FRAGMENT PROTOKOŁU PO SPOTKANIU DKK — „Rzeka złodziei”
FRAGMENT PROTOKOŁU ZE SPOTKANIA SABATU (CZAROWNIC)
vel KOŁA GOSPODYŃ
Sabatowo, 02.12.2016
Zimę w tym roku przywitałyśmy lekturą prawdziwie zimową — osadzoną na Nowej Fundlandii „Rzeką złodziei” M. Crummeya. Zima wywiała też połowę uczestniczek poza ciepłe pielesze mokotowskiej rezydencji Puszkina.
Otóż kulinarnie może nie pobiłyśmy rekordu, ale było przyzwoicie 🙂 Karmiłyśmy się i poiłyśmy (rezygnując z książkowej suszonej wieprzowiny, mięsa fok, karibu i bobrów):
- zimową herbatą z pomarańczami i przyprawami do grzańca
- zupą łososiową (vel książkowym „cienkim rosołkiem”)
- ciasteczkami kruchymi
- ciasteczkami chałwowymi
- ptysiami
- winogronami
- białą (jak Europejczycy wśród Indian) czekoladą
Dyskusyjnie także było na bogato (może nawet bardziej?), bowiem uznałyśmy, że:
- Książka jest rewelacyjnie skonstruowana i dobrze napisana (choć niektóre zwracały uwagę na ich zdaniem niepotrzebne — podkreślam „ich zdaniem”, bo mnie to nie przeszkadzało 😉 — przekleństwa, które być może są nawet wynikiem raczej działania tłumacza vel wydawcy niż autora)
- Podobały nam się niezmiernie charakterystyki bohaterów, bardzo prostych i zwyczajnych, niejednoznacznych, ani dobrych ani złych, ale zawsze z bagażem trudnych doświadczeń.
- Za rewelacyjny uznałyśmy sposób, w jaki autor odkrywa przed czytelnikiem po kolei karty — dawkuje je ostrożnie, a jednocześnie nie ma w tym nic wymuszonego; nic, co męczyłoby czytelnika.
- A. odkryła, że okładkowy wodospad to tak naprawdę Kamieńczyk (brawa za spostrzegawczość!)
- „Rzeka złodziei” kojarzyła nam się po części ze „Wszystkim, co lśni”, „The North Water” i „Wanting”, a tym, które nie przepadają za historiami o Indianach (czyli np. piszącej te słowa;)) udowodniła, że to mogą być naprawdę wspaniałe opowieści.
- Porównywałyśmy też (te które miały podstawy, bo czytały poprzednio wydane u nas powieści Crummeya) inne książki autora i ta wypadła na ich tle bardzo korzystnie.
Następnym razem widzimy się za 5 tygodni, a na tapecie Amoz Oz i „Opowieść o miłości i mroku”.
3 komentarze
Radosław
Nie pomyślałbym o odkrywaniu miejsca, w którym zrobiono zdjęcie na okładkę. Tym większy szacunek dla spostrzegawczość koleżanki. Do ciekawych doszłyście wniosków, myślę, że to musiała być niezła frajda. 🙂 Bardzo korzystnie piszecie o książce, aż samemu chciałbym się dowiedzieć, czy te przekleństwa pasują do powieści. 🙂
Pozdrawiam
Pożeracz
Wnoszę sprzeciw! Proszę ptysiami nie określać tych drobnych kopii widocznych zdjęciu. To ujma i potwarz dla ptysi o właściwych rozmiarach oraz promowanie nierealistycznych standardów cielesnych!
kotnakrecacz
Drogi Pożeraczu, to były bardzo zacne ptysiaczki! Ale czy te duże nie obrażą się za odmianę: ptysi, zamiast ptysiów (jak: misiów) w dopełniaczu?! 😀 😛