literatura faktu,  literatura piękna,  varia okołoliteracka

Rozwiązanie konkursu — „Dzienniki lodu”

Szanowni i drodzy czytelnicy KKN 🙂

Dziękuję za udział w lodowym konkursie! Jesteście boscy! <3

Ze wzruszeniem, podziwem i uśmiechem czytałam Wasze prace. A oto zwycięzcy (kolejność przypadkowa)!

HANNA PORADA

Drogi Pamiętniku,
co to był za dzień! Nie umywa się wprawdzie do 14 kwietnia 1912, ale cóż. Okazja do takiej zabawy nie trafia się co dzień, prawda? Dzisiaj nie wywołałem żadnej katastrofy, za to cierpiałem w imię sztuki! Cięli mnie, szlifowali, topiłem się pod ich dotykiem. Miejscem moich tortur był Poznań i ten cały Międzynarodowy Festiwal Rzeźby Lodowej! Już ja im pokażę, niech no tylko Mróz wróci z tych wakacji na Północy. Niech się nieświadome ludzkie istoty cieszą z Zimy, niech się cieszą nawet z przyjścia tego bałwana, Śniegu, który odbiera mi należny szacunek! Dlaczego to jego wyczekują, jego pragną na Gwiazdkę?! Już się nie mogę doczekać, aż będzie padał, może wreszcie sobie coś złamie…
A propos łamania, statystyka na dziś:
– 14 376 upadków na całym świecie,
– 3 402 uszkodzone kończyny, w tym: 1 022 złamane ręce, 586 uszkodzonych nadgarstków, 939 złamanych nóg i 855 skręconych kostek,
– 357 urazów głowy,
– 49 wybitych zębów.
Jestem dumny z tego wyniku, ale trochę mnie już męczy prowadzenie tych wszystkich zestawień. Przechodzą przez ręce Zimy, która zawsze jest zła, że trochę za dużo tych wypadków, aby potem trafić do samego Roku, który ocenia naszą pracę. Każda pora roku musi być porównywalnie lubiana, żeby nie zaburzać równowagi we Wszechświecie. Najgorzej jest konkurować z Latem, ma mocny skład – Słońce, Wakacje i Lody (nota bene, moją wyrodną siostrzenicę, od wiek wieków wszyscy z Rodu Lodów pracowali w imię Zimy, a tu taka zdrada!). Ale z drugiej strony to przecież my mamy Boże Narodzenie, Nowy Rok, Tłusty Czwartek. A kto nie lubi świąt, fajerwerków i pączków?
Ale ja tu o formalnościach, a to przecież nie czas i nie miejsce. Jednak, jak się zastanowić to naprawdę niewiele się działo. Oblodziłem drogi i auta, tam, gdzie nie znają Zimy, chłodziłem napoje. Dzień jak co dzień.
Znalazło się kilku wariatów, tych, którzy mieszkają na Antarktyce, w moim królestwie, którzy postanowili zrobić odwierty, żeby badać atmosferę na Ziemi. Atmosferę miliony lat temu. Zimnego pojęcia nie mam, dlaczego im to potrzebne, ale wystarczyłoby, żeby zapytali, chętnie bym im powiedział. Ale nie! Ci wolą sprowadzić ten sprzęt za miliardy dolarów i męczyć się, i wiercić. A że ja wiercenia nie lubię to, no cóż… 2 wybite zęby należały do kierownika tych prac. Piękne jedynki. Teraz może się pochwalić uśmiechem przedszkolaka.
Chyba już będę kończył. Wkrótce mają zacząć budować te hotele ze mnie. To chyba moja ulubiona robota w sezonie. Odczuwam niesamowitą satysfakcję, że te głupiutkie ludzkie istoty same, z własnej woli tam nocują, marzną… Wiem, wiem, mam paskudny charakter i serce z lodu. Ale co w tym dziwnego? W końcu jam jest Lód, Pan i Władca obu kół podbiegunowych. Nie dla mnie ocieplanie stosunków z kimkolwiek!

MAKSYMILIAN RĘBISZ

Dlaczego jestem szczęśliwy? Może dlatego – tak myślę – że robię to, czego żaden inny mój towarzysz, krewny czy nawet daleki krewny, czego żaden nawet żywioł w ogóle, nie robi.
Dawać szczęście innym – oto, czym się kieruję i oto, na co przeznaczam dany mi tu, na Białym Kontynencie, czas.

Było to podczas bardzo długiej, trwającej dwa dni i dwie noce, burzy śnieżnej. Utknąłem wtedy na drodze do jednego z moich ulubionych zimowisk – tak niespodziewanie zaskoczyła mnie nadchodząca zamieć. Wsunąłem się pod zastrugę i, marznąc tylko trochę, starałem się zasnąć. Sen jednak nie był mi pisany. Biały całun okrywał wszystko nie w ciszy, jak to często nie raz się odbywało, ale z głuchym, przenikliwym i zawodzącym jękiem. Chyba to właśnie ten jęk, a nie z dawna zadomowiony na tych terenach mróz, ścinał z nóg wszystko i wszystkich, zamrażał, zasklepiał i wygładzał.

Wtedy zobaczyłem w śniegu istotę idącą, pochylającą się, upadającą – po chwili znów wstającą i próbującą podążać dalej. Przemieszczał się – bo chyba tak należy określić ten żmudny marsz – na dwóch nogach, kuląc i przytulając do siebie ręce. Z oczu ciekły mu łzy, mrożone natychmiast przez wiatr. Nie miał rękawiczki – zgubił ją pewnie w zawierusze – a dłoń pozbawiona ochrony siniała i coraz bardziej upodabniała się do otaczającej ją bieli.

