literatura piękna

O tym co wydarzyło się podczas “Śniadania u Tiffany’ego”

Śniadanie u Tiffany’ego Trumana Capote to moim skromnym zdaniem jedna z najpiękniej nakreślonych kobiecych charakterystyk w historii literatury. Nie ma się więc czemu dziwić, że w główną bohaterkę tej cudnej noweli wcieliła się jedna z najlepszych aktorek w historii kina – Audrey Hepburn – w mojej rodzinie (właśnie dzięki tej kultowej roli) nazywana po prostu wariatką 🙂

Śniadanie u Tiffany’ego to historia fragmentu podróży młodziutkiej Holly Golightly, podróży bez określonego celu, niezaplanowanej i pewnie dlatego tak uroczej. Może jej celem miał być DOM? Ten, który określiła jako miejsce, gdzie czujesz się jak w domu. Historia zapisana jest słowami młodego nowojorskiego pisarza, który sąsiadując z główną bohaterką, zdążył ją pokochać i pewnie też trochę zrozumieć – a spróbujcie kiedyś zrozumieć wariatkę!

Ta cudna historia o szukaniu i nie znajdowaniu zaczyna się wraz z pojawieniem się Holly, a kończy się wraz z jej zniknięciem. Jest lekka jak naszyjniki od Tiffany’ego, urocza jak sama Holly, ale i mądra jak… jak ona sama. Całość okraszona jest pięknym humorem słownym i sytuacyjnym (W powietrzu mogłyby pływać rekiny, nieprawdopodobne natomiast wydawało się, by zdołał się w nim unieść samolot), który wywołuje u czytelnika szczery śmiech. Na deser specjalnie dla mnie – odnaleziony kot z chuligańskim pyszczkiem!

a

 

2 komentarze