"Skazy" sagi rodu Hollenbachów
Zdawała sobie sprawę z tego, że nie zawsze udaje się zachować krystaliczną czystość, jednak to, co przeczytała w liście znalezionym w pudełku po starej bombonierce, obezwładniło ją, ogłuszyło, nie mogła w to uwierzyć, jakby dotychczasowa uporządkowana rzeczywistość zapadła się w odmęty piekła rodem z obrazu Memlinga. Zabrakło jednak Archanioła Michała, który oddzieliłby dobro od zła, zważył grzechy i dobrych odesłał do nieba. W tej historii nie było nieba, nie było dobrych, nie można było uzyskać rozgrzeszenia. W tej historii istniało wyłącznie zło. Zło ludzi, którzy nie zdołali się z nim zmierzyć, ludzi, którzy je w sobie nosili i którzy, choć bez świadomie podjętej decyzji, pozwolili, by ich wchłonęło.
Kati wraca z Niemiec po wieloletniej nieobecności w Polsce na pogrzeb matki, z którą długo nie utrzymywała kontaktu. W Gdańsku tego lata nie tylko żar leje się z nieba, bo na bohaterkę spada także rodzinna przeszłość. Schemat jest prosty – rodzinna tajemnica zakopana pod grubą warstwą kurzu, trudna przeszłość, do której wmieszała się Wielka Historia i dwie wojny, kłamstwa, intrygi, błędy, skazy… i współczesna spadkobierczyni, której przychodzi zmierzyć się z przysłowiowym trupem w szafie, co będzie ją kosztowało dużo czasu, energii i spowoduje nieodwracalne zmiany. Wypada dodać jeszcze, że uroku dodaje sprawdzony w literaturze motyw bliźniaczek. Napisano wiele podobnych powieści, a Skazy Izabeli Żukowskiej odróżnia od nich właściwie jedynie magiczny klimat dawnego Gdańska. I przerost historii Gdańska nad fabułą powieści.
Kiedy odnalazła Henriettę, kiedy dowiedziała się, że Nina miała siostrę (…) myślała, że to tajemnica, rodzinny sekret rodem z romansowego czytadła albo wojenny strup, pod którym nigdy nie zagoiła się rana. Urażona duma, zdradzone ideały albo historia, ta wyższa, ponadludzka, która wpływa na życie jednostek, ale nie daje się im ujarzmić, lecz porywa za sobą, a jej świadkowie mogą w pośpiechu zadbać najwyżej o samych siebie. Tymczasem z przeszłości wyłoniły się zjawy, które teraz przedostały się do jej czaszki, jakby tam, pod skorupą z kości i zasad, których trzymała się Kati, znalazły sobie miejsce na własne wskrzeszenie.
Bohaterka wskrzesza zjawy na przemian z quasi-obiektywnym narratorem. Wspólnie pokazują sagę rodu Hollenbachów, skazaną (sic!) na taki, a nie inny los z powodu grzechów przodków. Czytelnik cofnie się z bohaterami aż do wieku XVIII i pozna wszystkie oblicza miasta Gdańska, które na kartach Skaz urośnie do rangi niemal żywego bohatera. Autorka ma już w tym wprawę, bo trzy wcześniejsze powieści (dla odmiany kryminalne) również toczą się w Trójmieście.
W tej najnowszej oprócz miasta pokazuje także człowieka, odzierając go czasem z człowieczeństwa. Natura człowieka nigdy nie będzie idealna ani wolna od skaz. Zresztą powieść Żukowskiej jest ich pełna. Znajdziemy je nie tylko w opowiedzianej historii i charakterystykach bohaterów, co przemawia na jej korzyść, ale niestety
także w samej powieści i jej warstwie technicznej.
Po pierwsze błędy. Autorce i redaktorom umknęła pisana małą literą Polonia, niepoprawna odmiana rzeczownika Rzeczpospolita, a także zamienna pisownia nazwy stolicy – w tym samym rozdziale mamy więc bohaterkę, która raz odwiedza Warschau, kilka miesięcy później zaś przeprowadza się do Warszawy, a nie następuje to w czasie historycznym, którym można byłoby zmianę uzasadnić. Po drugie powtórzenia. Żukowska prowadzi niekiedy narrację tak, że te same niemal zdania pojawiają się w różnych miejscach, powodując zniecierpliwienie czytelnika. Po trzecie zaś historia, tudzież jej “poważniejsza” odmiana – Historia. Zazwyczaj literatura piękna pokazuje ją przez pryzmat losów dajmy na to, rodziny. Tu jest odwrotnie – to Historia (pięknie zapisana, choć podręcznikowa), której w narracji jest czasem więcej niż fabuły, eksponuje dzieje rodu Hollenbachów. To zabieg ciekawy, choć trzeba przyznać, że dość ryzykowny.
Mimo wszystko jednak są rzeczy, które w Skazach można odkryć, a które pewnie zapiszą się niemieckim gotykiem w czytelniczej pamięci. Warto więc poświęcić tej pięknie wydanej powieści trzy wieczory i zastanowić się nad naturą zła.
Czy człowiek potrafi wymazać z pamięci całą przeszłość? Czy to Bóg uczynił go istotą doskonałą na własne podobieństwo, by upadłszy, mógł powstać i iść dalej, czy może dał mu dar zapomnienia, by nie musiał każdego dnia zastanawiać się nad tym, co stało się w walce dobra ze złem, Boga z szatanem? Czy to człowiek jest doskonały, czy może Bóg nie jest pozbawiony skaz?
Izabela Żukowska
Prószyński i S-ka
Liczba stron: 488
Ocena: 4/6
Jeden komentarz
Ula Witkowska
Ja jestem jeszcze przed lekturą, choć książka już od dawna na mojej półeczce. Zobaczymy, zobaczymy – prawdę mówiąc nic jeszcze nie czytałam tej autorki, ale miałam okazję ja poznać i muszę przyznać, że to niesamowicie ciepła i przesympatyczna osoba, która posiada niezwykły dar przekazywania wiedzy i motywacji – byłam między innymi na jednym z jej kursów kreatywnego pisania podczas Gdańskiej Afery Kryminalnej. To było świetne doświadczenia, a bardzo się go obawiałam 🙂