Wydanie każdej nowej książki Roya Jacobsena z serii Barroy (która najpierw miała być trylogią, a skończy prawdopodobnie jako pentalogia) jest dla mnie i członkiń mojego domowego Klubu Książki jak święto. Wyspiarscy bohaterowie, życie wyznaczane przez pory roku, surowy klimat i krajobraz Norwegii, morze, bezkres i ograniczenie jednocześnie. W „Tylko matce” znana czytelnikom z poprzednich części Ingrid jest już dojrzałą kobietą, gdy znów (po raz kolejny zresztą w sposób nienaturalny) zostaje matką. Dyskusja klubowa była intensywna, a przekąski, jak widać, smaczne 🙂 Pora zatem na kilka cytatów i wniosków.
CYTATY
ℑ Nie ma takiej rzeczy, do której nie dałoby się wykorzystać wyspy, granice dla wyspy wyznacza jedynie wyobraźnia, tak jak dla morza.
ℑ Dostrzega katastrofę zanim się wydarzy, widzi rozpad wszystkiego, kruchość życia. Ingrid stała się słaba – nie przez wojnę czy życie, ani nawet przez utratę miłości i Aleksandra, tylko przez to, że jest matką, a głębia ukazuje jej ten nowy lęk, drżący lęk.
ℑ (…) w ogóle straciła kontrolę nad swoim wnętrzem, naprawdę to, że jest matką zrobiło z niej wrak człowieka.
ℑ Styczeń to miesiąc, w którym powinno się unikać nie tylko myślenia. W styczniu zdarzają się najostrzejsze sztormy, od których myśli jeszcze bardziej mrocznieją.
ℑ Gdyby pastor Samuel był mądrzejszym człowiekiem, zrozumiałby, że nikt nie żyje dłużej niż ci, którzy zaginęli na morzu. Nawet Johannes Hartvigsen pozostawił po sobie głębsze rany, aniżeli zatracona Olavia, która spocząwszy w rodzinnym grobie na suchym lądzie, przypomina zamknięty rozdział.
ZALETY
♥ Większość nadprogramowych serii literackich z kolejnymi tomami traci na jakości. Rzecz zupełnie nie dotyczy jednak Roya Jacobsena i jego bohaterów – mieszkańców Barroy. Styl nadal jest jedyny w swoim rodzaju, a fabuła przyciąga i inspiruje do przemyśleń.
♥ Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy tłumaczki, Iwony Zimnickiej, która doskonale (jak mniemam jako laik) poradziła sobie ze szczególnym słownictwem związanym z morzem, rybołóstwem i żeglugą. Obydwojgu, autorowi i tłumaczce, udało się również oddać ostrą jak brzytwa rzeczywistość, w jakiej znajdują się bohaterowie.
♥ Fabuła „Tylko matki”, podobnie jak fabuły poprzednich części, stoi raczej porami roku i upływem lat niż zwrotami akcji. Obejmuje czas dłuższy niż większość poprzednich części, ale plecie się i wije tak, by utrzymać zaangażowanie czytelnika od pierwszej do ostatniej strony.
♥ Wojna w świecie przedstawionym w powieści dawno się skończyła, ale w rzeczywistości nie kończy się przecież nigdy. Przeniknęła do ziemi, morza, przeszłości, ale i wyborów wszystkich bohaterów. Mieszka w ich dzieciach urodzonych już po jej zakończeniu, w codzienności, odświętności, myślach i decyzjach. Jest daleko, ale też nieznośnie blisko.
♥ Ingrid, główna bohaterka jest tylko matką. Ale trudno pozbyć się wrażenia, że jest nią aż. Matkowanie staje się czymś w rodzaju kolejnego żywiołu, który wstrząsa życiem bohaterki, jakby mało było w nim niepewności i surowości.
♥ To pierwsza część serii, która powodowała we mnie tak ogromne napięcie. Może wynikało ono z tytułowego „tylko matkowania”, a więc pełnienia roli, która wielokrotnie potęguje nawet najmniejsze i najprostsze lęki – choćby zupełnie niezwiązane z tym aspektem życia. W dodatku sprawy w książce przybierają doprawdy niespodziewany, dramatyczny obrót. Człowiek – zarówno bohater, jak i czytelnik – boi się, matka boi się potrójnie. Ale też tylko jej nie wolno tego wyrazić.
♥ Jestem absolutnie zauroczona kreacją postaci pastora Samuela – jest jak powiew świeżości, człowiekiem zewnętrznym wobec wyspy, który jednak ku swemu (i mojemu!) zdziwieniu odgrywa w życiu jej mieszkańców coraz większą, ale i niewdzięczną, rolę. Wątpi w konieczność powoływania się na Boga, oświadcza się wybrance w najmniej odpowiednim momencie i nie wyprawia się w morze przy dobrej pogodzie.
♥ Po raz pierwszy również (a może po prostu tego nie zapamiętałam?) zwróciłam uwagę na dyskretne poczucie humoru (autora? narratora?) wplecione w narrację i charakterystyki bohaterów. Zdejmuje ono nieco fabularnego napięcia, będąc jednocześnie niezawodnym dowodem na literacką i kreacyjną sprawność Jacobsena.
NIEDOCIĄGNIĘCIA
∇ Nie znalazłam.
∇ Chociaż… wolałabym, żeby czekanie na kolejne części trwało krócej niż rok 😉
DLA KOGO
ℜ Dla czytelników poprzednich części serii Barroy i tych, którzy zaczynają przygodę z Jacobsenem – każdą z części da się bowiem czytać niezależnie.
ℜ Dla entuzjastów prozy skandynawskiej (w swym pochodzeniu i charakterze) – oszczędnej w słowach i środkach, ostrożnej, surowej.
ℜ Dla tych czytelników, którzy wraże szukają w nie w zwrotach akcji, ale w powolnym upływie czasu wyznaczającym ewolucję bohaterów.
PS Czytam to, co napisałam powyżej i… czuję, że wyszłam z wprawy. No cóż, z pustego i Salomon… Pozostaje tylko czekać na więcej czasu i ochoty. I na kolejną książkę Jacobcena 🙂