Bez kategorii,  varia okołoliteracka

Sześć zimowych propozycji lektur na najdłuższe wieczory roku

Kiedy myślę o zimowych wieczorach, myślę o fotelu, myślę o kocie, o gorącym kakao, punktowym świetle i książkach. Oczywiście motyw to dość oklepany, więc nie jestem w swych wyobrażeniach odosobniona. Wszak to wzór kulturowy i bardzo teraz medialny. Ale kiedy usiadłam przed komputerem, by zaproponować Wam kilka lektur idealnych na ten czas, rozpatrzyłam kilka ewentualności, czy też sytuacji, w jakich właśnie w grudniu będziecie potrzebowali lekturowego wsparcia. Znajdzie się tu więc…

… coś nieoczywistego w tym dziwnym czasie, kiedy otrzymujemy tak wiele oklepanych życzeń i pustych frazesów;

… coś lirycznego, jeśli będziecie chcieli wpisać się w zimową chandrę, potęgowaną smogiem i ciemnością;

… coś zabawnego, jeśli dysponujecie ograniczonym czasem, ale i kulturalnym humorem;

… coś osadzonego w zimowym klimacie, jeśli preferujecie jedność czasu rzeczywistego i akcji powieści;

… coś klasycznego, ale z mniej klasycznej dla literatury dziedziny — architektury;

… coś, co nazywam arcydziełem, jeśli chcecie obcować z geniuszem (przynajmniej według moich subiektywnych wytycznych).

A oto i one, bohaterki tego artykułu, w kolejności przypadkowej. 

Partnerem artykułu jest księgarnia internetowa merlin.pl. Każdą z książek, o których dziś piszę, możecie tam kupić w promocyjnej cenie. Nie mogę również nie dodać, że w świątecznej akcji promocyjnej do 19 grudnia przesyłka do kiosków Ruchu jest darmowa, a przy zakupach za kwotę wyższą niż 49 złotych dostaniecie 15 złotych rabatu 🙂

Gdybyście chcieli zamówić właśnie którąś z poleconych przeze mnie lektur, kliknijcie w tytuły, podaję Wam odpowiednie linki.

COŚ NIEOCZYWISTEGO

Chyba najbardziej nieoczywistą książką z tych pokazanych na powyższym stosie jest „Niepocieszony” Kazuo Ishiguro. Kiedy po raz sześćset pięćdziesiąty czwarty usłyszycie o zdrowych spokojnych świętach, będzie dla Was lekarstwem kafkowski (albo ishigurowski właśnie!) klimat, niedookreśloność, dziwaczny bohater — zasłużony pianista, który przyjeżdża na koncert o miasta, które okazuje się być jego… rodzinnym. Spotyka obcych ludzi, którzy jednak znają go od dzieciństwa, pierwszy raz bywa w miejscach, które zna jak własną kieszeń, wreszcie poznaje rodzinę, którą sam założył. W dodatku rzadko kiedy dziwi się tym zbiegom okoliczności. Jest w tej powieści magia i realizm, a każde z nich jest tylko hologramem i odbija drugie. 

Tłumaczenie: Tomasz Sikora, Wydawnictwo Albatros, liczba stron: 552

COŚ LIRYCZNEGO

Nie chcę polecać tej książki, dlatego, że jest nagradzana, dlatego że modna i bestsellerowa. Chcę ją polecić, dlatego, że jest liryczna, a choć opowiada o śmierci, nie ma w niej ani krzty histerii i żalu, wyłącznie tlący się smutek. „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” są bardzo grudniowe, bo to w grudniu najczęściej myślimy o tych osobach, które już tych swoich rzeczy nie uprzątną… Jak mama Marcina Wichy, o której traktuje jego esej.

Wydawnictwo Karakter, liczba stron: 184

COŚ ZABAWNEGO

„Pegaz zdębiał” Stanisława Barańczaka w niedawno wznowionym (i uzupełnionym!) wydaniu, to rewelacyjny zbiór językowych popisów autora, który był niekwestionowanym mistrzem swojego translatorskiego i literackiego fachu. To idealna propozycja dla osób obdarzonych niebanalnym poczuciem humoru i wyczuciem językowym, który mają ledwie chwilę czasu podczas porannej kawy czy przerwy lunchowej. Z każdego zakątka lektury czyhają na czytelnika nietypowe (i dzikie!) językowe stwory — obleśniki, idiomatoły, bezecenzje i inne cudactwa. W dodatku książka jest rewelacyjnie zaprojektowana typograficznie. Normalnie muchy nie siadają, a pegazy dębieją 🙂

Wydawnictwo Agora, liczba stron: 423

COŚ OSADZONEGO W ZIMOWYM KLIMACIE

A jeśli zimą lubicie czytać o zimie, sięgnijcie po lekturę z górnej półki — po „Pragnienie” Richarda Flanagana, australijskiego laureata nagrody Bookera (za inną książkę, „Ścieżki północy”). W tej powieści autor rozprawia się z bohaterami, których znamy raczej z zupełnie innej strony. Z pisarzem Charlesem Dickensem, podróżnikiem Johnem Franklinem oraz jego żoną, Lady Jane. To historia na pograniczu „dzikości” i „cywilizowania”, w której ci, którzy mają być „dzikimi” wykazują większy stopień ucywilizowania niż ci, którzy teoretycznie krzewią nowoczesne wartości. To historia XIX-wiecznego, kolonialnego jeszcze, świata w ujęciu do góry nogami.

Tłumaczenie: Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, liczba stron: 252

 

 

COŚ KLASYCZNEGO, ALE NIETYPOWEGO

Każdy gatunek literatury ma własne pozycje klasyczne. Niewątpliwie do kanonu pozycji dotyczących architektury należy „Deliryczny Nowy Jork” Rema Koolhaasa. To zarazem literatura faktu, manifest architektoniczny oraz rozważania na pograniczu architektury i filozofii, które to pogranicze nazywam archizofią. Nowy Jork jest tu organizmem żywym, planem urbanistycznym (tym zrealizowanym i niezaistniałym), makietą, sceną, widownią, snem i precyzyjną matematyką. Ta opowieść o mieście, które jest jednym z najważniejszych punktów na mojej życiowej mapie, jest jednocześnie jedną z ważniejszych (i najpiękniej wydanych) pozycji na moim regale. Doskonała na grudzień, bo obszerna (waga ciężka!) i wymagająca.

Tłumaczenie: Dariusz Żukowski, Wydawnictwo Krakter, liczba stron: 360

COŚ, CO NAZYWAM ARCYDZIEŁEM

I wreszcie mistrz konstrukcji i języka — Paul Auster i jego sztandarowa powieść, „Trylogia nowojorska”. Trzy mikropowieści w jednym tomie, każda rozgrywająca się na scenie tytułowego miasta, które jest nie tylko tłem, ale i bohaterem wydarzeń. Jest tu wszystko, co najbardziej cenię w literaturze pięknej — wyrafinowana, ale subtelna gra z czytelnikiem, nienachalne kulturowe smaczki, pomysł, językowy kunszt (także w wydaniu tłumacza!). Jak deklaruje sam autor: „te trzy historie są w gruncie rzeczy jedną, lecz w każdej z nich moja świadomość sensu opowiadanej fabuły jest na innym etapie rozwoju niż w dwóch pozostałych”.

Tłumaczenie: Michał Kłobukowski, Wydawnictwo Znak, liczba stron: 364

 

6 komentarzy