literatura faktu

Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek

 

 

Dawno nie czytałam książki, która wygrałaby z nocną burzą i pośpiechem codzienności. Dawno też nie czytałam książki, którą pochłonęłabym jednym tchem w pół nocy i pół poranka. Zachęcona tytułem  i zniechęcona wydaniem, które wskazywałoby na tanie romansidło, trochę w stylu Nicholasa Sparksa (którym swego czasu również nie gardziłam), zostałam wchłonięta (!) przez Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek Annie Barrows i Mary Ann Shaffer. To książka urocza i pięknie napisana (w tym bardziej ciekawa, że w formie listów).

Atmosferą przypomina coś pomiędzy Anią z Zielonego Wzgórza a Smażonymi zielonymi pomidorami. Mimo opisów okrucieństw wojny, dobroć jaka bije od bohaterów wywołuje całą gamę pozytywnych uczuć. Nawet jeśli po części dobry styl pisania autorek jest zasługą tłumacza, to wszystkim twórcom należą się brawa. W tym pisarstwie nie ma nic wymuszonego – wydarzenia, historie, portrety bohaterów, a nawet ich indywidualne style pisania listów – wszystko w czasem klaruje się w sposób tak naturalny, że aż trudno uwierzyć, że to tylko literacka fikcja.

Ach! I boska, choć niestety zmyślona, historia o Oskarze Wildzie! Podobnie jak historia o tym jak w kontekście traktowania książek, należy (lub nie należy!) dobierać życiowych partnerów. 

 

 

2 komentarze