literatura piękna

Słoń też człowiek, czyli już czas na Jodi Picoult

 

Co ciekawe, słonie potrafią bezbłędnie określić, kto im sprzyja, a kto wręcz przeciwnie. Tymczasem my, ludzie, nadal włóczymy się po nocach w ciemnych zaułkach, dajemy się nabierać na piramidy finansowe i pozwalamy wciskać sobie kit w komisie samochodowym.

 

Od dobrej literatury oczekuję tego, że zabierze mnie w inny świat i pokaże mi coś, czego wcześniej nie doświadczyłam – słowem, czegoś mnie nauczy. Oczekuję też tego, że będzie dobrze napisana – nie tylko poprawnie, ale dobrze – w sposób niewymuszony, naturalny i charakterystyczny. Powieści zagraniczne muszą być w dodatku dobrze przetłumaczone, by nie straciły swojej pierwotnej wymowy i nie raziły głupimi błędami. Oczekuję też, że z lekturą spędzę wartościowy czas, którego nie uznam za stracony, bo czytaniu będą towarzyszyły emocje. I dostałam wszystko, czego oczekiwałam. Od Jodi Picoult otrzymałam dobrą literaturę, od słoni, o których pisze, lekcję o naturze cierpienia i przywiązania i o dziwo – człowieczeństwa, od Prószyńskiego dobre tłumaczenie dobrze napisanej książki. Czego chcieć więcej? Już czas na parę słów więcej…

Jenna ma 13 lat i trudną przeszłość rodzinną. Wychowywała się w bajecznym rezerwacie dla słoni, ale straciła matkę, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach i ojca, bo ten po zniknięciu żony pogrążył się w chorobie psychicznej i od dekady nie opuszcza szpitala psychiatrycznego. Jenna po 10 latach tęsknoty i marazmu postanawia działać i odnaleźć Alice. Pomocników ma, trzeba przyznać, nietuzinkowych – miejscową jasnowidzkę-oszustkę i byłego policjanta, który prowadził sprawę zaginionej. Narratorami będzie cała trójka, ale także Alice, gdziekolwiek jest, jeśli jest. Historia toczy się więc wielotorowo, ale logicznie. Picoult przeplata fabułę informacjami na temat słoni – wzruszającymi lub zabawnymi, ale niezmiennie ujmującymi i wzbogacającymi poznawczo. Uważny obserwator znajdzie też motywy, które bezpośrednio odnoszą się do aktualnych wątków fabularnych. Mnie zainspirowały do grzebania i poszukiwań literatury naukowej na temat tych fascynujących zwierząt, niejednokrotnie bardziej ludzkich niż my sami.

Już czas to powieść dopracowana we wszystkich szczegółach. Nie ulega wątpliwości, że Picoult jest świetnie przygotowana do swojej pracy, oczytana, zafascynowana tematem. To bywa zaraźliwe – w jednoznacznie pozytywnym sensie. Klasy dodaje powieści świetnie skonstruowany wielogłosowy narrator, piękny, literacki język i ogromne poczucie humoru, widoczne szczególnie w niewymuszonych, naturalnych dialogach. Na łopatki położyło mnie celne porównanie smutku do brzydkiej wersalki, którą przykrywamy narzutą i wciskamy w kąt, aż w końcu uczymy się  z nią żyć, czy trafione w punkt zdanie: obrzuciła mnie słowami jak błotem, ale teraz już wyschły i mogę je strzepnąć. Nie raziły mnie nawet wątki metafizyczne, które zazwyczaj działają na mnie jak płachta na byka. Ale w przypadku Picoult nie miały nic wspólnego z para(nie)normalnością czy fantastyką, za którymi delikatnie mówiąc nie przepadam. Podejście zaś autorki najłatwiej będzie mi wytłumaczyć, posługując się słowami jej samej:

Kiedy jesteś punktem, widzisz wyłącznie punkt. Kiedy jesteś linią, widzisz tylko linię i punkt, a gdy jesteś trójwymiarowy, widzisz trzy wymiary, linie i punkty. To, że nie widzimy czwartego wymiaru, nie oznacza, że on nie istnieje. Znaczy tylko, że jeszcze do niego nie dotarliśmy.

Wiem, że pojawiło się wiele głosów niezadowolonych miłośniczek (bo przecież nie miłośników) Jodi Picoult, do których sama niekoniecznie należę – że nie ta Jodi, co kiedyś, że schemat zupełnie inny, że temat nie taki. Ale czy to nie lepiej, że autor nie powiela schematów? Czy to nie dobrze, że podejmuje nowe wątki i tematy? Czy naprawdę lepiej czytać mniej lub bardziej udane kalki poprzednich powieści? Dla mnie, czytelniczki zaledwie trzech powieści Picoult, wszystkie te zarzuty są zaletami, a Już czas powieścią szczególną – na wielu płaszczyznach. Wyjątkową dla mnie osobiście (także poznawczo), ale i pod względem poruszanego tematu, nietuzinkowego zakończenia i całej konstrukcji książki. Zapamiętam ją. Jak słonica.

Jestem księżniczką w wieży z kości słoniowej własnej roboty, gdzie każda cegła jest odlana z historii.

 

Jodi Picoult
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Liczba stron: 512

Ocena: 5/6

 

5 komentarzy

  • Ensorcelee Mija

    Bardzo chcę przeczytać tę książkę 🙂 Do tej pory czytałam już 4 książki Jodi Picoult, dwie świetne, dwie gorsze, ale coś czuję, że ta będzie należeć do tej pierwszej grupy 🙂

  • Zjadam Skarpety

    Strasznie lubię tę autorkę, ostatnio przeczytałam "W imię miłości" i teraz potrzebuję nieco przerwy, gdyż muszę dawkować sobie jej prozę, to jednak tę książkę i tak prędzej czy później przeczytam! 🙂

  • Aneta Wojtiuk

    Nie przeszkadzało mi to, że Jodi trzymała się swoich schematów. Wiedziałam po prostu czego się spodziewać. Ale na pewno nie zarzuciłabym książce tego, że… nie jest schematyczna. Co jak co, ale to zaleta! Zwłaszcza, jak autorka zaskakuje. Lubię Picoult, chętnie jej książki czytam. "Już czas" wczoraj kupiłam i niedługo zacznę czytać. 🙂