A Springer planował się zachwycać…
Czytając „Księgę zachwytów” czy inne książki poświęcone architekturze, proszę jednak nade wszystko pamiętać słowa duńskiego architekta Steena Eilera Rasmussena, który mówił, że „wszystkie budynki należy poznawać czynnie”. Po lekturze należy wyjść z domu i spotkać się z nimi osobiście.
Dziś, przy święcie, patriotycznie, po polsku i o Polsce. Są w naszej ojczyźnie perły architektury, choć większości naszych architektów do Le Corbusiera (urodzonego 99 lat przede mną) wiele brakuje. Ale najbardziej brakuje nam ludzi, którzy zwracają uwagę na otoczenie, brakuje użytkowników rzeczywistości, którzy mają ochotę ją zmieniać, którzy czasem się zachwycą, czasem pomarudzą, ale będą świadomi otoczenia, którego są nieodłączną częścią składową. Bez wątpienia Filip Springer do nich nie należy. W oczekiwaniu na książkę „Miasto Archipelag”, która ukaże się jesienią, warto zapoznać się z jego „Księgą zachwytów”.
„Księga zachwytów” to zbiór publikowanych wcześniej esejów na temat kilkudziesięciu przykładów rodzimej powojennej architektury. Jest erudycyjnie, zabawnie, z polotem — jak zwykle. Springer podróżuje od miasta do miasteczka, od miasteczka do wsi, obserwując i opisując — domy mieszkalne, całe osiedla, budynki użyteczności publicznej, obiekty sportowe, a nawet budynki rządowe. Zwraca uwagę czytelnika na ich urodę, wkomponowanie w krajobraz, funkcjonalność, kunszt architektoniczny. Podstawową zaletą tej książki, podobnie, jak wszystkich poprzednich publikacji autora, jest traktowanie przestrzeni jako otwartej książki, z której można czytać (tu idę za opinią Ryszarda Koziołka). Miejsca, które Springer opisuje stają się TEKSTEM kultury, zapisem własnej przeszłości, pomysłu, funkcjonalności. Eseje autora Miedzianki to żywa lekcja wrażliwości architektonicznej.
Nie widzę zasadności w czynieniu zarzutu, że bez sensu wydawać książki, które składają się wyłącznie z tekstów, które już się wcześniej ukazały. Wszak to już powszechna praktyka, a ja nie dalej jak wczoraj, zachwycałam się zbiorem esejów Ryszarda Koziołka, któremu można byłoby zarzucić to samo. W moim mniemaniu to zaleta, że teksty, które mają ze sobą wiele wspólnego, mogę znaleźć w jednym tomie, zamiast szperania po „Gazetach Wyborczych” i portalach internetowych. W dodatku w tomie zaprojektowanym przepięknie, opatrzonym znakomitymi zdjęciami oraz rewelacyjną okładką.
A jednak zarzut jeden mam, dość poważny. Skoro ma to być księga zachwytów, to co tu robią teksty tak mocno krytyczne (i prześmiewcze) jak ten o przypominającej sokowirówkę wrocławskiej Sky Tower, drugiej linii metra w Warszawie, najgorszym poznańskim dworcu albo łódzkiej wiacie autobusowej („stajni dla jednorożców”). A zapewniam, że głosów krytycznych jest więcej. Szkoda, że nie zmieściły się w „Wannie z kolumnadą”, albo że nie pozostały tam, gdzie ich pierwotne miejsce — w prasie czy internecie. Zapewne robią za łyżkę dziegciu w beczce miodu, coś mi w tym jednak zgrzyta. I jeszcze jedno, byłoby profesjonalniej, by autor życiorysu Springera zamieszczonego na okładce, znał liczbę wydanych przez niego książek…
Niemniej jednak z „Księgą zachwytów” zapoznać się warto. Nawet jeśli ma swoje mankamenty, to przede wszystkim spełnia swoje podstawowe zadanie — uwrażliwia na architekturę. Bo architekturą, podobnie jak literaturą, również myśli się znakomicie.
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli stylu Springera, szczególnie w jego odsłonie stricte architektonicznej; dla architektonicznych laików, ale tych, którzy zwracają uwagę na zagospodarowanie przestrzeni.
Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy faktycznie spodziewają się jedynie zachwytów i ci, którzy wszystkie eseje Springera powycinali już z gazet i portali 😉
5 komentarzy
Monika
A jednak mnie trochę zachęciłaś do tej książki, byłam raczej nastawiona “anty”, ale spodobało mi się Twoje zdanie, że ta pozycja uwrażliwia na piękno architektury. Ja jestem wrażliwa, ale też lubię się dodatkowo uwrażliwiać.
Pozdrawiam
MF
kotnakrecacz
Jeśli lubisz, to ja Ci jednak ciut bardziej polecam “Źle urodzone” i “Wannę z kolumnadą”. Są jakby… pełniejsze 😉
czymkolwiek
No no, chyba się będę musiała uwrażliwić… Czuję się zachęcona do tej książki jeszcze bardziej teraz.
Pozdrawiam 🙂
Cocteau & Co.
Mnie się bardzo podobała „Wanna z kolumnadą” i niedługo zamierzam zabrać się za „Księgę zachwytów”. Ja również, przed przeczytaniem Twojej recenzji, nie spodziewałam się, że i w tej książce znajdą się teksty krytyczne o tym, co w polskiej architekturze raczej nie zachwyca, ale Springer chyba nie byłby sobą gdyby trochę nie ponarzekał. 🙂
kotnakrecacz
To prawda, niezła maruda z niego 😉
Ale czytać warto, oj tak.