literatura faktu,  varia okołoliteracka

Wpis o czytaniu, czyli resztę dopisz sobie sam…

 

Książki o książkach, książki o czytaniu, o czytelnikach, czytelnictwie, pisaniu… To wszystko, czego książkowemu molowi potrzeba do szczęścia. Poznać zwyczaje czytelnicze ulubionych autorów (jeśli mają czas na cokolwiek poza pisaniem:)), to jak dla gimnazjalisty zerknąć do alkowy ulubionej gwiazdy… Takie mam przynajmniej wrażenie. Dlatego poluję na takie pozycje, pochłaniam z namaszczeniem, notuję, porównuję z własnymi zachowaniami, czerpię garściami i wysysam kwintesencję jak spragniony wody podróżnik na pustyni. Do ścisłej czołówki moich najukochańszych książek należą więc Ex libris A. Fadiman i Młodszy księgowy J. Dehnela. Teraz dołączyła do nich pozycja o idealnym w swej prostocie tytule – Książka o czytaniu, czyli resztę dopisz sobie sam J. Sobolewskiej.

 

By odnieść się do wszystkiego, co chciałabym o niej powiedzieć, musiałabym stworzyć drugą taką książeczkę, tyle w niej czytelniczych i pisarskich smaczków, opisów przemyśleń. Muszę się jednak znacznie ograniczyć – po części dlatego, że zajęłoby mi to mnóstwo czasu, po wtóre dlatego, by nie psuć Wam przyjemności czytania. A czytać warto! Także o czytaniu.

Tematów porusza autorka bardzo wiele i ujmuje je w rozdziały o cudownych tytułach. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie ma ochoty na lekturę czegoś, co zatytułowane jest tak: A ty co czytasz w toalecie? albo Markiza wyszła o piątej, czyli pierwsze zdanie, by nie wspomnieć już o Krojeniu trupa i innych mękach pisania, czyli o czym nie wie czytelnik. Dowiemy się też niemało o mniej lub bardziej wygodnych pozycjach (i miejscach) czytelniczych, o dylematach układania książek, ich pokręconych tytułach (mój faworyt: Ah! Eh! He! Hi! Ha! Hi Hi! Oh! Hu! Hu! Hu!), pierwszych i ostatnich zdaniach, książkach już (lub nigdy) nieistniejących i tych, które najlepiej zabrać na wakacje, choć zapewne i tak najbardziej interesująca wyda nam się ta, którą zabierze ktoś inny. Ilu z nas wiedziało, że George Orwell kolekcjonował (i oprawiał!)
kobiecą prasę z XIX wieku, albo że Walter Benjamin miał ulubioną półkę, na której układał książki dla dzieci i te…, których autorzy zapadli na choroby psychiczne? Kto słyszał o książkach, które Stanisław Lem w streszczeniach i recenzjach powołał do życia albo o tym, że Oscar Wilde nie czytał książek, które miał zrecenzować, żeby… nie ulec sugestii?! Ja przynajmniej o tych rewelacjach pojęcia nie miałam, a jest ich w książce Sobolewskiej więcej. Niektóre sprowokowały mnie nawet do ozdabiania marginesów rysunkami – choćby gaci Marqueza, które piły go tak, że nie mógł pisać.

 

zdjęcie+3

Moje nieistniejące zdolności artystyczne pobudziło także zdanie o tym, jakoby pisanie było niczym wtaczanie kwadratowego koła pod górę.

zdjęci+2

W Książce o czytaniu znalazłam (i dopisałam!) tyle wspaniałości, że mam ochotę przeczytać ją ponownie – najlepiej od razu. Może czegoś nie zaznaczyłam, może coś mi umknęło w tej skarbnicy baśni dla Czytelnika (sic!). Znalazłam mnóstwo
podobieństw do relacji autorki w moich zachowaniach i wspomnieniach czytelniczych, co wywołało u mnie i salwy śmiechu i łzy wzruszenia – może gdyby nie ta lektura, nigdy nie wróciłyby do mojej pamięci? Ale o nich może jednak innym razem. Kolejną zaletą Książki o czytaniu jest to, że pozwoliła mi uzupełnić mój zeszyt “Chcę przeczytać” (niektóre tytuły uzupełniły już nawet regały). To przerażające, jak wiele książek chcielibyśmy przeczytać, a nie mamy nawet pojęcia, że istnieją. Dobrze zatem, że jedna prowadzi do drugiej. Trudno także nie docenić tego, że Sobolewska pisze o rzeczach, z których każdy z nas zdaje dobie sprawę, ale nikt tego wcześniej nie nazwał. Wszyscy w końcu jesteśmy czytelnikami.

Samo także wydanie książki jest czytelniczym (prawie) ideałem. Nie byłabym sobą, gdybym nie skomentowała literówki ze strony 21 albo tego, że nie powinno się składać książek czcionką pogrubioną, ale  szybko zapomniałam o tych wadach-nie wadach, bo całość powala na kolana. Ogromne marginesy aż proszą się o notatki, nie mówiąc już o wydzielonym na nie miejscu po każdym rozdziale. 

zdjęcie+4

Piękne i arcy-pomysłowe grafiki na początku wszystkich rozdziałów wskazują (czasem bardziej niż jego tytuł) na ich treść. Poziomy format książki, trochę wymuszony przez marginesy, trochę sugerujący książki dla dzieci, spowoduje, że na półce, jeśli ją tam w końcu włożę i przestanę po raz trzynasty czytać co bardziej (czytelniczo) pikantne wątki, będzie się pięknie wyróżniać. Jak przystało na książkę o czytaniu. A resztę… No cóż, dopiszcie sobie sami.

 

zdjęcie+5

Na koniec jeszcze perełka o czytaniu ebooków:

zdjęcie

 

Justyna Sobolewska

Wydawnictwo Biblioteka Polityki

Liczba stron: 156

Ocena: 6/6

4 komentarze

  • Gosia Oczko (zemfiroczka)

    Jak ją tylko pokazałaś na spotkaniu, to wiedziałam już, że muszę koniecznie ją przeczytać. I chociaż najchętniej pożyczyłabym ją od Ciebie, to tego nie zrobię, by, jak Oscar Wilde, nie ulec sugestii 😉

    A jak Eco?

    • Natalia Szumska

      Masz rację, nie ma co się sugerować – ale pamiętaj – obserwuję Cię – jak ją skomentujesz bez czytania, to Cię zdemaskuję 🙂 Ale fakt – lepiej mieć własny egzemplarz, choćby ze względu na te notatki!
      A Umberto ma się świetnie, dziękuję 😉 Ale czytam go tylko dorywczo (nie, nie leży już w łazience;)), na co pozwala mi forma wywiadu, dlatego prędko nie skończę – ale to dobrze – więcej czasu na rozkminy 🙂