„Nic zwyczajnego” nie było w tej relacji
Kiedyś rozpoznał ją taksówkarz i powiedział: „To dla mnie zaszczyt wieźć taką osobliwość”. W encyklopediach czytamy, że Wisława Szymborska była wybitną osobistością świata literatury. Była też zwykłą osobą, pozbawioną snobizmów i sztuczności. Ale też i trochę racji miał — nieświadomie — ów taksówkarz: była dość osobliwym przedstawicielem naszego gatunku.
Była zaprzeczeniem pragnienia sławy i szukania poklasku. Nieco złośliwie kłóciła się z Czesławem Miłoszem, na pewnym przyjęciu dostała rękawice bokserskie, nie zgodziła się na spotkanie z… Jezusem Chrystusem, sama zaprojektowała komodę na ponad 30 szuflad, organizowała loteryjki, podczas których wręczała znajomym na przykład miotły, miała awersję do ideologii, niebieskiego tuszu w długopisach i przecinków, a do byłego prezydenta zwracała się, jak przystało na literatkę, w wołaczu, per „głowo państwa”, nawet jeśli prosiła tylko o sól. Cała Wisława Szymborska. Prawdopodobnie jedyna polska laureatka Nagrody Nobla, która wolałaby jej nie dostać, przedstawiona w nowym świetle. Prawdopodobnie najważniejsza polska poetka XX wieku, a może i w całej historii, widziana oczami osobistego „Pierwszego Sekretarza” — Michała Rusinka, autora relacji z ostatnich kilkunastu lat życia Noblistki, zatytułowanej „Nic zwyczajnego”.
Stanowili duet zgrany, choć chyba zupełnie niespodziewanie. Obydwoje eleganccy, choć każdy na swój sposób, obydwoje obdarzeni nietuzinkowym poczuciem humoru, choć niejednakowym, wreszcie obydwoje wrażliwi, ale inaczej tę wrażliwość uzewnętrzniający. Dwoje ludzi na zupełnie różnych etapach życia połączył szczęśliwy przypadek, a potem kilkanaście lat wspólnej pracy, czasem nawet fizycznej. To się nie mogło i musiało udać zarazem.
Z książki „Nic zwyczajnego” wyłania się obraz poetki jako kobiety z krwi i kości, której spojrzenie przypomina oczy nastolatki, a ciało (choć nie znosiła tego słowa) nie pozwala zapomnieć o jesieni życia. Szymborska, wiecznie schowana za chmurą dymu, do ostatnich chwil dopominająca się o papierosa, silna, a jednak filigranowa, wiecznie otoczona wianuszkiem serdecznych przyjaciół i zasypana stosem listów od wielbicieli i niedoszłych poetów dopraszających się o uwagę mistrzyni. Nie ma w niej nic sztucznego, nic napuszonego, mało też nobliwej (sic!) powagi, mnóstwo za to serdeczności i uwagi poświęcanej sprawom najbłahszym, czyli najważniejszym.
Michał Rusinek to prawdopodobnie jedyna osoba, która mogła napisać tę książkę. W dodatku napisać ją właśnie tak — z perspektywy ucznia, a jednak eksperta, z perspektywy pracownika, a jednak serdecznego kompana doli i niedoli tuż po „tragedii sztokholmskiej”. W „Nic zwyczajnego” bywa lirycznie, bywa zabawnie, ale jest przede wszystkim z szacunkiem do wielkości Osoby ukrytej w ciele tak małej Osóbki. Czas teraźniejszy potęguje wrażenie aktualności i każdy z czytelników zna przecież zakończenie. A ono mimo wszystko zaskoczy i każe uronić niejedną łzę wzruszenia, bo to już przecież cztery lata.
Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
choć tym, co ciągle żyją
przyda się jeszcze parasol
SPOTKANIA AUTORSKIE
Wydawnictwo Znak zaprasza na spotkania z Michałem Rusinkiem:
Warszawa, poniedziałek 1 lutego, godz. 18.00 (spotkacie mnie tam z aparatem :))
Empik Junior, ul. Marszałkowska 116/122
Kraków, środa 10 lutego, godz. 18.00
księgarnia Matras na Rynku Głównym
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: czytelnicy zauroczeni osobą Szymborskiej, jej poczuciem humoru, twórczością poetycką i felietonami zebranymi m.in. w tomie „Wszystkie lektury nadobowiązkowe”, także ci, którzy chcą uchylenia rąbka o nadzwyczajnej współpracy młodego polonisty i świeżo upieczonej Noblistki.
Kto powinien unikać: czytelnicy, których jedynym skojarzeniem na dźwięk nazwiska poetki jest jej romans z socrealizmem, a także ci, którzy spodziewają się sensacji.
Jeden komentarz
Qbuś pożera książki
Jak na blogu wspominałem, do poezji nieco mi daleko. Jednak „Wszystkie lektury nadobowiązkowe” wydają mi się szalenie interesujące.