Za kogo ty się uważasz?
Kobiety wierzą w to, w co muszą uwierzyć. Łatwo nadążyć za ich tokiem myślenia (…) Ale potrafią radzić sobie w życiu, to ich dar, to coś, co sprawia, że są sprytniejsze od mężczyzn.
Rose była niewątpliwie sprytna, sprytniejsza od otaczających ją mężczyzn. Siła narodziła się w niej po śmierci ojca, kiedy jako dziewczynka została pod opieką oschłej i bardzo prostej (by nie powiedzieć prostackiej) jego drugiej żony, Flo. Zamykała się we własnej skorupie, zrobiła wszystko, by jak najszybciej wyrwać się do wielkiego świata. Ale wielki świat nie przywitał jej z otwartymi ramionami. Uciekając przed przeszłością i powtarzaniem błędów rodziców, znalazła się dokładnie tam, gdzie nie chciała. We własnej wersji samotnego piekła. W osobistej wariacji na temat życia, jakiego na pewno nie chciała prowadzić. I tu rodzi się pytanie — czy ostatecznie dowiedziała się kim jest? I za kogo się uważa?
Nie jestem miłośnikiem krótkich form literackich, dlatego z Alice Munro niekoniecznie mi po drodze. Ale „Za kogo ty się uważasz” to powieść (choć reklamowana jako dziesięć powiązanych ze sobą opowiadań), w dodatku przygotowana przez Bibliotekę Akustyczną w wersji audiobookowej (w wykonaniu rewelacyjnej Anny Gajewskiej), zatem musiałam ją mieć. I nie żałuję. Spędziłam ponad osiem intensywnych godzin, poznając historię Rose, niezwykłą w swej zwyczajności.
Nie od dziś wiadomo, że laureatka literackiej Nagrody Nobla, Alice Munro, jest czujną obserwatorką życia. Kreuje swych bohaterów jako ludzi z krwi i kości, z zalet i wad (no cóż, z wad głównie), z pasm niepowodzeń i krótkich chwil chwały. Nie inaczej jest w przypadku „Za kogo ty się uważasz”. Główna bohaterka to jedna z tych „everywoman”, ani nazbyt piękna, ani mądra, ani nawet wyjątkowa. Ale za to odporna, sprytna i tak zwyczajna, że aż jej czytelnik nie lubi, nawet jeśli czasem jej współczuje. Ale to dobrze, bo to oznacza, że potrafi budzić emocje, że zostawia ślad, mimo tej zwyczajności. Jest w tej powieści także krytyka stosunków społecznych, ośmieszenie z jednej strony zaściankowych ideałów, a z drugiej — górnolotnych marzeń mieszkańców „wielkiego świata”. Jest wreszcie skomplikowany obraz relacji rodzinnych, które oblepiają człowieka codziennie nową pajęczą siecią, z której się już nie uwolni. Chyba, że skończy się książka.
I jeszcze ten język! Charakterystyczny, trafiający w punkt i sięgający sedna, uwydatniony jeszcze przez interpretację Anny Gajewskiej. W tym właśnie leży siła prozy Munro. W języku i w rozbijaniu rzeczywistości na literackie kwanty, najmniejsze porcje energii, jakimi autorka kreuje świat przedstawiony.
Zarzut mam jeden właściwie. Jak w większości swoich opowiadań, także i tu, w tej powieści, Munro rzuca czytelnikowi wyzwanie nie tyle otwartym, co urwanym zakończeniem. Jak bierny obserwator, po prostu opuszcza życie Rose, by już do niego nie powrócić.
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli prozy Munro, dla czytelników wymagających, ale tych, którzy nie oczekują zamkniętej historii.
Kto powinien omijać: miłośnicy zwrotów akcji i niebanalnych historii, które autor buduje fabułą, a nie językiem i trafną oceną rzeczywistości.
Alice Munro (czyta Anna Gajewska)
W.A.B. (Biblioteka Akustyczna)
Liczba stron: 352 strony (8 godz. 27 min.)
Ocena: 5/6
2 komentarze
Qbuś pożera książki
Brzmi intrygująco – tak językowo, jak i tematyczne.
Proszę jednocześnie o wybaczenie, ale podzielę się swym natychmiastowym skojarzeniem z tytułem… https://www.youtube.com/watch?v=-YriinrRGug
kotnakrecacz
Kiedyś to nawet girlsbandy były jakieś zacniejsze 😉