Prawdziwym świętem jest “Święto nieistotności” – w istocie
– (…) Nie zrozumiał i dziś nadal nie rozumie, czym jest walor nieistotności. Oto moja odpowiedź na pytanie o głupotę D’Ardela.
– Bezużyteczność bycia błyskotliwym, tak, pojmuję.
– Coś więcej niż bezużyteczność. Szkodliwość. Kiedy błyskotliwy facet próbuje uwieść kobietę, kobieta odnosi wrażenie, że ona sama musi stanąć do zawodów. Czuje się też zobowiązana zabłyszczeć. Nie może oddać się bez żadnego oporu. A nieistotność ją oswobadza. Wyzwala z uważności. Nie wymaga refleksu.
Są takie książki i tacy autorzy, że ich obecność na księgarnianych półkach wzbudza zachwyt, drżenie rąk, może nawet łzy wzruszenia, bo nigdy nie wiadomo, czy dane będzie więcej, czy to już ostatnia propozycja. Milan Kundera powoli dobiega dziewięćdziesiątki, jest więc w kwiecie wieku, ale przecież nigdy nic nie wiadomo. Tym większe wzruszenie wywołuje jego najnowsza książka, Święto nieistotności.
Rzecz dzieje się w Paryżu. Czwórka starszych i młodszych znajomych trafia na karty powieści Kundery w momencie zupełnie dla nich przypadkowym, jak kto woli – nieistotnym, z punktu widzenia fabuły rzecz jasna. Alain rozważa znaczenie kobiecych atrybutów urody (aktualnie pępka) jako elementów kultury i prowadzi dialogi z własną niedookreśloną przeszłością. Kaliban jest niespełnionym aktorem, posługującym się wymyślonym językiem pakistańskim, w którym też podrywa służącą mówiącą tylko po portugalsku. Ramon dowiaduje się, że nie ma raka, ale nie jest przekonany, czy powinien się z tego cieszyć. Charles zaś poszukuje aniołów.
Kundera znany jest z plastyczności języka, którym się posługuje, z nietuzinkowych kreacji bohaterów, wreszcie ze swej francuskości w czeskim ciele. Takie jest też Święto nieistotności – bez nazwiska na okładce, zorientowany czytelnik sam powinien domyślić się autorstwa, bo każde zdanie jest po(d)pisem Kundery. Plejada pozostałych nieprzeciętnych bohaterów tylko to podkreśla. Z jednej strony są tu anioły, duchy, wyobrażenia, z drugiej zaś Stalin i jego żarty, Kalinin i jego miasto, obrazy Chagalla, a nawet sam Paryż.
Święto nieistotności to krótka powieść o poszukiwaniu. Poszukiwaniu miejsca w życiu, dobrych lub złych, ale jakichkolwiek wiadomości, przyczyn samego siebie, wreszcie – poczucia humoru w epoce postżartobliwej. To też książka bardzo męska, bo postaci kobiecych tu jak na lekarstwo, a te, które występują, nie są eksponowane. Wyjątkiem jest matka Alaina, ale nie wypada zdradzać tego wątku nieświadomemu jeszcze czytelnikowi. Ujawniający się narrator natomiast przydaje powieści humoru, ale też zaznacza pewną jej teatralność, a jest to – z grubsza rzecz biorąc – u Kundery nowość.
Wreszcie tytułowa nieistotność. Trochę na uboczu, a jednak wszędzie obecna. Może przychodzi taki moment w życiu dojrzałego człowieka, że rzeczy istotne do tej pory nabierają cech nieistotności. I odwrotnie.
Teraz nieistotność ukazuje mi się w całkiem innym, mocniejszym i ostrzejszym świetle niż kiedyś. Nieistotność, przyjacielu to sedno egzystencji. Jest z nami wciąż i wszędzie. Jest obecna nawet tam, gdzie nikt jej nie widzi: w potwornościach, w krwawych walkach, w najgorszych nieszczęściach. Trzeba tylko zdobyć się na odwagę, aby dojrzeć ją w dramatycznych warunkach i nazwać ją jej imieniem. Ale nie chodzi tylko o to, by ją dojrzeć, należy ją kochać, nauczyć się ją kochać. (…) oddychaj tą nieistotnością, która nas otacza, jest ona kluczem do mądrości, jest kluczem do dobrego humoru.
Milan Kundera
Wydawnictwo W.A.B.
Liczba stron: 112
Ocena: 5/6
SKRÓT DLA OPORNYCH
Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli Milana Kundery, którzy zwykli odliczać czas do kolejnej powieści czeskiego mistrza; dla czytelników obdarzonych nietypowym poczuciem humoru i tych, którzy nie boją się literackich eksperymentów
Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy oczekują od powieści początku, rozwinięcia i końca – po bożemu i trochę nudnawo; ci, którym nie w smak narrator ujawniający się 😉