literatura faktu,  varia okołoliteracka

Literacki Sopot 2015 i “Ballada o kapciach”

Lato chyli się ku końcowi, ale koniec wakacji zbliża się jeszcze bardziej nieubłaganie. By osłodzić sobie te ostatnie dni przed powrotem do pracy i złagodzić związany z tym ból, postanowiłam wybrać się na jeden dzień do Trójmiasta i po raz pierwszy wziąć udział w wydarzeniach Literackiego Sopotu 2015. Czas był maksymalnie ograniczony, ale i tak dało się co nieco zobaczyć, co nieco usłyszeć i co nieco… kupić.

FullSizeRender_2(1)Trudno Literacki Sopot nazwać Targami Książki (choć taki napis znajdziemy na namiocie wystawców), bo wystawców było raptem osiemnastu, za to same sławy, bo między innymi Czarne, Dowody na Istnienie, Znak, Smak Słowa, Dwie Siostry. Wstęp bezpłatny, rabaty powiedzmy, targowe – nie ma więc na co narzekać.

IMG_6218

Nawet jeśli wystawców nie było zbyt wielu, to Sopot nadrobił wydarzeniami towarzyszącymi (a może same Targi były zaledwie towarzyszami spotkań autorskich?).  Ten festiwal kultury (bo nie tylko literatury) łączył w sobie wydarzenia muzyczne, teatralne, filmowe, wystawy fotografii oraz spotkania z pisarzami i innymi ludźmi kultury [pełny program znajdziecie TUTAJ]. Mnie dane było uczestniczyć niestety tylko w spotkaniu z Małgorzatą Szejnert, które prowadziła Magdalena Grzebałkowska. I cóż, sama nie wiem, która z reporterek zrobiła na mnie większe wrażenie. Spotkanie dotyczyło między innymi różnic pomiędzy pracą reportera a warsztatem historyka, techniki pracy nad opowieścią-rzeką oraz inspiracji w podejmowaniu tematu. Nieco na marginesie pozostała była już współpraca obydwu pisarek podczas gdy Szejnert była szefową reporterów Dużego Formatu.

FullSizeRender_1Później przez chwilę jeszcze posłuchałam rozmowy z Wiolettą Grzegorzewską (prowadzenie: Marek Radziwon), autorką książki Guguły, ale nie jestem przekonana, co do tego, czy chcę zapoznawać się z twórczością pisarki (tudzież poetki). Postanowiłam za to zatopić się w lekturze dwóch wspaniałych kupionych w Sopocie książek – Oto jest Nowy Jork Miroslava Šašeka (wydany po raz pierwszy po czesku 50 lat temu, a teraz w Polsce ze świetnymi przypisami redaktorów wydawnictwa Dwie Siostry) oraz Ballada o kapciach Aleksandra Kaczorowskiego (Czarne).

FullSizeRender_2Koniec końców wróciłam do Warszawy z czterema nowościami (no, może nie do końca), bo poza wspomnianymi tu wcześniej dwoma, nabyłam także Czarny ogród Małgorzaty Szejnert (brakowało mi jeszcze do jej kolekcji) oraz Skażone krajobrazy Martina Pollacka. Że nie wspomnę o fantastycznej festiwalowej płóciennej torbie, która zobaczy pewnie jeszcze niejedno.

FullSizeRender FullSizeRender(1)

W powrotnym pociągu zdążyłam już skończyć uroczą i pięknie wydaną Balladę o kapciach. Ta książka to zbiorek trzech esejów Kaczorowskiego, których wspólnym mianownikiem jest poszukiwanie powiązań z przeszłością, które dawno się już zatarły, które zburzono lub zabudowano i takie, o których zwyczajnie zapomniano. Autor, jak zresztą my wszyscy, nie chce być znikąd. Chce ocalić świadomość o własnych korzeniach poplątanych niczym nitki wełny z rozwiniętego kłębka. Ale pamięć jest wybiórcza i myląca – bo skąd wiedzieć, której babci kuzynka uciekła do USA i jak właściwie miała na imię? Jak odtworzyć obraz miejsca, które dziś wygląda już zupełnie inaczej? Kaczorowski pisze o rodzinnych losach, o Sochaczewie, Skierniewicach, Grodzisku Mazowieckim i o śladach ludzi, o których wszyscy już zapomnieli. Jeśli lubicie nostalgiczne eseje z przeszłością w tle – koniecznie zabierzcie się za Balladę o kapciach!

FullSizeRender_3(1)I to już koniec tej przydługawej relacji. No cóż, morał z niej płynie taki – jedźcie tam za rok! 🙂

Processed with Moldiv

Jeden komentarz

  • Gosia Oczko

    Żal mnie ściska, że nie pojechałam. Zresztą z tą Miedzianką też. Gdybym wiedziała wcześniej, jak się potoczą inne sprawy… Taaa, gdyby babcia miała wąsy, to by dziadkiem była.

    ps. Przy książce Szejnert w nawiasie masz zły szyk zdania. Zerknij.