Big Book Festival 2016!
Już trzeci rok intensywnie przyglądam się organizacji festiwalu Big Book. Za każdym razem myślę, że już lepiej, intensywniej, pomysłowiej (proszę, jakie słowotwórstwo) być nie może. A potem przychodzi czerwiec kolejnego roku i muszę zrewidować poglądy, bo każda edycja tego wydarzenia przerasta moje najśmielsze oczekiwania i wystawia zenit mojego zachwytu na próbę. I nie, nie zachwycam się każdym książkowym eventem w Polsce, krytykowałam już Targi Książki w Krakowie, te warszawskie ostatnio też były, a jako by ich nie było (przynajmniej dla mnie), ale Big Book rośnie w siłę — organizacyjną i rozmachową (i znów słowotwórstwo). W tym roku nawet pogoda była idealna, a miejsce — Pałac Szustra — magiczne i tajemnicze.
Kiedy poznałam ramowy program BBF byłam zawiedziona, w zasadzie nie było tam autorów, których koniecznie chciałam zobaczyć, o niektórych nawet słyszałam po raz pierwszy. Ale kilka dni po zakończeniu festiwalu wniosek mam zgoła inny. Po co organizatorzy mają mnie przekonywać do czegoś, do czego i tak byłam już przekonana, skoro mogę poznać autorów zupełnie mi obcych? Dlaczego miałabym tylko utwierdzać się w miłości, skoro mogę zapałać nią do książek zupełnie nowych? W niedzielny wieczór odpowiedziałam sobie na te pytania i odpowiedź była satysfakcjonująca 🙂
A co działo się konkretnie? Kilka słów i kilka zdjęć poniżej.
***
Na tyłach Pałacu Szustra, w Czytelni, kilka regałów uginało się pod naporem literatury festiwalowej i okołofestiwalowej. Wygodne leżaki, piękna okolica, a obok zazwyczaj ulubiony typ człowieka — czytelnik (nie brakowało też czworonogów-czytelników :))
Spotkanie z Zośką Papużanką i Jackiem Dehnelem. Nie obyło się bez kontrowersji, ale budujących 😉
I odkrycie (moje osobiste) tegorocznej edycji festiwalu — spotkanie z Edem Vulliamym, autorem „Ameksyki” i „Wojna umarła, niech żyje wojna”, reporterem o aparycji szalonego naukowca i gołębim irlandzkim sercu. Cudowny człowiek o ogromnej wrażliwości na drugiego człowieka, nie tylko tego, o którym pisze, ale każdego, z którym rozmawia (podpisywał książki ponad 2 godziny gawędząc z każdym czytelnikiem i wymieniając uściski dłoni!). Zdenerwowany na niefortunne podwyższenie tarasu w Pałacu Szustra, podczas pytań publiczności zszedł na trawę (a chodzi o lasce!), by nie czuć się jak „royal f*** family”. Razem z Anią P. (Book Loaf, KLIK) ucięłyśmy sobie z nim cudowną pogawędkę o „Północy”, o uchodźcach i polityce polskiego rządu, a nawet o „Znakach szczególnych” Pauliny Wilk.
Nie wiem, czy zostanę wielbicielką powieści Michaela Cummeya, ale zdecydowanie jestem szczęśliwa, że dowiedziałam się dużo więcej na temat Nowej Fundlandii, a po zakupiony „Sweetland” sięgnę na pewno.
Sobotnie wieczorne spotkanie z Justyną Kopińską, Łukaszem Orbitowskim i Przemysławem Semczukiem, które zakończyło się po zmierzchu, upłynęło pod znakiem zbrodni.
A niedzielny poranek przywitałyśmy w… sanatorium! Najlepszy sposób na skołatane tygodniem pracy nerwy i gonitwę myśli to kuracja czytaniem „Czarodziejskiej góry”. Każdy z pacjentów otrzymywał wnikliwą diagnozę i zalecenia w sprawie kuracji, którą było słuchanie bardzo profesjonalnego nagrania fragmentów powieści Manna z oprawą muzyczną, a wszystko podczas leżenia na wygodnym leżaku i oglądania cudownie dobranych zdjęć starych sanatoriów i podręczników medycznych. Wyszłam odmieniona. Naprawdę. Pomysł najbardziej rewelacyjny ze wszystkich!
