varia okołoliteracka

The best of the best – 2013

To był dobry rok. Wśród wielu książek, które przeczytałam, chyba ze trzy, może cztery, okazały się naprawdę kiepskie. Jedne były lepsze, drugie gorsze, ale miałam w tym roku wyjątkowe szczęście, bo ogromna większość okazała się warta czasu i pieniędzy – wszystkich 🙂 Postanowiłam nie robić podsumowań rocznych pod tytułem ile książek, jakie książki, jakie dostałam , jakie kupiłam, jakie dałam, co na Targach, co na półkach, co najgorsze, co na spotkaniach, co na blogu itp. Nie dlatego, że nie lubię takich podsumowań czytać, wręcz przeciwnie, ale sama jakoś nie umiem tylu rzeczy ogarnąć. 

Dlatego postanowiłam zrobić subiektywną listę książek, które w 2013 roku zrobiły na mnie największe wrażenie. Jest ich dziesięć, ale kolejność (no, może poza pierwszą, która zawsze zostanie chyba numerem jeden w każdej mojej kategorii) jest absolutnie przypadkowa – ani chronologiczna ani nie odzwierciedla stopnia cudowności tych książek. Chyba nie umiałabym tego określić. A zatem do dzieła:

 

1) Haruki Murakami, Kronika ptaka nakręcacza.

 

Książka, od której zaczęła się moja fascynacja tym nietuzinkowym Japończykiem (tak, nim, nie tylko jego twórczością!). Książka mądra, arcyciekawa, wielowątkowa na swój mało zagmatwany sposób, dla mnie absolutnie najcenniejsza ze wszystkich, które kiedykolwiek czytałam. Więcej na jej temat znajdziecie TUTAJ

 

2) Melanie Benjamin, Alicja w krainie rzeczywistości.

http://kotnakrecacz.pl/wp-content/uploads/2015/08/15_50232201073KS.jpg

Piękna beletryzowana opowieść o prawdziwej Alicji, która tak zachwyciła Lewisa Carrolla. Polecam z czystym sumieniem – ta lektura to jak odkrywanie kwintesencji dzieciństwa – nie takiego przecież niewinnego.

 

3)  Charlotte Link, Dom sióstr.

Ta książka zapewniła mi niemal idealne poranki i wieczory przy gorącej herbacie i przy zawiejach zesłanych Polsce przez Ksawerego. Zostałam wchłonięta przez historię Frances Gray. Bez reszty. Podczas czytania, na myśl przychodziły mi same arcydzieła (wg mojej prywatnej oceny) – Wichrowe Wzgórza, Trzynasta opowieść, Smażone zielone pomidory…Więcej o moim spotkaniu z Domem sióstr TUTAJ.
 

4) Jodi Picoult, To, co zostało.

 Ta pozycja natomiast przerosła oczekiwania — spodziewałam się ckliwego amerykańskiego romansidła z historią w (dalekim) tle. Tymczasem otrzymałam pięknie skonstruowaną powieść, w której historia, tak bliska mi historia, jest głównym bohaterem wydarzeń. Wbrew pozorom, nie jest to historia o współczesnej Amerykance, która odkrywa rodzinną przeszłość naznaczoną oddechem nazizmu, o jej babci i emerytowanym esesmanie przebywającym w ukryciu. To książka… mądra, to książka o człowieku z całym dobrodziejstwem inwentarza — z jaśniejszymi i ciemniejszymi stronami jego natury. W dodatku trochę też to książka o nas — Polakach i postawach, jakie przyjmowaliśmy w trudnych czasach II wojny światowej. A trudno patrzeć na siebie, na swoją narodowość tak nieprzychylnymi oczami innych – nawet, jeśli to spojrzenie jest dość uproszczone. Piszę o niej jeszcze więcej TU.

 

5) Jacek Dehnel, Młodszy księgowy.

 

Młodszy księgowy Dehnela to dość obszerny zbiór literackich perełek – tym bardziej szlachetnych, że traktujących o samej literaturze. Niestety, nie na tyle obszerny (a może zbyt dobry), by starczył na dłużej niż dwa dni. To książka, którą się chłonie. To książka o czytaniu, pisaniu, książkach, ich posiadaniu, układaniu, zdobywaniu, pielęgnowaniu. A język Dehnela jak zwykle soczysty, inteligentny i z tzw. pazurem. TUTAJ możecie przeczytać o niej więcej.

 

6) Anne Fadiman, Ex libris. Wyznania czytelnika

 

Wyświetlanie zdjęcie 1.JPG

 

Wyświetlanie zdjęcie 2.JPGKsiążka bardzo w stylu Młodszego księgowego, a właściwie odwrotnie, bo powstała jeszcze w latach ’90-tych. Rozbrajające historie o łączeniu bibliotek świeżo poślubionych małżonków, o pewnym dekoratorze wnętrz, któremu wypadek się należał, ponieważ odważył się poukładać książki kolorami, o zwariowanej literackiej rodzinie, która organizuje konkursy na znalezienie jak największej ilości błędów w restauracyjnych kartach dań, pisaniu, czytaniu, katalogowaniu, różnych rodzajach miłości do książek (i pisarzy) oraz quizach na nieznane słowa pochodzące z lektur.  “Ex libris” to książka dla wszelkiej maści bibliofili, książka, która zapada w pamięć i serce, wzrusza, bawi i zastanawia. Ale kto nie miał w zwyczaju psucia sobie wzroku czytaniem pod kołdrą, ten może tego nie zrozumieć 🙂 

Na podstawie jej angielskiego wydania powstał nawet mój osobisty ex libris! 🙂 

 

7) Annie Barrows i Mary Ann Shaffer, Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek.

