literatura piękna,  varia okołoliteracka

Fatum i furia

— Jesteś patologicznie prawdomówna — powiedział do niej kiedyś Lotto, a ona się zaśmiała i przytaknęła.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, czy mówi prawdę, czy kłamie. 

Pasowali do siebie jak pięść do nosa, jak ogień i woda, jak nigdy niespełnione fatum i dobrze skrywana furia. Lotto i Mathilde. Małżeństwo najbardziej niedoskonałe z niedoskonałych, ale najlepsze, jakie potrafili stworzyć. On, wiecznie niespełniony artysta, ona — twardo stąpająca po ziemi. On na każdym kroku cytujący Szekspira, ona płacąca rachunki. On, wychowywany w rodzinie bogaczy, ona — w skrajnym ubóstwie i w cieniu tragedii. Połączyły ich nieszczęścia, wspólne dwadzieścia cztery lata (dłużej razem niż osobno), wspólny dom i miłość, która pozwoliła przy sobie wytrwać. A jednak tak bardzo razem, że aż osobno, jakby patrzyli na swój związek przez dwie krawędzie tego samego pryzmatu ze skazą, z dwóch stron tego samego, ale wypaczonego lustra.

Kiedy Lauren Groff snuje swą opowieść z punktu widzenia Lotta („Fatum”), wszystko układa się w spójną, choć niebanalną całość. Kiedy jednak do głosu dochodzi Mathilde („Furia”), świat przedstawiony (i świat co wrażliwszego czytelnika) staje na głowie, a z literackiego nieba rozlega się szyderczy chichot. Nie myśl, drogi czytelniku, że potrafisz zapanować nad sytuacją, nie myśl, że uda Ci się połączyć fakty. Fakt u Groff to także rzecz względna, kwestia interpretacji, kwestia władzy autora nad czytelnikiem. Sama autorka zresztą dokładnie to tłumaczy:

To kwestia punktu widzenia. Z perspektywy Słońca ludzkość to abstrakcja. Ziemia to światełko krążące w kółko. Wystarczy trochę się zbliżyć, a miasto staje się splotem światła wśród innych podobnych splotów. (…) Trzeba się skupić, żeby dostrzec detale, pieprzyk koło nosa, ząb wysunięty przez sen na spierzchniętą dolną wargę, delikatną jak bibułka skórę pod pachą.

A jednak piękno tej powieści leży właśnie w detalach i ich dostrzeganiu. W tym, że nie ma czerni i bieli, ale pełna skala odcieni szarości. Szarości, w której mieszają się wspomnienia i utrwalone historie o nich. Szarości, w której granica między Mathilde a Lottem nie istnieje, choć świat zewnętrzny się jej dopomina.

Trudno przejść obojętnie obok teatralności tej powieści — tej fabularnej (wszak Lotto jest aktorem, a potem autorem sztuk teatralnych) i tej językowej (wszak nie brakuje tu nawet ujętych w kwadratowe nawiasy didaskaliów). Trudno nie zachwycić się ostrą jak brzytwa precyzją i giętkością języka („ich małżeństwo podniosło się, przeciągnęło i spojrzało na nich wyzywająco”). Trudno nie docenić ostrego bólu, jakie w czytelniku wywołuje druga część książki i druga połowa małżeństwa Satterwhite’ów. Wszystko jedno, z której strony spojrzeć.

„Fatum i furia” to eksperyment na żywym organizmie, brawurowy popis umiejętności Groff, literacki rollercoaster, książka, która połyka czytelnika i wypluwa przeżutego. Wcale nie dziwię się recenzjom krytycznym, ani temu, że w zasadzie nie ma recenzji neutralnych. Albo się ją pokocha, albo znienawidzi. Tertium non datur.

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli literackich eksperymentów, dla czytelników, którym nie straszna literatura w literaturze (sic!) i najwyższy poziom zabawy z czytelnikiem i… jego kosztem.

Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy spodziewają się chronologicznie zbudowanej historii małżeństwa, zapadającej w pamięć, ale jednej z wielu, od A do Z.

DSC_1248

A jeśli chcecie kupić ją aż 15 zł taniej, wystarczy wpisać kod: kotnakrecacz w sklepie internetowym na stronie: Znaku.

Lauren Groff

Wydawnictwo Znak

Liczba stron: 429

Ocena: 5,5/6

 

8 komentarzy

  • Sylwia Głuszko

    Świetne zdjęcie – to po pierwsze. Po drugie: dziękuję za recenzję i za kod zniżkowy 🙂 Teraz pozostaje mi czekać i już niedługo zapoznam się z losami Fatum i Furii.
    Pozdrawiam:)

    • kotnakrecacz

      O, super, że Cię namówiłam. Uważam, że ta książka powinna znaleźć się w nowym kanonie. Tam jest tyyyyle możliwości interpretacyjnych. Da się ją przemielić – fabularnie, literacko językowo. Bardzo jestem Ciekawa, co o niej powiesz!

  • Gosia

    Mnie się kompletnie nie podobała.Prymitywna logika, postępowanie Mathilde-kompletnie nierealne,płytkie mam wrażenie ze autorka nie miała juz pomysłu campusach w drugiej części.Didaskalia i pojedyncze zdania perełki zachwycają ,ale fabuła kompletnie nie trzyma się sensu i kupy .Ja raczej pozostanę przy Ferrante która została tak skrytykowana na blogu.

    • kotnakrecacz

      Rozumiem, że mogła Ci się nie podobać, choć nie podzielam Twoich zarzutów (tak, jak Ty nie podzielasz moich w sprawie Ferrante), ale na tym właśnie podoba piękno literatury, że jest egalitarna i nie każdy musi zachwycać się tym samym 🙂 Postępowanie Mathilde (według mnie oczywiście) jest płytkie, ale to dlatego, że powinno być teatralne. To nie jest (again, według mnie) literatura realistyczna, ale eksperymentalna. I tym właśnie różni się od książek Ferrante. Co nie jest zarzutem, a tylko potwierdzeniem moich odczuć w stosunku do obydwu autorek.

      Campusach?

      PS Przepraszam, że tak długo trwało odpisywanie — Twój komentarz mi zaginął 🙁