literatura faktu

Zielona sukienka, Syberia, Kazachstan i saga rodziny

 

Następnego dnia (…) oglądamy wiadomości. Drugim newsem jestem ja. W koszulce z matrioszką, ze zdjęciami na stole, łzami w oczach i historią rodzinną w tle. Piękny reportaż, sama bym się wzruszyła, gdyby nie to, że historia opowiedziana na ekranie nie jest prawdziwą historią. A przynajmniej nie moją. Okazuje się, że mój dziadek nie walczył z Rosjanami, tylko z Niemcami. Za tę walkę został zesłany do więzienia, ale nie rosyjskiego – a raczej stalinowskiego – tylko do więzienia w Kazachstanie (co geograficznie jest prawdą, historycznie jest pomówieniem(…)). Moja babcia nie została zesłana, tylko sama przyjechała, żeby szukać dziadka. Nie przyjechała z dzieckiem, tylko urodziła je tutaj. A na sam koniec padły moje wyciągnięte z kontekstu słowa: “Kocham Rosję i kocham Rosjan”, i wszyscy się cieszyli. (…) XXI wiek, Kańsk, stutysięczne miasto na Syberii. Cenzura niczym żelazna kurtyna oddziela prawdę od pięknego kłamstwa.

Jest początek lat ’90-tych, jestem dzieckiem, umiem czytać, ale jeszcze nie chodzę do szkoły. Tata przynosi do domu kilka już wtedy pożółkłych, dziwnie pachnących kartek zapisanych na maszynie. Tytuł: “Saga rodziny Szumskich”, w cudzysłowie i podkreślony. Nie wiem, skąd to ma, ale czytamy wspólnie, a właściwie każdy swój egzemplarz, bo do dziś mam dwa. Mam takie wspomnienie z dzieciństwa. Czy prawdziwe, nie wiem, być może zbyt wiele razy już obracałam je w pamięci, że utarło się takim, jakie je wymyśliłam. Nie wymyśliłam natomiast tego, że wnuka Ludwiki Szumskiej zakopano żywcem podczas rewolucji bolszewickiej. W sadze jest o tym tylko jedno suche zdanie, żadnych szczegółów. A jednak zdanie to siedzi we mnie już grubo ponad 20 lat i do tej pory śmierć przed uduszenie śni mi się czasem jako największy koszmar. Jestem związana ze swoją rodziną, nie tylko z wnukiem Ludwiki. Babcine opowieści o latach ’40-tych przechowuję w najgłębszym zakątku pamięci. Jestem też związana nazwiskiem. Na tyle, że zaparłam się i zostałam przy swoim. Kiedy więc zobaczyłam zapowiedź książki Małgorzaty Szumskiej o poszukiwaniu rodzinnej przeszłości na Syberii i w Kazachstanie, serce zabiło mi mocniej. Tym bardziej, że wiem, że i ja mam wschodnie korzenie. Jak się okazało, nie jesteśmy rodziną, choć i mojego (pra)dziadka wywieziono na Syberię, ale coś jednak w tych Szumskich jest chyba podobnego.

Zielona Sukienka to relacja z najciekawszego typu podróży, w jaki można się wybrać – drogi do prawdy o sobie i swojej rodzinie. Autorka zabierając 30kg bagażu ku zdziwieniu taksówkarza rusza na Syberię i do Kazachstanu, wcześniej jednak na chwilę na Wileńszczyznę i do Moskwy. Jedzie śladami dziadków – Janki zesłanej po wojnie na Syberię i Staszka umieszczonego w karłagu, kazachstańskim łagrze. Bez mapy i skonkretyzowanego planu działania odwiedza ich domy, odwiedza miasta, w których bywali i obóz obok Karagandy. Dziennik podróży przeplata rodzinnymi opowieściami i wspomnieniami z dzieciństwa, tego najpiękniejszego, bo spędzonego u boku dziadków.Ludzie, których Szumska spotyka są wizytówkami swoich czasów i ojczyzn. Tych współczesnych szczególnie, bo potocznie przez nas rozumiana współczesność nie wszędzie przecież jeszcze dotarła, a żyć trzeba, więc się żyje – bez bieżącej wody, bez internetu, wolności mediów i nie tylko mediów. Przeszłość Małgosia vel Margherita odkryje u boku starych cioć, przyszywanych kazachskich dziadków, cmentarnych poetek, wrogo nastawionych Rosjanek, prawdziwego szamana i jego dziewczyny (sic!), babcinych przyjaciółek sprzed lat, kazachskiego kierowcy, bazarowych sprzedawczyń, włosko-francuskich dyplomatów w Kazachstanie i wielu innych, którzy będą chcieli pomóc lub wręcz przeciwnie. Wschód pozna przez szyby samolotów, ale i z okien kolei transsyberyjskiej, kolejek elektrycznych, samochodów dostawczych, azjatyckich busików, a nawet land rovera z konsulatu. I jest to poznawanie dobre – wzruszające i pełne łez smutku, ale także oczyszczające jako podróż dla podróży, nie dla celu.Autorka nie zdradza tajemnic od razu, pozwala płynąć historii, także tej, którą sama ma już długo w pamięci, od miejsca do miejsca i z roku na rok – nie uprzedza wydarzeń, nie miesza wątków. Dzięki temu zaprasza czytelnika do podróżowania wraz z nią i długo nie wyjaśnia, czym tak naprawdę jest tytułowa zielona sukienka. Każe zastanawiać się nad przeszłością i tym, co nam z niej do tej pory zostało, a także tym, że w niektórych miejscach nasza przeszłość trwa do dziś. Szumska jednak nie jedzie na Wschód jak do cyrku czy ZOO, jak to swego czasu miał w zwyczaju Ziemowit Szczerek. Jedzie z otwartą głową i otwartym sercem – po podróży zapewne pojemniejszymi niż wcześniej.

Odkładam Zieloną sukienkę i czuję niedosyt. Niedosyt, że historia już się skończyła, a ja muszę wracać do rzeczywistości. I myślę sobie, że są przecież takie podróże, które nie kształcą, ale kształtują. Zastanawiam się nad swoją rodziną i własnymi podróżami do korzeni. I myślę słowami autorki:

nie bądź smutna, że się skończyło, ciesz się, że miało miejsce.
zielona+sukienka

Małgorzata Szumska
Znak Literanova
Liczba stron: 334

Ocena: 6/6

 

3 komentarze