literatura faktu,  varia okołoliteracka

Na początku był… negatyw, a jeszcze wcześniej… poczucie humoru – FOTO-RECENZJA

 

Z dala widać już Ararat,
Mandryl wypiął swój aparat,
Wykręcając się na pięcie,
Robi momentalnie zdjęcie
“Alles was da liegt und Kriecht.
Bitte, freundliches Gesicht*”

 

*”Czy to w górach, czy na plaży – baczność!
Miły Wyraz twarzy”
Z Arki Noego Pawlikowskich i Wolskich

Dziś będzie inaczej, słowa, których zazwyczaj nadużywam, zastąpię zdjęciami. Będzie inaczej, bo i książka inna. Książka jak autorka – jedyna w swoim rodzaju, urocza, piękna i zabawna – Agnieszka Osiecka. Przedstawiam więc książkę genialną w swej prostocie i pięknie wydaną:

 
Na początku był negatyw
 

To w zasadzie prywatny album autorki – wspomnienia zaklęte w zdjęciach i pełnych ciepła, uroku i poczucia humoru opowieściach, którymi są opatrzone. Kiedy pierwszy raz otworzyłam jej strony, pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy był… zapach! Farba drukarska w tej książce przywodzi na myśl same przyjemne wspomnienia, które przynajmniej dla mnie, zawsze były zapachami. Z każdą stroną i każdym wspomnieniem Na początku był negatyw pochłaniał mnie bez reszty. Czytałam trzy dni, choć wystarczyły dwie godziny. Ale takie przyjemności koniecznie trzeba dawkować.

Ale jak tu nie pokochać dywagacji na temat zdjęć portfelowych, fotek przebieranych, przedstawień magicznych miast, napisów na murach, kolorów, zdjęć rentgenowskich, fotografii dzieci i… przyrządów! No bo jak tu nie pokochać Pana Stefana frunącego?

 

 

 Jak się nie wzruszyć przepisem na zdjęcie z kotem i efektem “podduszania” rzeczonego:
 

 

 Jak się nie zaśmiać z różnic pomiędzy płciami w przedstawianiu siebie z… kwieciem:
 

 

 Jak się nie zastanowić nad swoimi albumami, jeśli dostajemy taką klasyfikację zdjęć wakacyjnych:
 

 

 Jak ze śmiechu nie złapać się za trzewia, kiedy okazuje się, że w dwunastu punktach da się wyłożyć zasady NIEpokazywania zdjęć w towarzystwie, a w jednym – jak odmowy ich oglądania:
 

 

 I jak tu się nie zastanowić nad tym, czego fotografia nie miała pokazywać, a jednak pokazuje:
 

 Wreszcie, jak tu nie zwariować, kiedy dowiadujemy się o tym, że główną zaletą posiadania starych fotografii jest możliwość fałszowania dziejów rodzinnych (głównie po to, by połechtać ego adoratora-snoba). Potem, można też… wymieniać się wujkami:

(koniecznie przeczytajcie wszystkie podpisy i teksty – są warte wszystkich pieniędzy!)

 

I nie w jakości czy artyzmie fotografii leży piękno tej książki, ale we wspomnieniach i słowie pisanym. I w poczuciu humoru, które powodowało u mnie salwy śmiechu – ku uciesze domowników i przerażeniu kota. Piękno leży też w historii (historiach?) i sposobie patrzenia na nią (na nie?) – od zachwytów i uśmiechów, po nostalgię, pustkę i oddech końca.

  

Można też wzruszyć ramionami i rzec: na końcu będzie negatyw. Też.

 

Agnieszka Osiecka
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Liczba stron: 256
 
Ocena: 5,5/6
 

3 komentarze

  • Klaudia

    Jestem w zdecydowanej opozycji do większości osób w tym kraju, ponieważ nie fascynuje mnie postać Agnieszki Osieckiej. Chociaż sam pomysł i wykonanie książki (pod względem technicznym) wydają się być ok. Mimo wszystko nie dla mnie.

    • Natalia Szumska

      Jak najbardziej Cię rozumiem. Ja również nigdy nie byłam wielką fanką Osieckiej, ale z 'Na początku…' Wyłania się obraz osoby tak ciepłej i z tak ogromnym poczuciem humoru, że poważnie mnie zauroczyła 🙂 zauroczyło mnie także wydanie, które nawet nie jest justowane i w zasadzie do złużenia przypomina przywatne notatki do doklejonych zdjęć. Choćby dlatego warto. Ale zdecydowanie rozumiem Twoje wątpliwości – gdyby taki album wydała, dajmy na to Stephanie Meyer (czy jak jej tam), też bym nawet kijem nie tknęła 🙂