FRAGMENT PROTOKOŁU PO SPOTKANIU DKK –
FRAGMENT PROTOKOŁU ZE SPOTKANIA SABATU (CZAROWNIC)
vel KOŁA GOSPODYŃ
Sabatowo, 10.06.2016
vol. 40
Możemy być z siebie dumne, bo większość z nas podołała niełatwemu zadaniu przeczytania prawdziwej kobyły, jaką było „Małe życie” Yanagihary. Wyszłyśmy z tej walki zwycięsko, ale z bagażem emocjonalnego wyczerpania i zalążków depresji. Ale po kolei.
Kulinarnie ubożej niż zwykle, bo planowałyśmy biesiadowanie na Polu Mokotowskim, ale na stole znalazły się rzeczy sezonowe, choć mało z książką związane, a więc:
- truskawki
- czereśnie
- ptysie ze śmietaną (pieczone przez Olę do rana)
- dżem własnej roboty do jedzenia z podpłomykami
- ciasteczka HIT-y, wszak książka to hit 😉
- standardowo – herbata
- ciastka z tuskaweczką
Dyskusja rozpoczęła się u mnie, ale (z powodu braku wody) przeniosłyśmy się do klubo-kawiarni Tam i z Powrotem (gdzie pożarłyśmy jeszcze kanapki i wypiłyśmy pyszności, ale ja niestety posiałam gdzieś zdjęcia :().
Nie pamiętam chyba tak długiej i intensywnej dyskusji. A wnioski były następujące:
1. Zadziwił nas zwrot akcji po około piętnastu czy dwudziestu procentach książki, kiedy okazało się, że to jednak spektakl jednego bohatera, a nie opowieść o trudnej przyjaźni czworga mężczyzn (zabieg ciekawy, faktycznie wprawiający czytelnika w konsternację, ale ja osobiście nie jestem przekonana, czy mi się to podobało, bo miałam wrażenie, że autorka zaczynała z inną koncepcją, a potem nie chciało jej się już skreślać).
2. Dyskutowałyśmy żywo o Willemie, o jego relacji z Judem i o przyczynach takiego stanu rzeczy.
3. Zgodziłyśmy się (uwaga, spoiler), że zakończenie było przewidywalne, ale autodestrukcja głównego bohatera nie mogła doprowadzić do niczego innego. Aż dziwne, że udało się tak długo żyć z tym bólem istnienia (jakkolwiek patetycznie to nie brzmi, jest prawdziwe, wszak ten ból był u niego fizyczny).
4. Każda z nas zamykała książkę wyczerpana i poobijana emocjonalnie. Z. zauważyła u siebie depresyjny nastrój w trakcie lektury, początki patrzenia na świat oczami Jude’a. Reszta z nas również nie pozostała obojętna. Yanagihara oszczędnie dawkowała historię Jude’a, a jednak była to historia bardzo bolesna, także dla nas.
5. Zastanawiałyśmy się nad tym, jak to możliwe (i czy to nie przesada ze strony autorki), że głównego bohatera spotyka aż tak wiele zła, w zasadzie od każdego napotkanego człowieka. Ale doszłyśmy do wniosku, że on po prostu swoją postawą przyciągał złych ludzi, a swe fatalistyczne myśli miał aż wypisane na czole. Jego sposób myślenia był tak sugestywnie przedstawiony, że nawet ja miałam ochotę go pobić, z bezsilności, z beznadziei, ze złości na urządzenie świata.
6. Trudno, jak napisała Yanagihara, „wytłumaczyć zdrowemu logikę chorego”, a jednak jej się to w dużej mierze udało (no, chyba, że my też jesteśmy chore).
6. Przerzucałyśmy się jak zwykle co zabawniejszymi lub co bardziej wzruszającymi cytatami. Wszystkie również zgodnie zostałyśmy fankami postaci lekarza, Andy’ego, i jego poczucia humoru 🙂
Darz book,
N.
PS Teraz czytamy krótki reportaż „I ktoś rzucił za nim zdechłego psa” (aż boję się myśleć, co będziemy jeść…).
Jeden komentarz
Książka Do Plecaka
Czyta się z uśmiechem na twarzy.