Bez kategorii

Gimnastyka myśli, zagadki matematyczne i Marek Krajewski jako władca liczb

Lekko przekrzywiwszy głowę, widziałem wyraźne tytuły. Na pierwszym stosie leżały wydania autorów starożytnych, wśród nich ozdoba mojej kolekcji – siedem tomów dzieł wszystkich Cycerona w monumentalnym wydaniu Johanna Caspara von Orelliego. Na dwóch następnych gramatyki i opracowania języków starożytnych. Na kolejnym stosie oprawione wydania czasopism polskich i niemieckich, a na pozostałych – książki historyczne i naukowe. Wszystkie one leżały w idealnym alfabetycznym porządku. Wszystko miało u mnie swój początek i koniec.
Oprócz mojego ostatniego śledztwa.
Edward Popielski znany czytelnikom z wcześniejszych powieści Marka Krajewskiego, prowadzi swoje ostatnie śledztwo na kartach Władcy liczb. Wrocławiem lat ’70-tych wstrząsa seria dziwacznych kombinowanych samobójstw, co zbiegnie się w czasie z wizytą ekscentrycznego starszego pana, który poprosi Edwarda o pomoc. Coś, co mogło być zwyczajną sprawą spadkową urasta do rangi okultystycznej tajemnicy i matematycznej łamigłówki. Okaże się bowiem, że tytułowemu władcy liczb nawet w twardo stąpającym po ziemi Popielskim uda się zasiać ziarno niepewności. Czy samobójstwa da się wytłumaczyć wzorem matematycznym? Czy też może krwawe wydarzenia w ogóle nie są samobójstwami? I co ma do tego kapucynka kataryniarza? Krajewski zadaje intrygujące pytania i udziela jeszcze bardziej intrygujących odpowiedzi. Na bohatera czeka włoska partia szachów, nocne rozmowy z bandziorami, przymusowy koncert symfoniczny oraz wizyty u fotografa i wróżki.
Pozostaję pod ogromnym wrażeniem lektury. Uwielbiam na swój sposób uroczych i ekscentrycznych bohaterów, a Popielskiemu żadnej z tych cech odmówić nie można. Jego miłość do kultury klasycznej, którą i ja w sobie pielęgnuję, wzruszała mnie nieustannie, podobnie zresztą jak matematyczne uzasadnienie podejmowania decyzji i przeze mnie często stosowane. Bo i jak tu nie uwielbiać tych subtelnych klasycznych smaczków i dziwactw byłego policjanta?
Gdy już schowałem się wśród drzew, przypomniałem sobie, że nie zapytałem portiera o erotyczne wyczyny swawolnej primabaleriny. Przystanąłem, aby wrócić, ale po chwili zastanowienia machnąłem na to ręką. Nie było to zresztą na tyle ważne, by z cienia wychodzić na pełne słońce i znów narażać moje subtelne filologiczne ucho, które wciąż doskonalę w tekstach Cycerona, na kolejne poronione płody językowe takie jak “ten tego” czy “rany koguta”.
Za najbardziej wartościowe uważam lektury, które gimnastykują mój mózg i powodują zakwasy. Podoba mi się idea życia, które da się rozpisać za pomocą sekwencji przemiennych i nieprzemiennych oraz intryga budowana na założeniu, że kombinacja dni, punktów i łańcuchów wyliczonych matematycznie prowadzi do tragedii. Nitki są zapętlone, a jednocześnie logicznie wytłumaczalne. Idealne połączenie.
Władcę liczb czytałam dość długo, hołdując zasadzie festina lente. Także dlatego, że
zagadkę, a właściwie zagadki, rozwiązywałam razem z bohaterami – Popielskim, jego kuzynką Leokadią, synem Wacławem Remusem vel…  Nic
więcej nie powiem, bo jeszcze zgadniecie szybciej niż zrobiłam to ja. Bardzo pomaga w tym także jedyne w swoim rodzaju wydanie.
Już początek intryguje, ale im dalej w las liter (i liczb!) tym lepiej – do końca trzyma w napięciu. Wiem, że w recenzjach pojawiły się zarzuty, że to jedna z najsłabszych książek autora. Jednak na początkującym miłośniku czołowego polskiego filologa klasycznego wrażenie robi niebywałe. Aż strach pomyśleć, jakie są najlepsze, jeśli najgorsze są tak dobre? Jedno jest pewne – to książka specyficzna, zatem albo Władcę pokochacie albo będziecie rozczarowani. Tertium non datur.

Marek Krajewski
Wywawnictwo Znak
Liczba stron: 316

Ocena: 5/6

6 komentarzy

  • Lara Notsil

    Na początku się podekscytowałam i już chciałam zamawiać, później zapał mi minął. Oto powód:
    "i znów narażać moje subtelne filologiczne ucho, które wciąż doskonalę w tekstach Cycerona, na kolejne poronione płody językowe takie jak "ten tego" czy "rany koguta"
    Nie lubię jak ludzie się wywyższają i nie ważne czy mają do tego prawo czy nie. Brak klasy i samozachwyt jest czymś, co omijam szerokim łukiem zarówno w życiu jak i książkach.

  • Anna Potuczko

    Matematyka wszędzie! Matura, wydawanie reszty pod cmentarzem i książki z równaniami w tle. Ta nauka mnie prześladuje!
    A tak serio, książka wydaje się ciekawa – pytanie tylko, czy taki matematyczny śpioch jak ja da sobie z nią radę 😀

  • Amatorka Cooltury

    Autor, który najbardziej do tej pory "wygimnastykował" mój mózg jest Pilch. Oj ileż ja przewspaniałego słownictwa dzięki temu pisarzowi poznałam… Co do Krajewskiego, no cóż…dawno temu sięgnęłam po jedną jego książkę i tak śmiertelnie się wynudziłam, że póki co nie mam zamiaru tego powtarzać…:P