literatura piękna,  varia okołoliteracka

FRAGMENT PROTOKOŁU PO SPOTKANIU KLUBU KSIĄŻKI – “Impresjonista” H. Kunzru

Sabatowo, 25.07.2014

Na klubowym stole może nie tak bogato jak zwykle, ale za to pysznie! Jadłyśmy bossssską zupę pomidorową z mleczkiem kokosowym i soczewicą oraz przyprawami, dal z pomidorów i soczewicy z kurkumą i tandoori, podpłomyki czapami z mąki razowej, dżem sweet mango z imbirem i płatki pszenno-ryżowe, jako substytut ryżu, z którym bohaterowie zajadali (na pewno gorszy) dal. Kto nie jadł, niech żałuje! 

Książkę, o dziwo, pochłonęła (z mniejszym lub większym bólem) znaczna większość stałych uczestniczek spotkań (także nieobecna w tym miesiącu E., której należą się czołobitne hinduskie pokłony za przesłanie swych obszernych spostrzeżeń, wraz z grecką orchideą prosto z wyspy Kos!). Do tego stopnia zachwalałyśmy drugą część książki,  że namówiłyśmy P. do przemęczenia jeszcze kilkunastu procent ciężkostrawnych i zapoznania się z tymi znacznie lepszymi. Co ciekawe, miałyśmy bardzo podobne odczucia po lekturze, co przecież tak rzadko się zgadza. 

A oto i one, odczucia Europejek na temat tej azjatycko-europejskiej książki:

  • Wszystkie ledwo przebrnęłyśmy (a niektórym się nie udało :P) przez pierwszą część, pełną zagmatwanego słownictwa (za E.: jyotish, bidi, czobidar, hidżirowie, paan), naturalistycznych opisów, zbyt kwiecistego języka i wydarzeń, które praktycznie nie służyły fabule książki.
  • Tytuł za cholerę do książki nie pasuje (chyba, że to nasze wyobraźnie, zmęczone wysoką temperaturą nie pracują należycie)
  • Ciekawie zaczęło się robić dopiero, kiedy bohater podążył za głosem serca, tudzież zewem natury (która w zasadzie, obok fizjologii była raczej głównym bohaterem) podążył do Bombaju (?). Kiedy zaś przemieścił się na Wyspy Brytyjskie, jego losy zaczęły nas prawdziwie interesować. Mnie nawet bardzo.
  • Podobała nam się koncepcja wielu osobowości bohatera, zaproponowana przez Kunzru. Zmieniał się jak w kalejdoskopie, dążąc do osiągnięcia jedynego celu, który chyba jednak nie okazał się aż tak wartościowy, by do niego tak uparcie zmierzać.
  • Doszłyśmy do wniosku, że (uwaga spoiler!) najlepszym podsumowaniem Impresjonisty jest urocze powiedzenie mojej babci: Co się martwisz, co się smucisz, ze wsi jesteś, na wieś wrócisz
  • Wzruszały i śmieszyły nas zwyczaje Razdana (Dzień Świra!), historia Elspeth i mur, który wybudował jej mąż, kiedy zakochała się w nie w innym mężczyźnie, ale w innym sposobie myślenia, co było jeszcze gorsze, szalona Star i jej równie szalony ojciec. Nie było zbyt wielu innych dobrych i/lub fascynujących osób.
  • Impresjonista w sposób dobitny i jaskrawy, ale dobrze oddaje zachodni imperializm i wschodnią inność i zazdrość. Dopiero, kiedy Pran vel Bobby vel Johnatan dociera do Europy, zaczyna rozumieć krykieta, korty, trawniki – brytyjską rzeczywistość generalnie. I te dziesiątki prześmiewczych określeń: Angielski i Chrystys. Chrystus i angielski. Nierozłączna para, albo Och mistyczny zachód! Ziemia wełny, kapusty i lubieżnych dziewcząt o okrągłych oczach, czy europejski horror linii produkcyjnych i szczerzenia zębów w uśmiechu.
  • W sposób arcyciekawy opisuje też ekspansję w Afryce (i bukmacherskie zwyczaje plemienia Fotse!), krew i gorzki śmiech zalewa człowieka na myśl o linii telefonicznej na środku czarnego kontynentu.
  • Większość z nas była bardzo poruszona zakończeniem powieści – ślubem Star z nowym nababem Fatehpuru, ostateczną ścieżką obrana przez Johnatana, końcem państewka Fotse.
  • Pokochałyśmy również historię-przestrogę, skierowaną jakby szczególnie do nas – miłośniczek książek: 

Kiedy matka Bridgemana spadła z werandy i skręciła kark (co nastąpiło, gdy Johnatan był jeszcze dzieckiem), jej pogrążony w żałobie mąż przysiągł sobie, że nigdy nie wyśle syna do szkoły w Anglii; co więcej – nigdy nie spuści z oka Jedynej Rzeczy, Jaka Mu Została. Tym sposobem w wieku dziesięciu lat Johnatan umiał jeździć konno, strzelać i świetnie mieszać dżin z tonikiem, ale nie umiał ani czytać, ani pisać. Jego ojciec zupełnie się tym nie przejmował. W jego mniemaniu to umiejętność czytania spowodowała zgon jego żony, która poślizgnęła się na egzemplarzu magazynu „Blackwood’s”, beztrosko porzuconym na frontowych schodach.

  • Ogólnie rzecz ujmując, mimo trudu i męki, jesteśmy zadowolone z poznania tej było nie było, poruszającej historii.

 

Hari Kunzru

Wydawnictwo MUZA SA

Liczba stron: 472

Ocena (moja!): 4/6

 

 

Jeden komentarz