 

 

Dawno nie czytałam książki, która wygrałaby z nocną burzą i pośpiechem codzienności. Dawno też nie czytałam książki, którą pochłonęłabym jednym tchem w pół nocy i pół poranka. Zachęcona tytułem  i zniechęcona wydaniem, które wskazywałoby na tanie romansidło, trochę w stylu Nicholasa Sparksa (którym swego czasu również nie gardziłam), zostałam wchłonięta (!). To książka urocza i pięknie napisana (w tym bardziej ciekawa, że w formie listów). Ach! I boska, choć niestety zmyślona historia o Oskarze Wildzie! Podobnie jak historia o tym jak w kontekście traktowania książek, należy (lub nie należy!) dobierać życiowych partnerów. Więcej o niej TUTAJ.

  

8) Haruki Murakami, Zniknięcie słonia.

Okładka - Zniknięcie słonia

 

Po wcześniejszych delikatnie mówiąc średnich przeżyciach z opowiadaniami Murakamiego, jestem pozytywnie zaskoczona! Może nie jest mistrzem tworzenia przewrotnych zakończeń (przynajmniej w opowiadaniach), ale klimat książki wszystko wynagradza. Są opowiadania lepsze i gorsze, ale właściwie każde warte uwagi. Dodatkowy plus to piękne wydanie, które z przyjemnością bierze się do ręki. 

 

9) Jostein Gaarder, Córka dyrektora cyrku.

Okładka - Córka dyrektora cyrku

 

Córka dyrektora cyrku to opowieść o człowieku, który żyje w świecie wyobraźni, wymyślanych przez siebie historii i własnej rzeczywistości. Mógłby pisać książki, ale ma za dużo pomysłów, zbyt bujną wyobraźnię. Zakłada za to pogotowie autorskie – formę, poddającą pomysły mniej utalentowanym pisarzom. Bardzo kojarzy mi się z książkami Murakamiego – dzieje się w podobnym czasie, co książki niedoszłego Noblisty (lata ’60-90te), jest pisana w pierwszej osobie, zdania są dość krótkie, ale treściwe, klimat oderwania od rzeczywistości, nie wspominając już o motywie Metra – karła bliźniaczo podobnego do tańczącego karła ze Zniknięcia słonia [sprawdziłam – Elephant vanishes jest z 1993, a  Córka… z 2001] oraz motywie pisarza, który ma wiele do powiedzenia, ale nie pisze, z trylogii 1Q84 [2009]. Fragment protokołu mojego klubu książki na temat córki… znajdziecie TUTAJ.

 

10) Neil Gaiman, Ocean na końcu drogi.

 

Początkowo zauroczył mnie tylko tytuł i boska okładka, której niczego nie brakuje, idealnie pasuje do tytułu i wręcz zaprasza d otworzenia książki. Ocean na końcu drogi to traktat o mądrej naiwności, a nie naiwnej mądrości i choć może obydwa określenia brzmią podobnie, całość wyjaśni się dopiero po lekturze. Na zachętę dodam może tylko małą próbkę tej mądrej naiwności:

Nie tęsknię za dzieciństwem, ale brakuje
mi radości czerpanej z drobiazgów, nawet wtedy, gdy wokół wszystko się
wali. Nie potrafiłem zapanować nad światem, w którym żyłem
, nie
mogłem odejść od tych rzeczy ani chwil, które mnie raniły, lecz
znajdowałem radość w tych niosących szczęście. (…) może tej nocy
miałem zginąć, może już nigdy nie wrócę do domu, ale dostałem pyszny
obiad i wierzyłem w Lettie Hempstock.

Mam nadzieję, że każdy z nas ma  ocean na końcu drogi, każdy z nas ma swoich Hempstocków. Może nie musimy wiedzieć jak działają, może racjonalnie nie możemy ich sobie wytłumaczyć. Ale czy to ważne? Może, żeby zostać tu, po tej stronie oceanu, potrzebujemy właśnie nie wiedzieć? Więcej o książce mówiłam TU.

 * * *

Wszystkie książki, które tu znajdziecie należą już do moich ulubionych. I jak tu nie uważać, że to był dobry rok?

🙂

 

 

3 komentarze

  • Natalia Szumska

    Dehnel w tym wydaniu jest doprawdy boski (jak z "Lali", nie "Balzakiany"), polecam gorąco.
    O Murakamim już nawet nie wspominam, a "Ex libris" niestety… No cóż – jest problem – nakład wyczerpał się już dawno, ZNAK nie pali się do wznawiania, a na allegro pojedyncze egzemplarze osiągają zawrotne ceny – powyżej 100 zł! Wiem, bo polowałam długo, ponieważ zanim założyłam Notatnik Książek Pożyczonych, ktoś zwinął mi pierwszy egzemplarz…