literatura piękna

„Kobieta ze szkła”

Ale prawda nie jest stała i niezmienna jak ziemia, Rosa wie o tym najlepiej. Prawda to woda lub strumień; prawda to lód, i tak jak on każda opowieść z czasem zmienia kształt.

Jest coś surowego, ale magicznie przyciągającego w klimacie, kulturze, czy historii Islandii. A kiedy z rzadka ta, nie najtrafniej nazwana Ziemią Lodu, wyspa staje się bohaterką powieści, apetyt czytelniczy rośnie. Tym lepiej, że niebawem pojawi się na naszym rynku wydawniczym „Kobieta ze szkła” brytyjskiej autorki, Caroline Lea. Polecam ją Waszej uwadze.

Rok 1686. Dwudziestopięcioletnia Rosa, główna bohaterka powieści, po śmierci ojca, szykuje się do wyprowadzki z rodzinnego domu i wioski i dalekiej podróży, po której ma dołączyć do świeżo poślubionego małżonka, Jona. Jej wybranek pełni w nadmorskiej osadzie funkcję bondiego, zarządcy, który zapewnia mieszkańcom bezpieczeństwo i pożywienie. Młoda (jak na dzisiejsze standardy) kobieta musi opuścić matkę, ukochanego z dzieciństwa i cały znany sobie świat, by znaleźć się w miejscu dziwacznym, nieprzyjaznym i zimnym, nie tylko z powodu temperatury. Jon okazuje się być człowiekiem zamkniętym w sobie, stroniącym od towarzystwa poddanych (poza osobistym pomocnikiem, Peturem) i niebezpiecznym, choć pozbawionym agresji. Zabrania żonie kontaktu z mieszkańcami osady, a i sam niechętnie się do niej odzywa. W dodatku krok w krok podąża za nim plotka o tym, jakoby skrzywdził poprzednią żonę, Annę, która rzekomo zmarła na chorobę wywołującą wysoką gorączkę kilka miesięcy wcześniej. Rosa jest przytłoczona samotnością, tęsknotą, strachem i niepokojącymi myślami, które potęgowane dziwnymi dźwiękami dochodzącymi z zamkniętego strychu nie dają jej spokoju. Docierają do niej niepokojące pogłoski o szaleństwie Anny, o jej możliwie pustym grobie, wreszcie o mrocznej przeszłości obydwu mężczyzn, z którymi dzieli dom. A wszystko to w surowych realiach XVII-wiecznej Islandii.

Główną wadą większości wydawanych współcześnie powieści historycznych (jeśli nie liczyć literackiej wartości, tudzież jej braku) jest ich schematyczność, przewidywalność i wiki-research. W przypadku „Kobiety ze szkła” jest inaczej. Caroline Lea zawarła w swej powieści wszystkie elementy, które powinny zapewnić wydawniczy sukces książce, po którą sięgną wielbiciele mrocznych zagadek i zimnych północnych rejonów świata. Jest surowość przyrody, spotykane tylko na tych terenach zwierzęta, śnieżne zamieci, islandzkie sagi, szklane amulety, nieodczytane runy, tajemnice z przeszłości, dynamika małych rolniczo-łowieckich społeczności. A wszystko to nienachalne i zgrabnie zawiązane na wątkach fabularnych jak węzełki na sieci rybackiej —  spójne, mocne i tworzące jednolitą i użyteczną całość.

Językowo również jest nieźle. Ciekawym zabiegiem jest zastosowanie czasu teraźniejszego i narracji trzecioosobowej w większości rozdziałów dotyczących Rosy i przechodzenie w narrację pierwszoosobową przy rozdziałach przedstawiających perspektywę Jona. Te dwa fabularne wątki – jeden chronologiczny, drugi achronologiczny – łączą się tam, gdzie historia ostatecznie powinna się spleść. To duża zaleta. Inną jest wiele dokładnych opisów codziennych czynności bohaterów związanych z utrzymywaniem gospodarstw. Nie wychodzi to autorce tak dobrze jak choćby Royowi Jacobsenowi (KLIK), ale i tak wzbogaca wiarygodność historii i narracji. 

To nie tak, że nie widzę wad tej książki. Z podejrzliwością patrzyłam na grudniowe odwilże (a może to ja nie wiem czegoś o islandzkiej pogodzie?) i momentami drażniło mnie tłumaczenie (bo jednak „religijni fanatycy” i „żony – szare myszki” nie brzmią jak XVII-wieczna Islandia). Żałuję również, że nie przywiązałam się w zasadzie do żadnej z postaci. To jednak chyba tylko rysy na tytułowym szklanym amulecie. Jest dobrze. Zdecydowanie lepiej niż w kiepskiej „Miniaturzystce” (KLIK), do której powieść Lei jest porównywana. Mnie kojarzyła się raczej ze „Skazaną” (KLIK) Hannah Kent.

W historię „Kobiety ze szkła” wchodziłam z przyjemnością i zainteresowaniem, czasem nawet przejęciem. Czułam chłód, metaliczny posmak krwi, surowość klimatu i obyczajów. Brak miłości i ciepła pomiędzy bohaterami odczuwałam niemal fizycznie. Ciosy bolały, wiatr faktycznie smagał, drewno skrzypiało złowrogo w momentach największego napięcia. Czasem brakowało tchu, czasem wyczerpywała walka o przetrwanie. Większość tych uczuć nie należy do przyjemnych, ale to, że powieść je wywołała świadczy o niej jak najlepiej.

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli niesztampowych powieści historycznych, których fabuła toczy się w nieoczywistych miejscach i  niepopularnych czasach; dla czytelników, którzy lubią się przestraszyć, zaskoczyć i zastanowić.

Kto powinien unikać: czytelnicy spodziewający się raczej obyczajowej opowieści o miłości, a także ci, którzy nie przepadają za chłodem i naturalizmem – czy to w naturze, czy w życiu.

Caroline Lea

tłumaczenie: Łukasz Małecki

Wydawnictwo Literackie

liczba stron: 407

Ocena 4,5/6

4 komentarze