W krainie zamieci
Podniecające było myślenie, że te wspaniałe ściany spoglądały na lodową i śnieżną pustynię przez niezliczone stulecia. Nigdy ludzkie głosy nie rozlegały się w tej ciszy i ani jeden człowiek nie widział tego zadziwiającego obrazu.
Douglas Mawson jest jednym z (niewielu) narodowych bohaterów Australii. Odmówił udziału w tragicznie zakończonej wyprawie Roberta Falcona Scotta na biegun, by samemu zorganizować mniej może spektakularną, ale nieocenioną pod względem odkryć naukowych wyprawę na Ziemię Adeli oraz Ziemię Króla Jerzego V (część z nich została także na wyspie Macquaire). Na statek „Aurora” zabrał ze sobą biologów, astronomów, kartografów, meteorologów, geologów, radiooperatorów, lekarzy, mechaników i oficerów. Mieli zbadać linię brzegową, dokonać pomiarów, obserwacji pogody, zwierząt mieszkających na Antarktydzie i… własną wytrzymałość. Spędzili tam dwa razy więcej czasu niż zamierzali, bo w obliczu braku części członków ekspedycji, statek odpłynął zabierając tylko część pasażerów. Próby zimna, wiatru i zdradliwych szczelin w lodzie nie przetrwało dwóch uczestników wyprawy, których groby pozostały na Antarktydzie, w krainie zamieci. Mawson, kierownik ekspedycji, opublikował potem książkę „The Home of The Blizzard”. Inni uczestnicy, także spisali swoje wspomnienia. Stanisław Rakusa-Suszczewski, polski zasłużony polarnik, założyciel Polskiej Stacji Antarktycznej na Wyspie Króla Jerzego, dokonał wyboru wspomnień członków wyprawy, przetłumaczył i wydał jako „W krainie zamieci”.
Trudno przejść do porządku dziennego nad opisami nieodżałowanej śmierci przyjaciół, nad codziennym heroizmem bohaterów (sic!) przez wiele miesięcy zmagających się z przekraczającymi ludzkie zdolności pojmowania warunkami atmosferycznymi, nad snami Mawsona o wykwintnych restauracjach i cieple. Wzrusza maleńka, urodzona już na Antarktydzie, suczka Zamieć, traktowana przez uczestników wyprawy jak księżniczka, a także historia kobiety, która przeżyła dwa lata na wyspie tylko po to, by umrzeć w dniu, w którym przybył ratunek oraz łzy szczęścia tych, którzy wrócili i tych, którzy czekali na powracających. Interesują ciekawostki o pingwinach oraz szczurach i królikach, które przetrwały kolejne dziesięciolecia na wyspie Macquaire. Porusza męstwo, wrażliwość i poczucie humoru polarników.
Książka najeżona jest niestety błędami redakcyjnymi i tłumaczenia. Mamy pelikana zamiast pemikanu, uporczywie nieodmienianego Blake’a i kilka językowych niezgrabności. Ale z drugiej strony dodaje to autentyczności relacji z tytułowej krainy zamieci, gdzie nie literacki kunszt się liczy, ale przetrwanie — przetrwanie człowieka i pamięci o człowieku.
„W krainie zamieci” to kolejna już pozycja literatury polarnej, którą przeczytałam, ale nadal nie wiem, dlaczego ten temat mnie tak pociąga. Dzieje polarników to nie tylko dzieje człowieka na krawędzi, ale i człowieka o jasno określonych priorytetach, uważnie i rozważnie kroczącego nieprzetartym jeszcze szlakiem. Jest w tym też jakiś urok bycia pierwszym (a często i jedynym) na drodze do poznania Antarktyki lub Arktyki. I bezinteresowna odwaga i ta dobroć człowieka, który zaufać może tylko instynktom. I drugiemu człowiekowi.
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: dla miłośników literatury polarnej, zainteresowanych przedwojennym odkrywaniem Antarktydy, szczególnie tych, którym nieobce są nazwiska Shackletona, Scotta i Amundsena.
Kto powinien omijać: czytelnicy, których znudzą opisy prędkości wiatru i dokładne opisy planu dnia różnych członków ekspedycji.
6 komentarzy
blannche
Rozumiem Twoje zafascynowanie tematem, bo je w zupełności podzielam, daję mi też wyraz na swoim skromnym blogu. Słyszałam o tej książce, ale dziwi mnie to, że nie została wydana w formie wiernej oryginałowi czyli wspomnienia Mawsona. Dopiero teraz się o tym dowiaduję. Nad tłumaczeniem także ubolewam, bo to jest niedbałość, które byłaby bez problemu wybaczona polarnikowi, ale nie tłumaczowi pracującemu z komfortowych warunkach 100 lat później.
kotnakrecacz
Ależ tłumacz jest polarnikiem! Więc mu wybaczmy :))
PS Tak, nie jest wierna oryginałowi, bo to zaledwie wybór. Ale jej ogromną zaletą jest fakt, że to nie tylko wybór z ksiażki Mawsona, ale i z relacji kilku innych uczestników wyprawy, m.in. znanego Ci na pewno Franka Wilda. Oni się podczas ekspedycji rozdzielili, więc można na całość popatrzeć z różnych perspektyw. Ja Ci ją z czystym sercem polecam!
bl.
Właściwie to nie tyle wina tłumacza, ale redakcji książki. Dalej mam mieszane uczucia, ale oczywiście bym przeczytała gdyby tylko ją miała, ale ta pozycja jest praktycznie niedostępna (przynajmniej w bibliotekach). Trudno, muszę obejść się smakiem.
kotnakrecacz
Zgadza się, choć z doświadczenia wiem, że redakcje naukowe (a to finansował PAN) bardzo są ubogie i redakcję robi się w ramach wolontariatu :/
Gdybyś się kiedyś namyśliła, to w księgarni legolas.pl ona jest w całkiem dobrej cenie 🙂
(http://www.legolas.pl/9788375455465/W-krainie-zamieci-Australijskie-wyprawy-Antarktyczne-w-latach-1911-1914.html)
Sylwia Głuszko
Zdecydowanie nie dla mnie! 🙂
kotnakrecacz
Aha 😀