literatura piękna

PUSZKIN I FABRYKANTKA ANIOŁKÓW

 

Szczypta nieobliczalności, gram mroku pomieszanego z zagadkowością i pół litra
napięcia – czyli przepis na to, jak połknąć 500 stron w dwa dni.

 

“Fabrykantka aniołków” to książka, którą czytałam z prawdziwą przyjemnością. Mimo
pewnych niedociągnięć, trzyma w napięciu i naprawdę trudno się od niej
oderwać. Pewnie dlatego, kolokwialnie mówiąc, połknęłam tak szybko te
500 stron. Fabuła książki wciąga i pociąga, mroczny i niepokojący klimat
książki, jej niejednoznaczni bohaterowie i ciekawie budowana narracja
to jej niewątpliwe zalety. Ponadto dzieje się dwupłaszczyznowo – w
czasach obecnych oraz w pierwszej połowie XX wieku, całość jednak po
woli, lecz nieuchronnie, zmierza do jednego punktu i rozwiązania
zagadki.

Pozytywny obraz zaburzały nieco pewne niedociągnięcia, głównie wydawnicze lub
związane z tłumaczeniem. Jedna z bohaterek na przykład wraca do domu, by
“zluzować” (sic!) drugą, opiekującą się jej dziećmi… Są też dwa błędy
w jednym z przypisów (“(…) białymi autobusami (…) wywieziono
niemieckich z obozów koncentracyjnych ponad trzydzieści tysięcy więźniów
ze Skandynawii (głównie Norwegów iDuńczyków).”) (sic! vol. 2). Dość
łatwo, co jednak nie powinno zdarzać się w powieściach kryminalnych,
również domyślić się, kto zawinił jednej ze zbrodni, ponieważ był to
jedyny bohater, wobec którego narrator nie był wszechwiedzący.

Każdemu, kto sięgnie po tę książkę, polecam również wypisywanie imion bohaterów i
podstawowych o nich informacji – jest ich bowiem tyle, że z powodzeniem
można by nimi obdzielić trzy inne powieści – jak się jednak na końcu
okazuje, każdy z nich jest potrzebny.

 

1

 

2 komentarze