Wiedziałem już wtedy, że był to człowiek. Ciekawy, nie przestawałem śledzić go wzrokiem, myśląc tylko, skąd się wziął i dokąd zmierza. Z tego, co było mi wiadomo, rodzina nasza nie widziała w pobliżu żadnej kolonii ludzi, którą tak szumnie sami nazywają: ekspedycja.
Wtedy człowiek przewrócił się, dosłownie zdmuchnięty przez wiatr – i straciłem go z oczu.
– Mój drogi – pomyślałem – pozwolisz temu biedakowi leżeć tam i marznąć aż do pewnej śmierci, siedząc sobie samemu pod tym bezpiecznym kawałem zastrugi?
Ta myśl tak mnie zawstydziła i tak naruszyła moje, głębokie wówczas poglądy idealisty, że natychmiast wyślizgnąłem się z jamy i sunąc po śniegu zjechałem w dół, poszukując śladów zaginionego.

Smutny widok przedstawił się moim oczom. Twarz – umęczona, pokryta odmrożeniami i czerwieniejącymi ranami – wysmagana wiatrem, poszarpana lodem, wygłodzona wyczerpaniem i jednostajnym marszem – twarz młoda i niegdyś piękna – pogrążona była w nostalgii. Och, o czym ten człowiek mógł wówczas myśleć? Żył jeszcze, bo śnieg wokół ust topił się pod wpływem oddechu. Nie śmiałem się ruszyć, kontemplowałem istotę ludzką na skraju wytrzymałości.

Ale nadeszło przebudzenie – przekręcił się na bok, wsunął zamrożoną dłoń pod poły kurtki – i chyba zasnął, nie wiedząc, a może nie będąc już świadomym, że zapada w sen wieczny.

Cóżem zrobił? Odgarnąłem ramionami śnieg z twarzy, z okolic serca i z ramion. Słuchałem, jak jego krew płynie coraz wolniej, jak zamarza w żyłach, jak ulatnia się z niej życiodajna prędkość. Ogrzałem go własnym ciałem i z radością czułem, jak moja ochrona przedłuża jego sen.
W końcu, z początku nieśmiało, potrąciłem go podmuchem po twarzy – a kiedy to nie pomogło, zacząłem uderzać ile sił, aż otworzył zalepione oczy.

Popatrzył na mnie nieprzytomnie. Podniósł do nieba rękę, wyszeptał słowa w niezrozumiałym dla mnie języku, podniósł się na kolana – i słuchał.
Słuchaliśmy razem, a wtedy z kierunku, którego opis tylko żywioły Południa zrozumieją, doszedł nas dźwięk dziwny, buczący, ale zupełnie inny od otaczającego okolice jęku blizzardu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że była to syrena z okrętu – wielkiego statku ludzi z Północy.

Wołała go, i człowiek wiedział o tym. Długi czas upłynął, zanim wstał i rozpoczął marsz – ale za każdym razem, kiedy upadał i wydawać by się mogło, że się poddaje, podbiegałem do niego i szarpałem za nogawkę spodni.

Wkrótce straciłem go z oczu – byłem jednak spokojny, że kierunek wskaże mu dźwięczny róg – a jeśliby kiedyś człowiek ten myślał, że jego wybawicielem był ów znak od ludzi, będzie w błędzie.

Bo – wybawiciel jego – z lodu.

AGNIESZKA KUBOŃ

01/11/2017

Rano zbudziło mnie ciepło, którego nie czułem od 9lat. Nie było to przyjemne uczucie. Moje istnienie było zagrożone. Ja, kawał zimnego lodu, skuwającego ludzkie serce, został skazany na smierć przez roztopienie.
Cóż mogło być tego powodem? Czy wczorajsze spotkanie z tą czarnooką kobietą?

Po południu byłem na cmentarzu. Trochę jesiennego chłodu ożywiło mnie, ale to wciąż nie to. Czułem, jak kropla po kropli odchodzę. Co też człowiek, w którego sercu zamieszkałem, wyrabia ze swoim i moim przede wszystkim życiem?

Wieczór też nie należał do przyjemnych. Bardzo długa rozmowa telefoniczna (przyjemna zresztą dla tegoż człowieka) doprowadziła do sporych ubytków na mym lodowatym ciele.
Po skończonej rozmowie człowiek nazwał to “zakochaniem”. Przecież on nie kochał nikogo od przeszło 9lat, od czasu, gdy zmarła jego żona. No ale, podobno, co 9lat ludzie odmieniają swoje życie.

Czy to już pora na mnie? Czy nadchodzi kres moich lodowatych dni? Jestem egoistą, każdy jest, ale czy powinienem poświęcić swój żywot dla wyższych celów? Dla miłości?
Podobno po śmierci istnieje inne życie. Może odrodzę się jako góra lodowa, na przykład ta słynna, która zwyciężyła teoretycznie niezatapialnego Titanica. To byłby spektakularny powrót. Ale i lodowce mają nie najlepiej w obecnych czasach…

 

Czekam na Wasze adresy do wysyłki nagród :))

Możliwość komentowania Rozwiązanie konkursu — „Dzienniki lodu” została wyłączona