powstania to z kolei prawdziwa perełka rynku książki historycznej. Relacje jedenastu, spośród pół miliona kobiet biorących udział w powstaniu, które w logicznie uporządkowaną całość złożyła Anna Herbich, wnuczka jednej z tych powstańczych “dziewczyn”.

Każda z nich inna, wszystkie wyjątkowe, ale nie dlatego, że znane, nie dlatego, że miały w powstanie szczególnie bohaterski lub spektakularny wkład. Ale właśnie dlatego, że takie zwykłe. I dlatego, że przeżyły. Zdają krótkie, treściwe relacje ze swojego życia przed po i w trakcie sierpnia i września 1944 roku – relacje rozdzierające, bo prawdziwe, z krwi kapiącej z murów i kości zasypanych w płytkich grobach. To spojrzenie z zupełnie innej strony – odarte z patosu i przywrócone rzeczywistości. Z żadnej innej publikacji nie dowiecie się, że podczas wojny można stracić pół rodziny, ale płakać za ukochanym ptaszkiem, przywalonym przez ścianę, która runęła po bombie. Niewiele wiecie też pewnie o tym, że i Niemcy mogli być ludzcy, a Polacy bardziej od nich nazistowscy. Kto inny opowie Wam o powstańczej higienie i o tym, że na gruzach miasta też można usłyszeć śmiech – przywilej młodości?

Ogromną zaletą książki jest jej różnorodność. Z relacji kobiet nie wyłania się obraz powstania, ale jego wersje, jakby reprodukcje. W każdej również widać jednostkowe cechy rozmówczyń, kręgi, z jakich się wywodzą, powojenne doświadczenia. Słowem – kalejdoskop przeżyć w absolutnie genialnej formie.

Powróćmy więc do pytania początkowego – Czy warto było? Czy warto ryzykować śmierć ludzi i miasta dla patriotycznego zrywu, z góry w zasadzie skazanego na niepowodzenia? Nie nam to dziś oceniać, oddajmy więc głos tym, które (!) podejmowały te decyzje dla siebie i kraju:

Czy warto było? Mimo tego wszystkiego, co się stało, odpowiadam bez wahania – tak. Było warto. Dlaczego? Aby to zrozumieć, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie.

 

Anna Herbich

Wydawnictwo ZNAK Horyzont

Liczba stron: 320

Ocena: 5/6

 

 

6 komentarzy

  • Anna Potuczko

    Ja też dzisiaj recenzyjnie wróciłam do "Dziewczyn z Powstania". Ta książka sprawiła, że nie mogę się od niej uwolnić. Wiele wspomnień wojennych za mną, ale ta pozycja jest szczególna. Specjalnie dodałam recenzję rano, żeby nikogo nie odciągać od godziny W – nie mamy się na niej promować, a myśleć o tych, którzy oddali życie za naszą lepszą przyszłość.

    Co do Anny Klejzerowicz i jej książki – bardzo na nią czekam, aż wpadnie mi w końcu w ręce i faktycznie mam zamiar po prostu ją przeczytać, bez jakiś szczególnych oczekiwań. Zbyt wiele razy się nacięłam, bardzo czekając na dane wydawnictwo. Jeśli książka sama w sobie czyta się dobrze, to biorę. Lubię przyjemne czytadła, nawet jeśli temat jest trudny. (A teraz męczę się niczym w piekle z drugą książką Marii Duenas.)

  • Agata P

    Czytałam tylko "Dziewczyny z Powstania". Znakomita! List z Powstania chyba sobie odpuszczę, chyba, że gdzieś trafię przypadkiem.