literatura faktu

„Cztery siostry” na zakończenie roku

W tej powodzi domysłów jedno było pewne: że Mikołaj i Aleksandra bardzo kochają swoje córki — tę „czterolistną koniczynkę”, jak nazywała je Aleksandra. (…) Lecz, jak zauważyła Edith Almedingen: „Choćby nie wiem jak kochane przez swoich rodziców, cztery dziewczynki były zaledwie jak cztery przedmowy do ekscytującej książki, która się nie rozpocznie dopóki nie urodzi się brat.”

 

Podobnie jak kiedyś „Zabić arcyksięcia”, tak teraz „Cztery siostry” zawładnęły moimi myślami i sercem na kilka dni, zostawiając trwały ślad na obu. Historia Olgi, Tatiany, Marii i Anastazji Mikołajewnych, córek ostatniego cara, Mikołaja II i jego żony Aleksandry, rozrywa trzewia i rani do głębi. Od pierwszego krzyku na tym świecie niemal ubezwłasnowolnione i chowane pod kloszem — początkowo złoconym i wysadzanym drugimi kamieniami, jaki nałożyła na nie matka, a potem pod zamalowanym nierówno białą farbą i przysłaniającym świat, jaki wybrały dla całej rodziny rewolucje, lutowa i październikowa. Ze względów dynastycznych od początku niewyczekiwane, ale też kochane na zabój. Dosłownie.

Wszyscy wiemy, jak ta historia się kończy. Wszyscy wiemy, że chory na hemofilię najmłodszy Aleksy nie został następcą tronu. Wiemy, że obawa o jego życie skłoniła rodzinę do zwrócenia się w kierunku szarlatana i szatana w jednym, Rasputina. Wiemy wreszcie, że ciała ostatnich carskich Romanowów wylądowały w nieczynnych szybach kopalni w środku lasu. Szumią o tym drzewa tajgi, mówią podręczniki, pokazują to filmy. Całą rodzinę z powierzchni ziemi zdmuchnęła wielka historia, ale jednak znalazł się ktoś, kogo zainteresowała ta mała, ta w skali mikro. Ta z ogrodów Carskiego Sioła, ta z fiołkowego buduaru carycy, ta z pokoi do nauki i do zabawy, ta wreszcie z pokładu ukochanego przez całą rodzinę jachtu „Sztandart”. I tak powstała książka ze wszech miar poruszająca, ale też oparta na bardzo licznych i rzetelnie dokumentowanych źródłach, a także przepięknie wydana. Chapeau bas Helen Rappaport. Chapeau bas Znak Literanova.

Odkąd pamiętam fascynowały mnie w historii momenty, które roboczo nazywam momentami „pięć minut przed katastrofą”. Nie ma nic bardziej wzruszającego niż nieświadomość ludzi stojących u progu zmian, których się zupełnie nie spodziewają, a których skutki dziś już są powszechnie znane. Nie ma większych nieszczęśników niż kontrolujący manewry wojskowe Arcyksiążę Franciszek Ferdynand, europejska, a szczególnie polska, młodzież pod koniec sierpnia ’39 roku czy rodzina Romanowów w styczniu 1917 roku. Świat kilka razy już obrócił się o 180 stopni, zatańczył makabryczną polkę, złapał, pogryzł i wypluł swoje ofiary, pogrzebał nadzieje jednych społeczeństw, wzbudzając je u innych. Ale jedno było pewne — nic już nie pozostało takie, jak wcześniej. Czy nie jest to fascynujące, że można poznać te momenty z perspektywy człowieka z krwi i kości? Z perspektywy człowieka, który był tak daleko, a jednak na wyciągnięcie ręki?

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli książek: „Zabić arcyksięcia” (Rappaport zresztą przyjaźni się ze współautorką) oraz „Skazani. Ostatnie dni rosyjskiej arystokracji”; dla tych, którzy dostrzegają magię starego świata i momenty przełomowe dla nas wszystkich, a jednak w skali mikro; a także ci, którzy docenią bogatą bazę źródłową oraz kunsztowne wydanie.

Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy historię świata wolą rozpatrywać przez pryzmat podjętych gdzieś poza nami międzynarodowych decyzji i sukcesów bądź porażek wielkich armii i postanowień kongresów.

Cztery siostry

Helen Rappaport

Znak Literanova

Liczba stron: 542

Ocena: 6/6

4 komentarze

  • Ewa

    Poznać z perspektywy człowieka z krwi i kości? Przywiązać się do niego, zrozumieć i mieć nadzieję, że skończy się inaczej niż wszyscy wiemy? A z drugiej strony- to właśnie ludzie tworzą historię. Tacy z uczuciami, obawami i nadziejami.
    Pozdrawiam

    • kotnakrecacz

      Z tą nadzieją bym nie przesadzała, ale mimo wszystko to bardzo wzruszające, ta bliskość końca, ta wiedza, której oni nie posiadali…
      Jasne, to my jesteśmy historią, armie, rządy i decyzje to zaledwie wierzchołek góry lodowej 🙂