literatura faktu,  varia okołoliteracka

Wyspa niebieskich lisów – patronat

Ważne cytaty

Te niezliczone zadania, które zdawały się tak łatwe, kiedy je śmiało szkicowano w dworskich komnatach w Sankt Petersburgu, okazały się znacznie bardziej wymagające na Syberii, pozbawionej infrastruktury, zapasów i odpowiedniej siły roboczej.

Steller zabawił dłużej, niż powinien. Jol (rodzaj żaglowca) na niego czekał, więc nerwowo wiosłował z powrotem w stronę okrętu. Ze zdziwieniem odebrał czekającą na niego filiżankę gorącej czekolady – w tych dniach rzadki i wyjątkowy przysmak. Trudno zresztą o bardziej niezwykły napój w tych okolicznościach. Kakao zebrano gdzieś w Ameryce, prawdopodobnie na południe od Meksyku, potem przewieziono okrętem przez Atlantyk, najpewniej do Hiszpanii, następnie do Amsterdamu i Sankt Petersburga. Wreszcie przewieziono je lądem do Moskwy, a potem przez całą Syberię, załadowano na Św. Piotra i powieziono przez Pacyfik z powrotem do Ameryki, gdzie Steller wypił swój napój jako pierwszy Europejczyk, którego noga stanęła na Alasce. Czekolada przebyła jeszcze dalszą trasę niż marynarze, niemal okrążając świat.

Warstwa konstrukcyjna

„Wyspa niebieskich lisów” składa się z trzech części — europejskiej, azjatyckiej, amerykańskiej i… no właśnie, niektórzy z bohaterów nigdy się tego nie dowiedzą, gdzie zabrała ich geografia. Poszczególne części w podziale na rozdziały tworzą uporządkowaną opowieść o wyprawach XVII-wiecznego duńskiego badacza i wybitnego żeglarza (choć kontrowersyjnego człowieka), Vitusa Beringa. Jego motywacją były przygody, pieniądze, obietnica sławy i wielkich dokonań na polu naukowym i geograficznym.

Z jednej strony wielki dowódca, a z drugiej – zaledwie wykonawca wielkiego planu, który zrodził się w głowie najbardziej europejskiego z rosyjskich monarchów – Piotra Wielkiego, który w momencie, gdy ostatni uczestnicy wyprawy żegnali się z jej celem i własnym życiem, także dawno już nie żył. Przetrwało natomiast nierealne marzenie ogarnięcie nieogarnionego i zbadania niezbadanego, choć przecież własnego – Syberii, z jej rzekami o niewiadomym biegu, ludnością posługującą się nieznanymi językami, niezrozumiałą przyrodą  i niedookreślonymi granicami. Po Syberii celem miały być wschodnie rubieże imperium, na którym nigdy carska noga nie postanęła, a zaraz po niej Czukotka, Kamczatka i wreszcie Pacyfik – ocean jako droga do Ameryki, a dokładniej na Alaskę. Tysiące uczestników ostatniej wyprawy Beringa, zwanej Wielką Ekspedycją Północną, zwalali się nagle na głowy niewielkim społecznościom syberyjskich osad z carskimi ukazami, które w praktyce nie były nawet warte funta kłaków. Ostatnim kilkudziesięciu faktycznie udało się ujrzeć nowy świat. Ale czy nie stało się to zbyt wielkim kosztem? Odpowiedź na kartach książki.

Warstwa literacka

Bown jest prawdziwie zdolnym gawędziarzem, śledzi swych bohaterów tak dokładnie w źródłach, że momentami można odnieść wrażenie, iż to nie literatura faktu, a dobrze skonstruowana powieść łotrzykowska – zgrabna i trzymająca w napięciu. Snuje swe dociekania po nitce do kłębka, podrzuca (a czasem myli) tropy. Bryzę morską czy sztorm naprawdę czuć, skrajne emocje bohaterów dają się niemal fizycznie we znaki (podobnie jak liczne konflikty między nimi), a zęby chorujących na szkorbut marynarzy niemal jako żywo wypadają z brzękiem na pokład.

Perełki

Perełką jest już sam tytuł, którego znaczenia nie mogę tu zdradzić. A treść zachwyca, jako już się rzekło. Bown ma moim zdaniem nietuzinkowy talent do łączenia faktów, wynajdywania powiązań i wyciągania niby prostych, ale jednak zaskakujących wniosków (jak ten o drodze, jaką musiało na Alaskę przebyć kakao). Ma też dar do odmalowywania biografii bohaterów w żywych barwach – jako ludzi z krwi i kości (a więc z ograniczeń swej biologiczności), z marzeń i żalów, z zalet i przywar.  Dzięki temu stają się prawdziwsi, wiarygodniejsi, przewidywalni (co w tym przypadku jest zaletą), a przede wszystkim niemal na wyciągnięcie czytelniczej ręki.

Ach! No i okładka, wielokrotnie ładniejsza niż oryginalna!

Co bym zmieniła?

Hmm… Jedną literówkę i fakt, że tylko dwie książki Bowna ukazały się na naszym rynku wydawniczym. To autor, którego moim zdaniem warto brać (i to pełnymi garściami!) w ciemno, niezależnie od tego, o czym pisze. A pisał już między innymi o piratach, historii szkorbutu, kapitanie Vancouverze i Knucie Rasmussenie. 

Dla kogo tak, a kto powinien unikać?

Dla wszystkich tych, których w obecnej sytuacji zamknięcia pokrzepi myśl o tym, że może być jeszcze gorzej — zimno, wietrznie i w towarzystwie ludzi, od których nie można uwolnić się nie tylko przez długie tygodnie, ale i długie lata. Także dla tych, którzy szukają wrażeń, historii mrożących krew w żyłach i trzymających w napięciu. Oczywiście również dla miłośników awanturniczych historii wielkich podróżników i dawno zapomnianych odkrywców, którzy większości z nas kojarzą się już tylko z nazwami mórz i przylądków na mapach.

Zupełnie nie dla tych, którzy nie gustują w historii i geografii Rosji, ani dla tych, którzy klaustrofobicznie reagują na morskie opowieści, ani też tych, którym problem sprawia wielość bohaterów i ich zagmatwane losy.

Wydawnictwo Poznańskie

Liczba stron: 384

Ocena: 5/6