Już o tym chyba wspominałam, ale Haruki Murakami napisał kiedyś (teraz zupełnie nie potrafię sobie przypomnieć, w której powieści), że brak jest tak naprawdę czymś dodatkowym, a nie ujmującym czegoś – obecnością braku, czymś więcej, nie mniej. Miałam ten wniosek z tyłu głowy przez całą lekturę „Nieobecności” Krzysztofa Chronowskiego. Powieść to kronika rodzinnych braków w trzech (bo najstarszy z nich jest w moim przekonaniu nie mniej ważny niż dwóch głównych bohaterów) pokoleniach mężczyzn, których dzieli wszystko i łączy tytułowa nieobecność.
CYTATY
ℑ W domu niczego się nie naprawia, bo kto niby ma pewność, że jutro nadejdzie? Czy świat nie skończy swojego pokręconego biegu właśnie w tym miejscu pod naszymi stopami, przez które nie przebiega żadna linia demaskacyjna? Złośliwie sterczę w przejściu, nie wiadomo na co, po czym wbiegam na kredens.
ℑ Nie miał ani jednego krawata, to była jego mała sztuka protestu, ale śnieżnobiałe koszule zawsze wpuszczał w uprasowane na kant spodnie. Kiedy z Tobą rozmawiał, trzymał kciuki wsunięte w szlufki i odchylał się lekko do tyłu. Przyszedł na świat w wigilię katastrofy tunguskiej, a ja urodziłem się na trzy minuty przed drugim wybuchem w Czarnobylu.
ℑPod łukowym sklepieniem krzyżują się plany na przyszłość i smukłe klingi floretów. Plakat przy wejściu przedstawia scenę kolonialną stylizowaną na francuską grawiurę: biały pan pędzi przed sobą czarnych niewolników. Rzezany w glinie herb któregoś z władców dzielnicowych i przyszpilony do drzwi palarni schemat procesu warzenia piwa.
ZALETY
♥ Konstrukcja powieści przypomina mi rozbite lustro. Niby da się ułożyć układankę z kawałków, które się rozpadły, ale ze szkłem jest ten problem, że nie wiadomo, która jego strona jest tą właściwą, a która rewersem. Obydwie będą może nawet pasować, ale wersje rzeczywistości będą swoimi lustrzanymi odbiciami. Z mojej perspektywy to zaleta, zamysł autora, ale rozumiem, że może stanowić przeszkodę. Nie każdy zagra w te polskie klasy z Chronowskim, tak jak nie każdy miał ochotę na Cortazara.
♥ Przeczytałam tę niewielkiej objętości książkę dwa razy. Drugi raz spowodował, że nieco inaczej rozłożyłam akcenty i inaczej poskładałam to lustro, w którym przeglądają się bohaterowie. I to była dobra decyzja.
♥ Sposób narracji i podział na drugo- i pierwszoosobową, niby nic nowego, niby nic odkrywczego, ale idealnie sprawdza się w dzieleniu płaszczyzn fabularnych. A oprócz tego pięknie pokazuje emocjonalny stosunek narratora do własnego i ojcowskiego (chyba nie zdradzam zbyt wiele) życia w bliskości i oddaleniu, w obecności i braku.
♥ Nie ma co ukrywać, że powieść Chronowskiego idealnie w moich przemyśleniach udowadnia tezę, o której wspomniałam we wstępie. Kiedy ktoś nie ma ręki, raczej ma jej brak. Kiedy ktoś nie ma ojca, zostaje z tym brakiem, jak z obecnością nieobecności, z nadmiarową pustką – ten oksymoron nabiera po lekturze sensu.
♥ XX wiek namieszał bohaterom w życiach i jego obecność w rodzinnych historiach bohatera sprawiła, że liczba płaszczyzn, na których można pojmować powieść wzrasta, komplikuje się, ale też osadza w tej swojskości (nawet jeśli brutalnej, nieprzyjemnej i okrutnej), którą znamy z własnych rodzinnych opowieści.
♥ Nie mogłabym nie wspomnieć o okładce (projektu Artura Burszty), która od pierwszego wejrzenia wygrała moje zainteresowanie powieścią. Nie zamierzam sugerować czytelnikom jej interpretacji – dość powiedzieć, że pasuje jak ulał.
NIEDOCIĄGNIĘCIA
∇ Ostatnia część książki była już męcząca w swej niedookreśloności. Trochę jakby zbyt wiele miało się z mieścić w połowie arkusza przewidzianego wcześniej. Chaosem stoi ta powieść, ale to jej zaleta. Ostatniej części chaos gubi się sam w sobie.
DLA KOGO
ℜ Dla czytelników lubujących się w nieoczywistościach, w powiązywaniu luźnych fragmentów w sobie (bo niekoniecznie autorowi) pasujący sposób.
ℜ Dla entuzjastów gier literackich, postmodernistycznych układanek fabularnych i językowych, których nie zmęczy nadmiar, który ilustruje tytułowy niedomiar.