"Trylogia nowojorska", gra z czytelnikiem i spotkanie klubu ksiażki -fragment proptokołu
FRAGMENT PROTOKOŁU ZE SPOTKANIA
SABATU (CZAROWNIC)
Znów w nieco okrojonym gronie, ale spotkałyśmy się ponownie. Wyjątkowo sabatowo zmieniło siedzibę i przeniosło się na miasto. W lokalu, do którego trafiłyśmy, pośród powszechnego gwaru ludności tubylczej oraz ryku telewizora, któryśmy były ku krzewieniu Kultury przez wielkie K wyłączyły, uprzejmie (acz opieszale) donoszono nam smakołyki w postaci:
- zupy meksykańskiej
- wieeelu porcji załososiowanych blinów
- szarlotki na ciepło bez zbędnych dodatków
- pizzy na cieście jak z żydowskiej macy
- piwa
- i herbaty, która nie chciała być miętową 🙂
Aż dziw bierze, że mimo kraju autora, żadna z uczestniczek nie skosztowała wykwintnych hamburgerów…
Tak oto przechodząc do meritum, dyskusję miałyśmy intensywną jak prawie nigdy. Żałuję, że nie zapisywałam wniosków, bo były wyjątkowo mądre (nawet jak na nas) i wyjątkowo, ekhm, odkrywcze. Zanim przejdę do tego, co zapamiętałam, rzeknę tylko zdanie od siebie – dawno żadna książka nie zawładnęła moimi myślami tak mocno, jak Trylogia nowojorska, a żaden autor nie zachwycił tak bardzo jak Auster – od pierwszego do ostatniego słowa każdego z opowiadań. Oto więc, co ustaliłyśmy:
- U Austera ważniejszy jest język, ważniejsza jest konstrukcja i forma niż sama fabuła – a dotyczy to każdej z trzech części Trylogii
- Autor vel Bohater vel Narrator bawi się z czytelnikiem, zaprasza go do gry, której reguły określa (choć nie do końca) w miarę rozwoju fabuł i wątków
- Auster zachwyca giętkością języka, pomysłowością w najlepszym wydaniu i niedookreślonym konceptem, który rozpracowałyśmy (chyba) i rozłożyłyśmy na czynniki pierwsze
- Tak, to zdecydowanie książka, którą po lekturze należy z kimś przedyskutować – bardzo wtedy zyskuje
- Pomysły Austera były godne Murakamiego – nic dziwnego że panowie się tak lubią! Pomieszanie imiona, nazwiska i tożsamości, bohaterowie o nazwiskach oznaczających kolory (pani Grey, która dwa razy wyszła za tego samego mężczyznę i została Panią Green <3), śledzenie i bycie śledzonym jako sposób na poczucie w sobie życia, duchy a zawód pisarza, język biblijny określający wszystko (parasolka <3), Humpty Dumpty etc., to tylko przedsmak tego, co proponuje autor.
- Trylogia to właściwie książka o znikaniu, rozpływaniu się w powietrzu i o tym, że być może tam, gdzie nas nie ma albo gdzie nikt nie może nas znaleźć jesteśmy po prostu szczęśliwi
- Nie było zgody, co do tego, którą część uważamy za najlepszą – każda z nas miała swoją „faworytkę”
- Za podsumowanie niech posłużą słowa autora – Te trzy historie są w gruncie rzeczy jedną, lecz w każdej z nich moja świadomość sensu opowiadanej fabuły jest na innym etapie rozwoju niż w dwóch pozostałych.
Za miesiąc czytamy „Czarnobyl”. W maju zaś „Złego.”
Darz book!
Paul Auster
Wydawnictwo Znak
Liczba stron: 360
Ocena: 6/6!
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: dla miłośników powieści skomplikowanych w formie i treści, tych, którzy lubią wchodzić z autorem/narratorem/bohaterem w nietuzinkową interakcję – grę, zabawę, wyścig niemal; dla czytelników lubujących się w pięknym literackim, ale dość skomplikowanym języku pełnym wieloznaczności, ale i humoru.
Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy oczekują od literatury prostych fabuł z nieskomplikowaną treścią – od wstępu, poprzez rozwinięcie, na zakończeniu skończywszy; ci, którzy nie mają przy sobie kartki, ołówka lub nie lubią zaginać rogów – bo bardzo wiele zdań aż prosi się o zaznaczenie.