“Wszystko jest jakąś przygodą” – Targi i Conrad Festival
W miniony weekend Kraków przeżył prawdziwe oblężenie, istną klęskę urodzaju z całym dobrodziejstwem inwentarza. Bo oto oprócz zwyczajowego jesiennego oblężenia turystycznego, w tym samym czasie gród Kraka stał się siedzibą 19. Międzynarodowych Targów Książki, kolejnego Conrad Festival oraz… Półmaratonu Krakowskiego. A ponieważ obiecałam sobie nigdy nie narzekać na biegaczy, skupię się na dwóch wydarzeniach kulturalno-literackich. Nie napiszę dużo. Z fotografii sami wyciągniecie zapewne daleko idące wnioski. Jedno jest pewne – Kraków miastem kultury, ale ludzie wszędzie są tacy sami…
Nie wstaję bladym świtem, bo byłoby już za późno, wstaję więc przed 5 i ruszam na Dworzec Centralny. Na miejscu jestem przed 9 i biegnę do Pałacu pod Baranami po akredytację na Conrada, tylko po to, by w ekspresowym tempie złapać tramwaj na Expo. Nie jest łatwo, bo czeka mnie trzyipółkilometrowa wycieczka piesza, ale słowo się rzekło, nie narzekam. Docieram do hal i oto pierwsze zderzenie z rzeczywistością – ponadstumetrowa kolejka po bilety. Dam radę, mam wejściówkę. Gorzej, że w środku nie jest lepiej.
Nadal wierzę we własne możliwości i próbuję odnaleźć tu kontakt z rzeczywistością. Przyjechałam po to, by pławić się w rzeczywistości kulturalnej i głęboko związanej z literaturą. Ale ta jakby ginie w gąszczu marketingu, stoisk prezentujących (nieczynne!) ekspresy do kawy, puzzle i gry planszowe; ginie wśród najdłuższych targowych kolejek – tych do celebrytów, którzy wydali swoje książki (no, powiedzmy). Próbuję oddychać głęboko, nie wkurzać się na gości Targów przemieszczających się jak w amoku i robić swoje – znaleźć odpowiednich ludzi na konkretnych stoiskach, chwilę porozmawiać, a przede wszystkim słyszeć własne myśli. Na szczęście widzę, że nie tylko ja próbuję znaleźć własną niszę.
Jest dobrze, znajduję przyjazne twarze i życzliwych ludzi – razem raźniej, przyjemniej, bardziej po ludzku, bo hala teraz pęka w szwach, kipi i bulgocze. Coraz częściej kołaczą mi się po głowie pytania: czy to w ogóle jest zgodne z przepisami przeciwpożarowymi; czy nie dałoby się zaprosić mniejszej ilości wystawców; czy nie można było ustawić ich według branży lub gatunków wydawanej literatury? Najwyraźniej nie, więc biegnę na kameralniejsze spotkania i panele dla blogerów, potem także na miłe nieformalne spotkanie w mało kameralnym, bo kilkudziesięcioosobowym gronie, w restauracji Smakołyki. Wrócę stąd z kilkoma cudownymi książkami – między innym “Kulturą karaoke” Ugrešić i “Siódemką” Szczerka.
Niedziela zaczyna się się obiecująco, bo powietrze przejrzyste, a ludzi w Expo jakby mniej. W końcu mam okazję podziwiać także design stoisk i prawdziwe perełki wydawnicze. Jest również bardzo ciekawy, inspirujący (i profesjonalny!) panel poświęcony wizualnej zawartości blogów książkowych.
Wczesnym popołudniem przemieszczam się na Rynek i bioręw końcu udział w Festiwalu Conrada. Ubolewam oczywiście nad tym, że Aleksijewicz odwiedziła miasto w poniedziałek, Wiesław Myśliwski również, Hanna Krall (i spółka) w czwartek, a Sabaliauskaite w piątek (bo na spotkanie targowe nie odważyłabym się pójść). Docieram więc tylko na spotkanie z biografistkami – Magdaleną Grzebałkowską, Małgorzatą Czyńską i Angeliką Kuźniak – oraz panel z Mariuszem Szczygłem. Autorki próbują bronić się przed określaniem ich mianem biografistek (wszak piszą raczej reportaże biograficzne), Szczygieł zaś w sobie tylko znany (profesjonalnie uroczy) sposób opowiada między innymi o konstruktywnej reakcji na internetową krytykę.
Po ostatnich brawach i kilku fotografiach na Rynku, pora wracać do domu, do zacisza własnych regałów i myśli.
Conrad Festival był przygotowany profesjonalnie, z werwą, polotem i smakiem. Targi natomiast okazały się niestety tłoczne, populistyczne i klaustrofobiczne. Powinnam może pokusić się o jakieś bardziej wyczerpujące podsumowanie, ale nie wiem, czy to potrzebne. Niech wystarczy zdanie Mariusza Szczygła, które (choć wcześniej niewerbalizowane) jest moim życiowym hasłem:
Wszystko jest jakąś przygodą.
5 komentarzy
Potuczko
Już drugi raz odpuściłam Conrada i bardzo mi z tym źle. Może kolejna edycja będzie moja?
tanayah
Natalio, cieszę się, że mogłam Cię poznać i wymienić choć kilka zdań (choć czuję niedosyt rozmowy, zdecydowanie!) 🙂 Fajnie, gdy blogi zyskuję ludzkie twarze (szczególnie z takim uroczym uśmiechem jak Twój).
kotnakrecacz
Co się odwlecze, to nie uciecze 🙂
Dziękuję!
Dorota
Cieszę się,że miałam okazję Cie spotkać. I faktycznie, ja również zgodzę się ze Szczygłem. Życie jest przygodą i trzeba umieć się nią cieszyć. Ja z Targów miło wspominam czwartek bo był jeszcze w miarę spokój, można było się zatrzymać, porozmawiać..Robisz cudowne, ujmujące zdjęcia 😉
kotnakrecacz
Dziękuję 🙂
Mam nadzieję, że podróż minęła Ci spokojnie 🙂