Niedziela przeszła niebawem w spotkanie z Martinem Caparrosem, autorem popularnego ostatnio, bo otwierającego oczy świata na jeden z najważniejszych problemów współczesności, „Głodu”.
***
Bardzo żałuję, że nie miałam okazji zobaczyć spotkania „Dzieci wiedzą lepiej”, że nie uczestniczyłam w żadnej wycieczce (szczególnie tej śladem „szemranej Warszawy”), że nie porozmawiałam z Borisem Akuninem (nie, nie przeszkodził mi mecz, tylko praca ;)), że nie zdążyłam wszystkiego dotknąć, wszędzie być, wszystkiego zobaczyć.
Ale jestem w pełni usatysfakcjonowana. Nawet jeśli nie było gwiazd kalibru Swietłany Aleksijewicz czy Zadie Smith, które odwiedziły zeszłoroczny BBF (KLIK), to mam wrażenie, że było jeszcze lepiej, pełniej, dojrzalej. Jestem też przekonana (a lubię czasem ponarzekać), że festiwal Pauliny Wilk i Anny Król to najlepsze wydarzenie literackie w kraju. Przynajmniej według mnie przerosło wszelkie targi, salony, Conrad Festival, czy Literacki Sopot. BBF stało się Open’erem wśród eventów książkowych.
Chapeau bas, drogie organizatorki.
7 komentarzy
Niekoniecznie Papierowa
Bardzo trafne porównanie do festiwalu muzycznego! Piękna pogoda i fakt, że tyle spotkań odbywało się na świeżym powietrzu, zdecydowanie ułatwiały poszukiwania. Sama trafiłam tak, zabijając czas między jednym zaplanowanym spotkaniem a drugim, na przykład na konkurs niewiedzy o Sienkiewiczu. I z miejsca zostałam fanką prof. Koziołka. Do tego, tak jak na festiwalu muzycznym, gdy pod sceną kręcą się muzycy, można było minąć się z pisarzami, którzy zaglądali posłuchać kolegów. Nie wszystkie spotkania były udane, ale to po prostu jest wpisane w wyprawy odkrywcze. Już czekam na rok 2017!
Qbuś pożera książki
Jestem człekiem niefestiwalowo-targowym, ale przyznam szczerze, że Twój opis stwarza ryzyko poczynienia wyłomu w tej mojej charakterystyce.
Do Irlandczyków i Irlandii mam wielki sentyment, ale czy Vulliamy nie jest Anglikiem?
kotnakrecacz
Nope, czystej krwi Irrrrrrish 😀
Ula
Stale wzdycham do BBF i obiecuję sobie za każdym razem, że w tym roku to już na pewno pojadę… a później nieśmiertelne “coś” i BBF mija. Ale w końcu się uda! Dzięki, że chociaż przez chwilę mogłam poczuć klimat tego wydarzenia 😀
Wiki
Też uczestniczyłam w tym festiwalu i poznałam nowych autorów. I widzę, że obie byłyśmy na spotkaniu z Justyną Kopińską, Łukaszem Orbitowskim i Przemysławem Semczukiem 🙂
Książka Do Plecaka
Chodź jestem człowiekiem, który woli zaciszny staragan z tanimi książkami niż wielkie festiwale, to również sądzę, że organizatorzy powinni promować mniej znanych autorów. Wtedy jest szansa na znaczne zwiększenie czytelniczego grona. Pozdrawiam!
kotnakrecacz
Ja nie przepadam za targami książki, bo to faktycznie w gruncie rzeczy nieuporządkowane molochy, ale Conrad Festival, Literacki Sopot, a przede wszystkim właśnie BBF to mistrzostwo świata. Wspaniali goście z nieco wyższej półki, organizacja i pomysłowość.To naprawdę wspaniałe wydarzenia, jedyne w swoim rodzaju. A na straganach z tanią książką bardzo, bardzo trudno znaleźć coś wartościowego. Tam leżą zazwyczaj książki na plażę, a jednak warto nieco bardziej pogimnastykować zwoje 😉