literatura piękna

Fragment protokołu po spotkaniu orwellowskim

Spotkałyśmy się już po raz trzynasty (!)

Pewnie dlatego spotkało nas tyle szczęścia – nie dość, że pod względem kulinarnym, to jeszcze osobowo-merytorycznym. Na zebraniu pojawiło się 100% uczestniczek, a nawet ponad, jak to bywa w systemach komunistycznych, i w dodatku wszystkie przeczytały lekturę do końca.

Powitałyśmy nową uczestniczkę spotkań — Małgosię, zwaną Okiem lub Oczkiem. Pozostajemy z nadzieję dalszej współpracy 🙂

Tym razem na tapecie miałyśmy Orwella i jego Rok 1984. Na każdej z nas lektura zrobiła wrażenie. Duże. Po godzinach dywagacji doszłyśmy do następujących wniosków:
  • miałyśmy rozmaite wydania książki – mniej lub bardziej naznaczone koleżanką Cenzurą (vide obok)
  • spodobało nam się wiele konceptów autora – m.in. kurz na zmarszczkach, maszyny piszące powieści, Podrygi Poranne, zbrodnioszlaban (osobistym faworytem autorki tych słów jest także wywłaszczenie kapitalistów)
  • cytatów wartych uwagi jest w książce tyle, że nie zmieściłyby się w tym dokumencie (a szkoda!)
  • doceniłyśmy zabiegi tłumaczy (no, poza Oceanią) wsprawie nowomowy
  • Rok 1984 to chyba najbardziej dołująca książka jaką czytałyśmy; książka, która do ostatniej strony wzbudza nadzieję, tylko po to, by zaraz wrzucić ją do luki pamięci. Orwell opisał świat, w którym panowanie nad materią = panowanie nad umysłem (prawda to to, co uznajemy za prawdę, zatem jeśli panuje się nad uznawaniem…)
  • części z nas wątek miłosny się podobał, część uważała go za najgorzej dopracowany
  • zastanawiałyśmy się nad postacią Julii, ale poza podstawowymi wnioskami (nie chciała walczyć z SYSTEMEM, odpowiadało jej omijanie go), nie doszłyśmy do niczego konstruktywnego, ponieważ zaczęłyśmy skupiać się na owłosieniu pachowym… aktorek
  • nie doszłyśmy również do konstruktywnych wniosków w sprawie tego, co jest dla nas najstraszniejsze na świecie (jak dla Winstona szczury)
  • nie zdążyłam zapytać uczestniczek o cytat czarny wąs Wielkiego Brata (w moim wydaniu, s. 88 – czyli dosłownie ostatni akapit przed cz. 2) – czy pojawia się w wersjach cenzurowanych jako hmmm… opis miłościwie panującego Józefa S.?
  • książka jest obrzydliwa – ale fascynująca!
 zdjęcie+3

Jako że nie uśmiechało się nam jedzenie gulaszu z preparatem mięsnym, picia erzacu Kawy Zwycięstwa oraz Ginu Zwycięstwa, w naszej literackiej podróży kulinarnej (w czasie) pojawiły się przysmaki z lat 80-tych lub początku 90-tych. A oto i one:

 
  • śledziki w dwóch wersjach – w sosie tatarskim oraz w oleju z dodatkami (jedne i drugie –
    bosssskie!)
  • sałatka jarzynowa (następnego dnia jeszcze lepsza!)
  • faworki babci Zosi (<3)
  • pomidorówka
  • Prince Polo (tak, już wtedy było!)
  • Polo Cocta (udawana L)
  • ciasteczka w kształcie filiżanek (erzac Kawy Zwycięstwa)
  • ciasteczka-wypluwki
  • słone paluszki
  • orzeszki solone
  • paprykarz
  • szczeciński (też udawany, bo z łososiem – burżujski, dlatego niezjedzony, wolałyśmy prolżarło!)
  • mandarynki klementynki
  • stół = miszmasz, rodem z lat 80-tych, nic nie było do kompletu i gospodyni udaje, że tak miało być.
 

George Orwell
Wydawnictwo Gazety Wyborczej
Liczba stron: 256

Ocena: 5/6

 

4 komentarze

    • Natalia Szumska

      Każdy powód do uczty jest dobry 😀
      Co do wniosku d – nie wiem, szczerze mówiąc jak Oceania brzmi w oryginale, ale raziło nas, że pozostałe nazwy geograficzne są przynależne tylko do "Roku 1984", Oceania natomiast… cóż, istnieje 🙂

    • Amatorka K.

      Ach oto chodziło, ciekawe zastrzeżenie. Mi w nazwie Oceania bardziej przeszkadzało, że na tle tych innych nazw była taka wręcz poetycka. Wschódazja, Eurazja, Pas Startowy Numer Jeden (czy jakoś tak ;)) – przy tych "utylitarnych" nazwach, Oceania brzmi po prostu przyjemnie. I nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z nazwą "Atlantyda", obydwie takie "morskie" 😉