literatura faktu

Bardzo polska historia… wszystkiego

Będzie (…) o ludziach i wydarzeniach dawno zapomnianych lub ostatnio na nowo odkrywanych. wspomnimy tu o postaciach bohaterskich i monumentalnych, które nie mają w Polsce nawet ulicy. Ale opowiemy też o szujach i zbrodniarzach, typach spod ciemnej gwiazdy. Będzie o tych, o których polskości zapomniano, i o tych, których chciano na siłę zrobić Polakami. O postaciach z krwi i kości oraz o bohaterach literackich i filmowych. O herosach popkultury rządzących wyobraźnią milionów. To fascynujące, ilu z nich ma “Polaka pod skórą”.

 

My, Polacy, uwielbiamy czuć, że spełniamy dziejową misję. Jesteśmy Chrystusem narodów, narodem papieskim, kremówkowym i oscypkowym, jesteśmy ostatnimi rycerzami na przedmurzu chrześcijaństwa, pierwszymi obrońcami przed zalewem islamu oraz przodkami wszystkich wielkich ludzi na świecie. Prawda jest jedna – wszystko, co znamy i o czym słyszymy ma historię. W dodatku bardzo polską.

Mamy w swej historii Polaków o biografiach chlubnych, których miejsce w narodowym, ale i światowym panteonie nie jest niczym (nikim?) zagrożone. Ale mamy też tych, o których istnieniu wolelibyśmy zapomnieć oraz tych, w których polskość tylko nas wrobiono.

Czy zatem Kolumb miał polskie korzenie wrastające w królewski ród Jagiellonów? Jak to się stało, że nasza jasnogórska Czarna Madonna zawędrowała na Haiti i weszła do symboliki voodoo? Czy Kuba Rozpruwacz pochodził z Polski, a James Bond był… Polką? I czy Mary Shelley mogła słyszeć o (prawie) polskich Ząbkowicach Śląskich, które w jej czasach nosiły jakże rozpoznawalną nazwę – Frankenstein? O tych i innych zagadkach na kontinuum polskości-niepolskości pisze Adam Węgłowski w Bardzo polskiej historii wszystkiego.

Niektórych znaków polskości, których doszukuje się autor należałoby raczej dopatrywać się na Litwie, w Niemczech albo w Czechach. No cóż, to przecież nie publikacja naukowa, ale skierowana do szerokiej publiczności książka służąca rozrywce. Bardzo przyjemnej zresztą, bowiem zapewniającej aperitif złośliwości, danie główne w postaci wiedzy historycznej doprawionej nieco naciąganymi wnioskami oraz pokaźną porcję poczucia humoru na deser. Wszystko w porcjach iście polskich.

Łyżką dziegciu w beczce miodu jest chaotyczny układ książki, bardzo jednak przypadkowy – ni to chronologiczny, ni to tematyczny, ani nawet alfabetyczny, trudno więc czasem w tym miszmaszu dopatrzeć się ładu. Postacie historyczne mieszają się ze zmyślonymi, bohaterowie z antybohaterami, a podróżnicy ze sportowcami, a przedstawienie ikonograficzne z ludźmi z krwi i kości. Iście polska jajecznica.

Z rozważań Węgłowskiego wynika, że jesteśmy wszędzie – wychodzimy z każdego kąta – otwieramy książkę, gazetę, akta policyjne, a tam Polak. Niedługo będziemy wyskakiwać z lodówki – tej, w której zmieściły się wszystkie dania składające się na Bardzo polską historię wszystkiego. Coś w tym jest, o czym autor pisze w epilogu, może faktycznie coraz mniej młodsze pokolenia wiedzą o sobie samych. I pewnie wypada kształtować lub pielęgnować w sobie krytyczne myślenie, ale i ciekawość polskości i Polaków.

W naszą mentalność idealnie wpisuje się dowcip, który opowiedziała kiedyś Maria Skłodowska-Curie: tylko Polacy w konkursie literackim na dzieło o słoniach napisaliby rozprawę zatytułowaną “Słoń a polska niezależność narodowa”. Tym bardziej tytuł pasuje do książki Węgłowskiego, a słoni autor opisał dziesięć.

bardzo+polska+historia

Adam Węgłowski
Znak Horyzont
Liczba stron: 320

Ocena: 4/6

 

SKRÓT DLA OPORNYCH

Dla kogo na pewno tak: dla historycznych laików, ale tych do szpiku polskich; czytelników, którzy lubią literaturę z przymrużeniem oka i artystyczny nieład w układzie rozdziałów.

Kto powinien omijać: czytelnicy, którzy od literatury popularnonaukowej oczekują podejścia systematycznego; ci, którzy nie znoszą czytać o dziejowej misji Polaków.

 

[Tekst powstał dla portalu Puls Historii]

 

 

2 komentarze

  • Book Trapper

    Dopóki nie doczytałam o jajecznicy, myślałam, że to książka wprost stworzona dla mnie (nie tylko ze względu na "aperitif złośliwości"). I choć lubię smażone jajka, to misz-masz w książkach nie jest najlepszym daniem. Lubię takie teksty o ile nie są przeciągnięte na drugą stronę.