literatura piękna,  varia okołoliteracka

FRAGMENT PROTOKOŁU PO SPOTKANIU DKK — „Rzeka złodziei”

FRAGMENT PROTOKOŁU ZE SPOTKANIA SABATU (CZAROWNIC)

vel KOŁA GOSPODYŃ

Sabatowo, 02.12.2016

Zimę w tym roku przywitałyśmy lekturą prawdziwie zimową — osadzoną na Nowej Fundlandii „Rzeką złodziei” M. Crummeya. Zima wywiała też połowę uczestniczek poza ciepłe pielesze mokotowskiej rezydencji Puszkina.

Otóż kulinarnie może nie pobiłyśmy rekordu, ale było przyzwoicie 🙂 Karmiłyśmy się i poiłyśmy (rezygnując z książkowej suszonej wieprzowiny, mięsa fok, karibu i bobrów):

  • zimową herbatą z pomarańczami i przyprawami do grzańca
  • zupą łososiową (vel książkowym „cienkim rosołkiem”)
  • ciasteczkami kruchymi
  • ciasteczkami chałwowymi
  • ptysiami
  • winogronami
  • białą (jak Europejczycy wśród Indian) czekoladą

img_4395

Dyskusyjnie także było na bogato (może nawet bardziej?), bowiem uznałyśmy, że:

  • Książka jest rewelacyjnie skonstruowana i dobrze napisana (choć niektóre zwracały uwagę na ich zdaniem niepotrzebne — podkreślam „ich zdaniem”, bo mnie to nie przeszkadzało 😉 — przekleństwa, które być może są nawet wynikiem raczej działania tłumacza vel wydawcy niż autora)
  • Podobały nam się niezmiernie charakterystyki bohaterów, bardzo prostych i zwyczajnych, niejednoznacznych, ani dobrych ani złych, ale zawsze z bagażem trudnych doświadczeń.
  • Za rewelacyjny uznałyśmy sposób, w jaki autor odkrywa przed czytelnikiem po kolei karty — dawkuje je ostrożnie, a jednocześnie nie ma w tym nic wymuszonego; nic, co męczyłoby czytelnika.
  • A. odkryła, że okładkowy wodospad to tak naprawdę Kamieńczyk (brawa za spostrzegawczość!)
  • „Rzeka złodziei” kojarzyła nam się po części ze „Wszystkim, co lśni”, „The North Water” i „Wanting”, a tym, które nie przepadają za historiami o Indianach (czyli np. piszącej te słowa;)) udowodniła, że to mogą być naprawdę wspaniałe opowieści.
  • Porównywałyśmy też (te które miały podstawy, bo czytały poprzednio wydane u nas powieści Crummeya) inne książki autora i ta wypadła na ich tle bardzo korzystnie.

Następnym razem widzimy się za 5 tygodni, a na tapecie Amoz Oz i „Opowieść o miłości i mroku”.

img_4397

3 komentarze

  • Radosław

    Nie pomyślałbym o odkrywaniu miejsca, w którym zrobiono zdjęcie na okładkę. Tym większy szacunek dla spostrzegawczość koleżanki. Do ciekawych doszłyście wniosków, myślę, że to musiała być niezła frajda. 🙂 Bardzo korzystnie piszecie o książce, aż samemu chciałbym się dowiedzieć, czy te przekleństwa pasują do powieści. 🙂
    Pozdrawiam

  • Pożeracz

    Wnoszę sprzeciw! Proszę ptysiami nie określać tych drobnych kopii widocznych zdjęciu. To ujma i potwarz dla ptysi o właściwych rozmiarach oraz promowanie nierealistycznych standardów cielesnych!

    • kotnakrecacz

      Drogi Pożeraczu, to były bardzo zacne ptysiaczki! Ale czy te duże nie obrażą się za odmianę: ptysi, zamiast ptysiów (jak: misiów) w dopełniaczu?! 😀 😛